Któregoś dnia usłyszałem od jednego z politycznych komentatorów, że rzadko można się z Robertem Biedroniem zgodzić, ale jego inteligencję trzeba jednak zauważyć. Może i trzeba, ale wpierw należy ją wytropić.
Nie jestem wdzięcznym obserwatorem poczynań tego kandydata na prezydenta RP, bo pachną mi one od dawna raczej zwykłym karierowiczostwem niż najmniejszą choćby troską o dobro wspólne, które dla polityka zacnego ma być ponoć celem najgłówniejszym. Coś mi się wydaje, że po załatwieniu sobie przytulnego miejsca w Brukseli, a dla swego ulubieńca, towarzysza doli, życia i czego tam jeszcze, fotela w gmachu przy ul. Wiejskiej, cała reszta, łącznie z teraźniejszym kandydowaniem, jest tylko grą pozorów. Mocno oddaloną od łamigłówek inteligentnych. No, bo cóż to za umysłowa biegłość – „prezydent Duda posługuje się zgraną talią kart”. To ma być zarzut, że pretendent lewicy nie usłyszał w pierwszym dniu kampanii od Andrzeja Dudy niczego nowego. W odpowiedzi, Biedroń sięgnął po talię prawie spod prasy wyjętej. Jako swego głównego doradcę przedstawił bowiem Stanisława Cioska, faceta wyciągniętego z archiwum PZPR! I to z jakim dorobkiem! Opisał ów dorobek red. Cywiński, więc ja jestem zwolniony z tego obowiązku. Jeszcze wcześniej, w unijnym parlamencie, zarzucił Biedroń polskiemu rządowi, że teraz jest jeszcze gorzej niż za komuny. Pomijając nawet tę bzdurę, spowodowaną zapewne nienawiścią, warto zauważyć: gorzej niż za komuny. Czyli komuna, to także draństwo. A jednak jeden z wybitnych tamtej epoki staje się ważnym doradcą Biedronia! Nieźle, co? I tak to właśnie jest z tą inteligencją kandydata Biedronia. Cwany? Owszem, ale to wszystko. Bardzo wszystko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487913-badzmy-czujni-inteligencja-biedronia-w-natarciu