Pani poseł tłumaczy się z „przecierania oka” i przeprasza. Problem w tym, że nie chodzi o Joannę Lichocką, lecz o Prawo i Sprawiedliwość, któremu narobiła – delikatnie mówiąc – bigosu, akurat w chwili decydującej walki o kontynuację dobrej zmiany. Gest pani poseł będzie grany przez całą kampanię wyborczą i później zapewne też, a więc jedynym sposobem, aby temu zapobiec, jest honorowe odejście pani Lichockiej z polityki.
Polityka nie jest zabawą, nie znosi słabości, ani potknięć. W sytuacji, gdy mamy do czynienia z wręcz festiwalem głupot ze strony opozycji, „gest” pani Lichockiej, zamierzony czy nie, może przyćmić wszystko, cały festiwal głupoty w wydaniu tzw. totalnej opozycji i jej przybocznych, i z pewnością znajdzie się na wielkich bilbordach. Obraz ma potężną siłę rażenia, nie przewyższą tego żadne rzeczowe wywody, ani cytowanie liczb…, notabene i te można podważać żonglerką argumentów i danych.
Dla schłodzenia atmosfery warto przypomnieć sobie kilka innych odsłon z opozycyjnego festiwalu, znacznie groźniejszych od zamierzonego czy niezamierzonego „fucka” pani Lichockiej.
Przez szalony amok PiS, Polacy nie mogą żyć w praworządnym kraju. Wstydzę się, że w moim kraju rządzą ludzie gorsi od komunistów. Zniszczyli ten kraj gorzej niż komuniści
— to słowa europosła Roberta Biedronia, które padły podczas antypolskiej debaty w Parlamencie Europejskim.
Czyż nie był to jeszcze gorszy „fuck”, pokazany wszystkim polskim wyborcom, czy nie jest nim samo wystawienie przez lewicę tej kuriozalnej postaci w wyborach prezydenckich? A konkretniej: podczas gdy prezydent Andrzej Duda całuje swoją matkę w czoło, mówi o dokonaniach i o tym, co jeszcze pozostaje nam do zrobienia dla dobra narodu i kraju, niejaki Biedroń zasłynął ze zmasakrowania własnej matki i chwalenia się w telewizji, że dobrze jest mu, gdy go boli tylna część ciała… - czy powiedziałem nieprawdę?!
Kandydatka Platformy tzw. Obywatelskiej i przystawek Małgorzata Kidawa-Błońska z szerokim uśmiechem obściskuje się z tymi, którzy podczas uroczystości setnej rocznicy odzyskania przez Polskę dostępu do morza, wrzeszczeli do przemawiającego prezydenta „jesteś ch…m!”… Co więcej, jej świta chwali przyjezdnych krzykaczy, że było ich słychać. O losie kraju miałaby decydować, a i zostać nadzorcą sił zbrojnych kobieta wykreowana w fotoshopie, bez pojęcia choćby w funkcjonowaniu organów UE… - czy powiedziałem nieprawdę?!
Kandydat PSL, nazwanego przez Pawła Kukiza „organizacją przestępczą”, oraz dokooptowanych do ludowców na wyborczy użytek resztek po ruchu Kukiz‘15, Władysław Kosiniak-Kamysz chce uchodzić za człowieka koncyliacyjnego. Dla przypomnienia, bardzo był on koncyliacyjny, co wykazał w spółce z PO, w roli ministra i wiceszefa swej partii… - a więc ponosi taką samą odpowiedzialność za politykę tej koalicji, de facto odsuniętej od władzy przez wyborców. Czy mam przypomnieć jej skandale i afery z tego okresu, także w samym PSL…? - czy powiedziałem nieprawdę?!
Senator PO-KO, postkomunista Marek Borowski, były kandydat lewicy na prezydenta w 2005 roku, z poparciem eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i innych, dawnych towarzyszy z reżimowej PZPR, do której należał, zasugerował w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że sztaby wyborcze kandydatów opozycji na prezydenta…”
„mogą być podsłuchiwane, nagrywane, a informacje przekazywane obecnym rządzącym”…
Można rzec, ma doświadczenie jeszcze z czasów komuny, w obrzucaniu błotem też… - czy powiedziałem nieprawdę?!
