Banałem jest dziś stwierdzenie, że rozkręcająca się kampania wyborcza będzie brutalna, a główni rozdający karty w kolejnych sztabach wyborczych posuną się do szeregu ciosów poniżej pasa - byle osiągnąć swoje cele krótkoterminowe i te związane z majowymi wyborami. Każdy temat, który może wywołać więcej niż zwykle społecznych emocji i dać nadzieję na rozhuśtanie politycznej łódki, zostanie wykorzystany bez mrugnięcia okiem. I nawet jeśli toporność opowieści wywoła ból zębów, to w tej logice cel uświęca przecież środki.
Tak też wygląda historia, w której rekompensata dla mediów publicznych jawi się wręcz jako wyrwana z pieniędzy przeznaczonych na służbę zdrowia, a chorzy na raka kosztem własnego zdrowia finansują materiały w TVP Info. Brzmi absurdalnie? Tylko na pozór, bo kontekst „rak kontra propaganda” jest jednym z haseł, które trafiają na podatny grunt. I oczywiście rację mają politycy obozu rządowego, zwracając uwagę, że wspomniana rekompensata to dzieło jeszcze koalicji PO-PSL, że to ludowcy zgłosili tego rodzaju inicjatywę, a oburzająca się dziś marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska głosowała „za” taką pomocą. I że wówczas nikt o onkologii i pacjentach nie mówił, a przynajmniej nie w kontekście poszkodowanych przekazanymi na media publiczne pieniędzmi. I także dlatego gdy Andrzej Halicki z Platformy rzuca dziś bez najmniejszych wątpliwości, że to „wyrok śmierci dla wielu tysięcy osób”, to pozostaje załamać ręce.
W normalnym świecie i uporządkowanej rzeczywistości cała dyskusja mogłaby stać się przesłanką do ciekawej debaty na temat priorytetów w budżecie państwa. Za chwilę dorzuci ktoś argument, że niepotrzebne nam kolejne stadiony i teatry, gdy kilkaset metrów dalej kuleją szpitale, że dofinansowania na głupie komedie i kiepskie filmy mógłby zastąpić zakup sprzętu na SOR, że budowa Instytutu Pileckiego albo dotacje na czytelnictwo to żadne wyzwanie w kontekście alternatywy i, powiedzmy, stworzenia przedszkola, żłobka, przychodni czy co tam sobie wpiszemy jako pilne i piękne zadanie. Żyjemy jednak - przynajmniej jeszcze 80 dni - w rzeczywistości kampanii totalnej, gdzie nie ma miejsca na chwilę refleksji, poszukanie wspólnego mianownika czy elementarną zgodę. Jeśli jest szansa przyłożyć konkurentom politycznym, to się to po prostu robi - niezależnie od tego, czy odbywa się to na polu chorych na nowotwór, potrzebujących niepełnosprawnych, zwalnianych górników, wielodzietnych rodzin stojących przed wyższymi cenami w sklepach, imigrantów czy innych grup społecznych.
Jeśli trzeba, to na pstryknięcie palcami tematem staje się onkologia - i choć sami lekarze od 2015 roku prowadzą świetną kampanię FAQ rak, to niektórzy odkrywają ją przy okazji zadymy z posłanką Lichocką. W szczerość troski nie wierzy nikt, począwszy od samych polityków, ale interes się kręci, bo na kilka chwil udało się przełamać defensywę, gdy idzie o narzucenie tematu.
I nie chodzi dziś nawet o rytualne narzekanie na to, że politycy są cyniczni i bezwzględni - jeśli politycy opozycji chcą, to akurat kwestia Telewizji Publicznej i szerzej: sprawa rynku medialnego w Polsce mogłyby być bardzo ciekawymi tematami kampanii. W rozmowie z tygodnikiem „Sieci” celnie ujął to Marek Kochan:
Każdy powtarza swoje: to chór monologów. A i tak uważam, że debata jest dziś o niebo lepsza niż dawniej, bo wreszcie mamy pluralizm w mediach. Demokracja kwitnie: są różne telewizje, tygodniki, rozgłośnie radiowe - widz może dziś porównać punkty widzenia, wypracować własną opinię.
Złamanie frontu jednolitego przekazu - niezależnie od realnych absurdów i patologii, jakie są efektem ubocznym tego procesu - jest dziś jednym z najpoważniejszych powodów, dla których tacy politycy jak Donald Tusk nie mogą opowiadać, czego chcą, a ich powrót na polską scenę jest zablokowany. I znów: choć to temat ważny, to w ujęciu „TVP albo onkologia” jest bez szans na poziomie emocji.
Jedynym plusem całej awantury może być to, że sprawa jakości służby zdrowia, wydatków na nią i kwestia onkologii stanie się jednym z głównych tematów tej kampanii. Gdyby koniec końców miało się okazać, że dostępność do lekarzy specjalistów, struktura wydatków i kondycja poszczególnych instytucji w tym zakresie będzie czymś, na czym skupi się uwaga polityków, mediów i wyborców, wszyscy na tym skorzystamy.
Nie zmienia to jednak faktu, że bezwzględność i drogi na skróty to cechy charakterystyczne w zasadzie każdej kampanii, czasem zresztą korzystało na tym i PiS, innym razem ich przeciwnicy. Jedno jest pewne: majowa batalia jest dla wielu grą o wszystko i nikt w totalnej kampanii jeńców brał nie będzie, nawet jeśli są to chorzy na raka.
ZOBACZ NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487482-w-totalnej-kampanii-jencow-nikt-bral-nie-bedzie