„To dla mnie zaszczyt, że mogę przedstawić w gronie moich doradców osobę wybitną”
— zagaił kandydat Lewicy na prezydenta Robert Biedroń, i przedstawił, jako swego doradcę do spraw międzynarodowych „wybitnego męża stanu” Stanisława Cioska, kiedyś doradcę „najlepszego prezydenta” Aleksandra Kwaśniewskiego, co pan Biedroń też podkreślił, wcześniej ambasadora PRL i RP w ZSRR i Rosji w Moskwie.
Pominę fakt, że ten „najlepszy” został prezydentem mimo udowodnionego kłamstwa, jakoby skończył studia z tytułem magistra, jego całkowicie już zapomnianą funkcję ministra w czasach komuny, gdy był odpowiedzialny za wychowanie młodzieży w duchu socjalistycznym, czy jego ekscesy w kraju i poza granicami już podczas sprawowania najwyższego urzędu w państwie polskim - można rzec, jak kraj, taki prezydent… Nie jest on dzisiaj w kręgu społecznego zainteresowania, co najwyżej prokuratury za domniemane przekręty finansowe. Uwagę obywateli przyciąga natomiast zaufany człowiek Kwaśniewskiego, zwerbowany przez kolejnego pretendenta lewicy do objęcia prezydentury Stanisław Ciosek.
Postać to wręcz odrażająca, z życiorysem tak pokrętnym jak losy PRL/RP, ale może to tylko ja mam jakieś wypaczone kryteria oceny człowieka, jego morale, jego działalności, jego „dorobku”. Zatem, kim był towarzysz Ciosek? Przepraszam, że bezprawnie nazywam rzeczonego towarzyszem, bo nie mam do tego prawa, ponieważ sam towarzyszem nie byłem, do żadnej partii za nieboszczki Polski tzw ludowej nie należałem, czynię to jednak świadomie, dla podkreślenia „wybitnych zasług” Cioska dla PRL i później, już po rzekomym upadku komuny.
Towarzysz Ciosek, członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) już od 1959 roku, rzeczywiście wielce się dla niej zasłużył. Był przewodniczącym Rady Głównej Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej, posłem na Sejm, członkiem Komitetu Centralnego PZPR, i jej Biura Politycznego, członkiem komunistycznego rządu gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ministrem do spraw związków zawodowych, potem pracy, płacy i spraw socjalnych, przewodniczącym Komisji Prawa i Praworządności oraz Zdrowia Moralnego - był taki twór KC PZPR, sprawował też funkcję sekretarza generalnego Rady Krajowej tzw. Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON), organizacji utworzonej w najpodlejszym okresie stanu wojennego, wymierzonej w ruch „Solidarności” i w działaczy wolnościowych… - wybitny dorobek, prawda?
Idźmy dalej. W czasie rzekomego upadku komuny był z ramienia PZPR uczestnikiem rozmów z opozycją w Magdalence, po których „wybitny maż stanu” Stanisław Ciosek użyczył jej reprezentantom mercedesa, mówiąc:
„Macie za mało samochodów? Jak powołamy ten parlament i podzielimy się władzą, to będziecie mieć piękne, załatwimy”….
oraz porozumienia zawartego już oficjalnie przy Okrągłym Stole. Do rozwiązania partii towarzysz Ciosek przewodził Komisji Prawa i Praworządności oraz Polityki Informacyjnej KC PZPR, po czym na jesieni 1989 r. został ambasadorem PRL/RP w Moskwie. Podążając z duchem czasu zaangażował się w pezetpeerowskiej przechrzcie - Socjaldemokracji RP (obecnie zmutowanej pod nazwą SLD), przystąpił też do Stowarzyszenia Ordynacka. Na tym skończę, choć o „zasługach” towarzysza Cioska i pana Cioska dla PRL/RP można by długo… Jest wszakże jeszcze jeden rozdział jego „wybitnych dokonań”, mało znany i pomijany, o którym pisałem lata temu w tygodniku Wprost, a który w postkomunistycznej Polsce, niechętnej wobec rozliczeń za służbę na rzecz reżimu, zdradę państwa i narodu, nie zainteresował psa z kulawą nogą.