Niby to tylko słowa rzucone w eter, ale kto pamięta jeszcze czasy komuny, czy uliczne prowokacje PO? Gdyby głupota miała skrzydła, były prezydent Lech Wałęsa, który we własnym mniemaniu wstrzymał Ziemię ruszył Słońce i dokonał zwrotu o 360 stopni, byłby orłem w koronie. Jak zapowiedział na Twitterze ów stoczniowy elektryk i były donosiciel bezpieki vel „Bolek”, twórca jaizmu stosowanego:
„Jeśli z naruszeniem zasad przedłużą działalność prezydenta to w pierwszy czwartek po wyborach z taczkami jadę po Kaczyńskiego by go przewieźć do miejsca właściwego, albo on mnie, albo ja jego”.
Nieco wcześniej był apel Wałęsy w gazecie „La Repubblica” do Europy o „obronę zagrożonej w Polsce demokracji” - czy powiedziałem nieprawdę?!
Był też był wywiad Aleksandra Kwaśniewskiego dla „Vanity Fair”, w którym ten były minister do wychowania młodzieży w duchu socjalistycznym w czasach PRL wręcz ponaglał Niemców do działania:
Ciche dreptanie wobec Polski jest chybione
— uzasadniał reprezentancie naszego kraju z dolegliwością „goleni”… Czy powiedziałem nieprawdę?!
Był też wspólny list prezydentów Wałęsy, Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, z podpisami czterech premierów i trzech szefów dyplomacji z okresu ich pookrągłostołowych rządów, napisany do Komisji Europejskiej, z dramatyczną prośbą o ratunek:
Pomimo silnego oporu i głośnego sprzeciwu wydobywającego się z głębi społeczeństwa obywatelskiego (…), partia rządząca kończy demontaż systemu trójpodziału władzy. Ostatnią instancją, która może obronić polską praworządność jest Unia Europejska…
A skoro o listach, był i ten byłych ambasadorów z wcześniejszego nadania, wystosowany przez nich w ubiegłym roku do prezydenta USA Donalda Trumpa:
Przybywa Pan do kraju, który nie jest praworządny, gdzie ograniczone są prawa człowieka, narasta opresja wobec politycznych oponentów oraz różnorakich mniejszości, która jest nie tylko tolerowana, lecz wręcz inspirowana”, z końcową prośbą do gościa zza oceanu o interwencję… - czy to też nieprawda?!
A przeróbka nazistowskiego plakatu, z napisem „Ein Volk, ein Pis, ein Katschor”, z wizerunkiem prezesa Jarosława Kaczyńskiego zamiast Adolfa Hitlera, z logotypem PiS w miejsce swastyki? Albo rozpowszechniany przez posła PO Grzegorza Furgo na Twitterze plakat z czasów III Rzeszy, w wersji z twarzami prezesa Kaczyńskiego, premiera Mateusza Morawieckiego i jego ministrów? Albo grafika z paskudnym grymasem twarzy prezesa Kaczyńskiego z koroną na głowie i podpisem: „koronawirus”…? Podobne zdarzenia, cytaty i ilustracje mógłbym przytaczać bez końca – czy powiedziałem nieprawdę?!
Skoro zacząłem od zamierzonego czy też nie „fucka” pani poseł Joanny Lichockiej, to i na tym skończę. Wśród zbulwersowanych głos zabrał prezydent Komorowski, tak, tak, ten od „bulu” i „nadzieji”, ten który pouczał prezydenta Baracka Obamę, aby pilnował żony, czy jest mu wierna, który wspiął się na „wyżyny” w japońskim parlamencie, który w kraju podczas kampanii wyborczej nawoływał obywateli do „walenia dechą” przeciwników politycznych, skomentował:
„Są granice prostactwa w polityce i parlamencie. Wyszło na to, że słoma z butów może wyjść wielu ludziom, ale czasem się zdarza, że może wyjść także z pantofelków pani poseł”.
Uczył Marcin Marcina… Nie chodzi jednak o to, że powiedział to Komorowski, którego nazwisko jest wręcz synonimem kompromitacji, że wszystkie te przykłady są prawdziwe. Nie są to argumenty. Co wysuwa się dziś na plan pierwszy i przyćmiewa cały ten festiwal głupoty, co już jest i będzie bezlitośnie wykorzystane, to „fuck” pani poseł Lichockiej i wynikające stąd straty wizerunkowe dla PiS.
Aby uciąć i zapobiec tej ekspozycji – powtórzę – w tak ważnej chwili, w której po porażce w Senacie decyduje się być albo nie być dobrej zmiany, jedynym właściwym rozwiązaniem jest honorowe odejście pani Lichockiej z polityki. Kto tego nie rozumie, ten nie rozumie polityki, w której koniec z końcem nie liczą się dywagacje po wyborczej klęsce, co należało zrobić, lecz to, co należy zrobić już teraz, aby jej uniknąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487217-fuck-na-zamowienie