Przez całe lata w rytmie rockowych hitów łomotał działaczy i zwolenników Prawa i Sprawiedliwości za zbyt mały radykalizm. Tylko on i tylko jego ruch mieli mieć potencjał rozwalenia (by nie cytować mocniejszych słów) „systemu”, twardego przeciwstawienia się patologiom III RP, prawdziwej zmiany, bezkompromisowości.
Sporo ludzi mu zaufało. Pochłonął i przepalił masę energii, ludzi często szczerze zaangażowanych, z dobrą wolą, patriotycznych.
Ale najpierw nie miał dla nich czasu, potem nie miał pomysłu, wreszcie już nawet ochoty, by robić cokolwiek.
Na końcu okazało się, że chodzi wyłącznie o pokój w hotelu sejmowym, bywanie w mediach, najlepiej u Monisi.
Cena? Zdrada ideałów, które z takim oddaniem głosił. Porzucenie wszystkich, którzy mu oddali swój czas, swoją wiarę i energię. Wygłaszanie peanów na cześć najbardziej partyjnych z aparatczyków. Obrzucanie błotem tych, którzy naprawdę stanęli naprzeciw systemowi i przetrwali przemysł pogardy, wytrzymali uderzenia potwornej machiny medialnej III RP.
I tak oto najradykalniejszy radykał stał się największym klaskaczem systemu.
Tyle opisu. Wiemy wszyscy, o kogo chodzi. Ale nazwisko nie jest tu najważniejsze (może musiał?). Bo to, co widzimy, to też puenta pewnej ważnej i swego czasu emocjonującej kręgi propolskie dyskusji. Chodziło w niej o to, czy rzucając wyzwanie systemowi postkomunistycznemu należy opierać się na sprawdzonych strukturach i liderach, ściągając na siebie nieprzyjemny (choć nieprawdziwy) zarzut upartyjnienia, czy też jest możliwa inna, obywatelska i swobodna, droga.
Pan o którym mowa wyżej przekonywał do tezy drugiej. Wielu go wsparło. To zrozumiałe - jakże przyjemniej uznać, że można wojować bez gorsetu kompromisów i zobowiązań, bez uznawania hierarchii i autorytetów. Tyle, że to bzdura. Kosztowne, jak widzimy, złudzenie.
Rację mieli ci, którzy nie ulegli takim presjom, którzy nie dali się zwieść, namówić na zabawę w huśtanie łódką - bez względu na cenę, jaka się wiązała z wyborem konsekwentnej pracy na rzecz budowy wolnych i niezależnych polskich instytucji. Takich Oko Saurona dostrzega szybko i bierze na celownik w pierwszej kolejności.
Przy wszystkich wadach i słabościach obecnych propolskich, służących polskiej racji stanu struktur, szanujmy je, bo lepszych długo nie będzie.
Jeżeli ta szansa na zmiany, na odbudowę siły i znaczenia Polski, na ojczyznę sprawiedliwą, zostanie przegrana/zaprzepaszczona, na kolejną przyjdzie poczekać może i całe pokolenie. A pewne straty będą już nie do podrobienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487921-jak-radykal-stal-sie-klaskaczem-systemu