W Parlamencie Europejskim w ubiegłym tygodniu odbyła się kolejna debata na temat praworządności w Polsce.
Wzięła w niej udział m.in. lewicowa posłanka Sylwia Spurek, która w pewnym momencie zwróciła się do komisarz Jurowej, jak mówiliśmy przez kilka miesięcy, lub Jo-urowej, jak nas naucza marszałek Tomasz Grodzki, z takim dramatycznym apelem:
Czas dyplomacji dobiegł końca. Polki i Polacy oczekują od Komisji Europejskiej konkretnych działań. (…) Pani komisarz, oczekujemy konkretnych działań
— mówiła pani Spurek , domagając się wprowadzenia „mechanizmu łączącego praworządność z funduszami unijnymi”. Tłumacząc na język ojczysty – chodzi o stworzenie takiego mechanizmu karnego po zastosowaniu którego Polakom raz na zawsze odechce prawdziwej demokracji i wreszcie wybiorą tych, których wybierać należy.
Ale mnie zafrasowało jeszcze jedno sformułowanie w tej wypowiedzi:
„Polki i Polacy oczekują od Komisji Europejskiej konkretnych działań”.
Z jednej strony to piękne, że nagle radykalna lewica zaczyna używać kategorii narodowej. Z drugiej jednak, nie bardzo wiem, kto dał pani poseł Spurek prawo do takiej jednoznaczności.
Przecież dopiero co mieliśmy wybory parlamentarne, z kwestią praworządności w centrum kampanii, i jednoznaczny werdykt przedłużający mandat do rządzenia – samodzielnego rządzenia – Prawu i Sprawiedliwości. Mamy też sondaże, które z mniejszymi lub większymi wahaniami potwierdzają stale, że gdyby wybory odbywały się co tydzień, to co tydzień Zjednoczona Prawica także by je wygrywała. Mamy też badania pokazujące poparcie dla reform.
No dobrze, to może ulica? Demonstracje? Tutaj też nie ma jakiegoś zdecydowanego sygnału. Zdarzały się duże demonstracje przeciwników reform sądownictwa, zdarzały się zwolenników, ale wielkiego i stałego poruszenia ulicznego, które potwierdzałoby tezę pani poseł Spurek, nie ma.
Podsumowując to wszystko, jeśli wspomniane Polki i Polacy dali komuś w sprawie praworządności mandat, to zwolennikom zmian.
Skąd zatem ta pewność siebie pani Sylwii Spurek? Skąd - jak czytam w jej biogramie - radczyni prawna, legislatorka oraz feministka – bierze materiał do swoich przemówień?
Sądzę, że źródłem jest przekonanie szeroko pojętego obozu III RP, że to oni są właścicielami Polski. Że nie są pretendentami do władzy, ale jej posiadaczami. Że jedyna zdrowa demokracja to taka, w której to oni rządzą. I kiedy to tylko bliskie im media patrzą na ręce politykom i to tylko tym, których oni nie lubią. Poglądy przeciwne mogą istnieć, ale w niszach, otoczonych sanitarnymi murami. Ale żeby ONI rządzili? Mieli większość w parlamencie? To się w głowie nie mieści.
Dlatego dobrze, że w odpowiedzi na te głosy poseł do Parlamentu Europejskiego, Beata Szydło wskazała na dwa czynniki: wsparcie większości Polaków na rzecz zmian i suwerenność Polski– tym bardziej, że akurat w obszarze kształtu sądownictwa nie ograniczają nas traktaty unijne, a wprowadzane rozwiązania są dokładnie takie, jakie od dekad funkcjonują w zachodniej Europie, zapewniając konieczny komponent demokratyczny w systemie.
Była polska premier mówiła:
Reforma sadownictwa jest oczekiwana przez większość społeczeństwa. Chcemy dokończyć reformę i zgodnie z traktatami mamy do tego prawo. Atakując nas, odmawia się Polsce prawa podejmowania suwerennych decyzji.
Bo prawda jest taka, że Polacy dzielą się na tych, którzy z wymiarem sprawiedliwości się zetknęli i na tych, którzy znają go przez szybę błękitnych telewizji. Tych pierwszych uzbierało się już tyle, i były to często tak nieprzyjemne doświadczenia, że mimo propagandowej nawałnicy przeciw reformom, poparcie dla nich nie maleje. Szkoda, że o tym akurat pani Spurek zapomniała powiedzieć.
Felieton wygłoszony na antenie Polskiego Radia 24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487275-kto-ma-prawo-mowic-czego-oczekuja-polacy