Nie ma znaczenia, ile gaf, wpadek, mankamentów czy dziwactw zademonstruje rywal obecnego prezydenta, ważne, że będzie anty-Dudą.
Tak, na konwencji inaugurującej kampanię wyborczą Andrzeja Dudy (prawie w samo południe 15 lutego 2020 r.) była ogromna energia. Było patriotycznie, wspólnotowo, optymistycznie i z wykopem. Komentujący to z obowiązku sztabowcy, doradcy i sympatycy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zapewne poczuli potęgę widoczną na konwencji, bo nie wyszli poza zachowania wyprowadzonego z równowagi zawistnika: bez klasy, polotu czy choćby krzty poczucia humoru. Każdym swoim głosem i wpisem próbowali przykryć wrażenie ucieczki od paździerzowego piętna własnych dokonań w kampanii. Jakby z wystawy wozów drabiniastych przenieśli się na Motor Show w Genewie, z całym szacunkiem dla wozów drabiniastych. Niby tam fury i tu fury, ale jakieś inne. I, broń Boże, nie chodzi o żaden triumfalizm, tylko profesjonalizm po prostu. Także gdy chodzi o główne role. Tylko że to nie będzie miało prawie żadnego znaczenia w finale wyborów.
Jakość kampanii, więc także startu do niej, jest ważna, ale w 2020 r. to tylko w jakiejś części będzie kampania. Niewielkiej części. Głównie to będzie coś w rodzaju trzeciej bitwy pod Ypres (lub pod Passchendaele – od 31 lipca do 6 listopada 1917 r.). Była ona uważana za jedną z najbardziej bezowocnych w historii wojen, mimo że po obu stronach zginęło lub zostało rannych prawie 750 tys. żołnierzy. I to była bitwa w deszczu oraz błocie, z przesunięciem linii frontu ledwie o 10 km, co w dogrywce zostało zresztą zniwelowane. W 2020 r. będą symboliczne deszcz i błoto, zresztą tylko po to, żeby nie zdemobilizować własnych rezerw i taborów, gdy dojdzie do dogrywki podobnej do tej z czwartej bitwy pod Ypres (czyli pod Lys – między 9 a 29 kwietnia 1918 r.). Tamta dogrywka niczego wyraźnego nie dała. W 2020 r. dać musi, bo w wyborach powszechnych i przy takiej liczbie głosów prawdopodobieństwo remisu jest znikome.
To, wszystko, co zostało napisane o bitwach pod Ypres nie podważa tego, że Andrzej Duda to kandydat bardzo silny, świetnie przygotowany, mający wiele talentów i umiejętności, a przede wszystkim oddany Polsce i bardzo poważnie traktujący Polaków. Tylko to znowu może nie mieć większego znaczenia, choć mieć powinno. Nawet gdy z obecnym prezydentem rywalizują osoby nienachalnie obdarzone porównywalnymi doń cechami i umiejętnościami. Nie chodzi bowiem o to, kim są rywale, lecz że nie są Andrzejem Dudą. Nie są i być nie chcą, bowiem w ich wizji Polski kogoś takiego jak Andrzej Duda w ogóle nie powinno być. Podobnie jak jego zwolenników. Dlatego nie jest ważne, kto z nim rywalizuje, ale że znajduje się po tej drugiej stronie. I dlatego nie jest też ważne, co sobą reprezentuje ten rywal (ta rywalka), byleby przeszedł do drugiej tury.
Nie ma najmniejszego znaczenia, ile gaf, wpadek, mankamentów czy dziwactw zademonstruje rywal Andrzeja Dudy, od którego oczekuje się doprowadzenia do drugiej tury. Właściwie im jest gorszy, tym jest lepszy. A to dlatego, że z tym lepszym trzeba być coś racjonalnie robić, bazować na jego atutach, rozwijać talenty niedostatecznie wykrystalizowane. Z gorszym nie trzeba robić nic albo im mniej będzie się go przerabiać, tym lepiej. Ma po prostu być – jak ogrodnik Chance w „Wystarczy być” Jerzego Kosińskiego bądź filmowej wersji Hala Ashby’ego (lub jak pierwowzór Tadeusza Dołęgi-Mostowicza). Wystarczy, że jest i w odpowiednim momencie powinien przejść dalej. Jako nie-Duda. Nic innego się nie liczy, a społeczeństwo jest podzielone, więc szansa na drugą turę istnieje, a w niej szansa na dość równy podział głosów. Co nie znaczy, że Andrzej Duda nie może wygrać w pierwszej turze. Może.
Opozycja musi mieć swego anty-Dudę, choćby był on równie nieokreślony jak żołnierz w bieli z „Paragrafu 22” Josepha Hellera. Musi tylko istnieć fizycznie, a w wypadku żołnierza w bieli było podejrzenie, że w bandażach i gipsie nikogo nie ma, zaś wychodzące z tego rurki tylko symulują, że ktoś jest. W wyborach w 2020 r. tak dobrze nie ma i ktoś fizycznie musi być anty-Dudą, choć praktycznie mógłby funkcjonować tak jak żołnierz w bieli. A mimo to może stanowić zagrożenie dla obecnego prezydenta. Takie są podziały w społeczeństwie i takie nastawienie opozycji do urzędującej głowy państwa, że w maju 2020 r. to nie do końca będą wybory, lecz raczej trzecia i czwarta bitwa pod Ypres. Choć może to być też zwycięska ofensywa na linii Hindenburga (we wrześniu i na początku października 1918 r.).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487169-rywal-dudy-moze-byc-nikim-i-mimo-to-stanowic-zagrozenie