„Zbigniew Sobotka, wiceminister spraw wewnętrznych, Stanisław Ciosek, doradca prezydenta Kwaśniewskiego oraz Wiesław Klimczak, szef wpływowego stowarzyszenia Ordynacka byli informatorami wywiadu NRD - wynika z akt Stasi. Polskie dossier enerdowskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa (MfS) mogłoby wypełnić kilka ciężarówek. Funkcjonariusze PZPR i przedstawiciele PRL-owskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pomagali kolegom z NRD w penetrowaniu i zwalczaniu polskiej opozycji, ujawniali im tajemnice państwowe. (…) Takich informatorów jak Sobotka, Ciosek i Klimczak Stasi miała w Polsce tysiące”
— brzmiał lead tego tekstu. W kwestii formalnej, Sobotka – również członek KC PZPR i rozmów okrągłostołowych, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. trafił za kraty, lecz za inne przestępstwa - konkretnie za udostępnianie przestępcom tajnych materiałów i uprzedzaniu ich o planowanych akcjach policji (tzw. afera starachowicka), jednak „najlepszy prezydent” Kwaśniewski ułaskawił go w… ostatnim dniu urzędowania. Ale wrócę do towarzysza Cioska:
„Jeden z raportów Stasi dotyczy rozmowy konsula generalnego NRD z sekretarzem KW PZPR w Jeleniej Górze Stanisławem Cioskiem. Spotkanie odbyło się 31 października 1980r. W Jeleniej Górze. Stanisław Ciosek skarżył się: >>Trzeba przyznać, że kontrrewolucja ma dziś za sobą absolutną większość narodu. Powiem całkiem brutalnie i to jest prawda, że oni mają absolutną większość, a my jesteśmy mniejszością<<. Jak napisano, >>przy niewykorzystaniu szansy [przez kierownictwo PZPR] Ciosek nie wyklucza konieczności wkroczenia wojska<<”.
Tyle kolejny cytat mojej publikacji pt. „Polskie uszy Honeckera”, tekstu, który przygotowałem we współpracy z Violettą Krasnowską. Było ich więcej, pierwszy, demaskatorski materiał, po żmudnej penetracji dokumentów w berlińskim Urzędzie ds. Akt Stasi, napisałem w 1993 roku. Już wtedy powinno nastąpić trzęsienie ziemi na świeczniku polityki. No, ale w kraju obowiązywał pookrągłostołowy „kompromis”. Do sprawy wróciłem już na łamach portalu wPolityce.pl, w grudniu 2014r., w komentarzu pt. „Demokracja >>socjalistyczna<<. Czy żyjemy już w państwie totalitarnym, w którym samo mówienie prawdy jawi się jako akt rewolucyjny?”
Zaczynał się on od przykrej konstatacji:
„Byłem naiwny. Gdy ponad dwadzieścia lat temu, tuż po zjednoczeniu Niemiec, namówiłem do przyjazdu do Polski Joachima Gaucka, wówczas szefa utworzonego w Berlinie Urzędu ds. Dokumentacji Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa byłej NRD, który miał pomóc Niemcom w dokonaniu rozrachunku z komunistyczną przeszłością, sądziłem, że jego wizyta może przechylić szalę do podjęcia podobnych kroków w naszym kraju. Myliłem się. Myliliśmy się obaj. Zbrodniczy system nie został u nas rozliczony do dziś, i do dziś za ten grzech zaniechania płacimy słoną cenę…”
Pytałem w nim sam siebie i sam sobie udzieliłem odpowiedzi:
„Czy istnieją dwie miary moralności? Owszem, ale tylko wtedy, jeśli przyjąć istnienie demokracji i >>demokracji socjalistycznej<<. W takim przypadku mieliśmy i wciąż mamy do czynienia w naszym kraju z >>moralnością socjalistyczną<<, która z prawdziwą moralnością nie ma nic wspólnego. Bo w tej ostatniej różne są tylko rozmiary moralnego świństwa i wyrządzonych krzywd. Jedne zasługują na postawienie przed sądem i wtrącenie ich sprawców do więziennej celi, inne tylko na wyraz potępienia”.
Jak się okazało, nie było więziennych cel, a potępienie, jeśli w ogóle było wyrażane, to półgębkiem. Pan Robert Biedroń, kandydat lewicy na prezydenta RP, którego moralność definiuje proces o pobicie matki z jej powództwa, miał wczoraj „zaszczyt” przedstawić swego doradcę, „męża stanu” Stanisława Cioska – żeby było efektowniej, przed Pałacem Prezydenckim. I znów można rzec, jaki stan, taki mąż. Do żartów mi jednak nie jest. Głos zabrał również sam „mąż”, że za Kwaśniewskiego nasz kraj miał wokół siebie samych przyjaciół, „wszędzie, na Zachodzie, na Wschodzie, na Południu”, ciągnął, a dzisiaj…
„Dzisiaj, jak spojrzeć na mapę Europy, ta przyjaźń gdzieś przepadła, zginęła. Trzeba do tego wrócić”…
No, to good luck, Szanowni Wyborcy, Drodzy Rodacy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487823-slugus-rezimu-ale-maz-stanu