Reklamowany z dumą przez Wandę Nowicką happening „One Billion Rising” ma z założenia pomagać kobietom, w istocie robi z parlamentu teatrzyk, a z kobiet - marionetki zachodnich lewicowych nurtów politycznych.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Akcja „nazywam się miliard”. Kobiety zatańczyły w Senacie
Nowicka przekonywała z mównicy sejmowej:
Po fali gwałtów w USA Eve Ensler autorka słynnych „Monologów waginy” napisała: „żyjemy na planecie na której miliard kobiet padło lub padnie ofiarą gwałtu” i dlatego zapowiedziała akcję „One billion Rising”, czyli właśnie miliard kobiet. I w 2013 roku w Walentynki akcje zorganizowano w 200 państwach i co roku ta akcja jest organizowana na całym świecie.
I dodała:
Po raz pierwszy w historii parlamentu zatańczyłyśmy w Senacie RP.
Wyraziła dumę, dziękując izbie wyższej parlamentu, a więc przede wszystkim marszałkowi Tomaszowi Grodzkiego, ale skarciła też marszałek Elżbietę Witek:
wyrażam ubolewanie jednak, że marszałkini sejmu nie poparła naszej akcji i odmowiła nam zorganizowania tej akcji w sejmie.
Oczywiście wszystkie te akcje mają swoje usprawiedliwienie, że oto „nagłaśniają” niedolę kobiet, ale przy okazji tych krzykliwych akcji retoryka rzekomo prokobieca zapędza się w ślepe zaułki logiki. I tak oto poprawność polityczna i feminizm znalazły mocne podstawy krytyczne wobec autorki „Monologów waginy”, za to że Ensler dyskryminuje… kobiety bez wagin! Tak orzekły władze transgenderowo-feministycznej szkoły artystycznej Mount Holyoke College w USA, zabraniając organizować takie akcje jak taniec One Billion Raising. Nasze feministki okazują się więc być w ogonie genderowego postępu i same nie wiedzą, że dyskryminują kolejne mniejszości.
Ale lista feministycznych absurdów jest dłuższa i to nie tylko na peryferiach tej ideologii, ale w mainstreamie głównych intelektualistek tego ruchu.
CZYTAJ TAKŻE:
Największe absurdy poprawności politycznej w 2019 r.
Rzućmy więc okiem na kilka „tytanek” intelektu, które opracowały filozofie kobiet, włącznie z tym aspektem, by nienawidzić mężczyzn (tak!) i sprawdźmy jakie jeszcze pomysły czekają opinię publiczną:
Margaret Sanger (1879-1966) potępiała życie małżeńskie w całości, łączyła je z produktem kapitalizmu, a w swojej twórczości atakowała rodziny wielodzietne a nawet organizacje charytatywne, które im pomagały. W książce „Sedno cywilizacji” promowała aborcję jako narzędzie zmniejszenie liczby urodzeń (a nie wolnej woli kobiet, czy ich „praw”). Przed wojną miała swój epizod eugeniczny:
Uświadamiając sobie, że każda ograniczona umysłowo osoba jest potencjalnym źródłem ułomnych potomków dla kolejnych pokoleń, my preferujemy politykę natychmiastowej sterylizacji; w ten sposób rodzicielstwo byłoby absolutnie zakazane osobom ograniczonym umysłowo
– pisała feministka.
Betty Friedan (1921-2006) porównywała dom rodzinny do obozu koncentracyjnego, a Judith Butler - jedna z najważniejszych pomysłodawców pojęcia „gender” - uznała, że już sam podział na płeć jest krzywdzący, bo promuje „hierarchię seksualną” i jest narzędziem wyzysku (sic!). Niech więc nas nie zdziwi, że wiele inspiracji przejęła z pism Fryderyka Engelsa, do którego oficjalnie się odwołuje.
„Seksmisja” to nie fikcja! Ulubioną feministką Polaków (i Polek!) powinna być jednak Jill Crowe (vel Johnston) (1929-2010). W swoich licznych pismach postulowała m.in. utworzenie… lesbijskich wiosek bez mężczyzn! Johnston uważała, że mężczyzna jest intruzem nie tylko w życiu kobiet, ale intruzem dla natury, dla planety, dla świata. Twierdziła, że nadchodzi czas, w którym to kobiety będą dominowały w polityce czy ekonomii, a technologia pozwoli ludzkości obyć się bez mężczyzn - słowem Crowe vel Johnston napisała prescenariusz „Seksmisji” Juliusza Machulskiego!
Można się dziwić czemu jej spadkobiercy nie zaskarżyli polskiego reżysera, skoro zrealizował on obraz wymarzony i opisany w scenariuszu polskiej komedii z 1983 r. Co ciekawe, Machulski nakręcił film równo dekadę po premierze głównej książki „Lesbijska nacja”, można więc powiedzieć, że polskie feministki dzisiaj są blisko cztery dekady zapóźnione względem absolwenta łódzkiej filmówki!
Jednych taneczny występ w senacie żenuje, innych dziwi, są też na pewno tacy, którym się taka forma „walki” o pozycję kobiet podoba, ale patrząc na dorobek publicystyczny feministek możemy być pewni jednego: czekają nas kolejne akcje, a ich forma będzie coraz bardziej krzykliwa, histeryczna i równie bezpłodna - bo zabawy feministek może pomagają samym ruchom feministycznym, może pomagają męskim szowinistom dostarczając anegdot i tematów do żartów, ale na pewno nie pomagają kobietom.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487111-feministki-dyskryminuja-kobiety-bez-wagin-absurdy-feminizmu