Polacy mają już dosyć POPiS-u. To hasło wraca do nas jak bumerang za każdym razem, gdy na polityczną scenę próbuje wepchnąć się nowa siła. W ostatnich latach mówili o tym Ryszard Petru, Paweł Kukiz, Robert Biedroń, a teraz przekonuje o tym Szymon Hołownia. Ile jest w tym prawdy? Czy były prezenter współpracujący z TVN, dobrze odczytuje nastroje społeczne? A może to tylko kolejna wrzutka PR-owców?
Polacy zmęczeni partią Jarosława Kaczyńskiego?
Patrząc na kończący się powoli maraton wyborczy i szereg zwycięstw odniesionych przez Prawo i Sprawiedliwość, naprawdę trudno odnieść wrażenie, że Polacy mają dosyć partii Jarosława Kaczyńskiego. Należy podkreślić, że PiS nie tylko wygrywało, ale raz za razem powiększało swój elektorat. Nawet sondaże nie wskazują na to, aby Polacy oczekiwali zmiany na scenie politycznej. Obóz Zjednoczonej Prawicy ma wciąż wysokie i stabilne poparcie w społeczeństwie, nawet mimo tego, że obecny rząd zaliczył kilka większych wpadek, które mogły rozzłościć wyborców. Polacy nie stracili jednak zaufania do władzy, co pokazały październikowe wybory do parlamentu.
Trudno dziś szukać wyraźniejszych oznak zmęczenia partią obecnie rządzącą. Jeszcze trudniej będzie ich szukać, gdy w wybory prezydenckie wygra Andrzej Duda, co będzie oznaczało, że Polacy akceptują zmiany jakie są wprowadzane w kraju. Partia Jarosława Kaczyńskiego, to jednak tylko połowa POPiS-u. A co z pierwszym jego członem?
A może mają dosyć Platformy?
Tu sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Partia której szefem jeszcze do niedawna był Grzegorz Schetyna, a dziś jej stery powoli przejmuje Borys Budka, wciąż pozostaje największą siłą opozycyjną w polskim parlamencie. Choć na swoim koncie od dawna nie ma żadnego wyborczego zwycięstwa, a jej poczynania w ostatniej kadencji przyprawiały o zawrót głowy nawet jej najwierniejszych sympatyków, to nic nie wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości ustąpi komuś miejsca. Trudno jednak nie odnotować pewne zmęczenia tą partią, ale chyba i jej członkami i to nie tylko na najwyższym szczeblu. O dużej rezygnacji mówi się również na niższych, rejonowych szczeblach PO. Do tego dochodzi rozczarowanie i coraz mniejsze nadzieję tych, którzy w Platformie widzieli szansę na odsunięcie PiS od władzy. Tę sytuację próbują wykorzystywać z lewa - sojusz Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia i Adriana Zandberga, a z prawem ludowcy, którym przewodzi coraz pewniej sobie poczynający Władysław Kosiniak-Kamysz. To dzisiejszy najwięksi konkurenci Budki. Choć w Platformie doszło do zmiany lidera, to nie jest pewne, że przyniesie to oczekiwane rezultaty. Sama partia zaś weszła w okres przebudowy. Na razie zmieniono lidera, choć nie jest powiedziane, że to wiele zmieni. O tym, że Platformie bliżej do zmiany szyldu, niż do wyjścia z dołka, świadczy chociażby nastawianie Donalda Tuska, który szansy na pokonanie Jarosława Kaczyńskiego upatruje raczej w nowej sile, która wyrosłaby wokół nowego lidera. Były premier z nadzieją mówił również o połączeniu Platformy z ludowcami, ale nie wydaje się, że Kosiniak-Kamysz będzie chciał drugi raz wejść do tej samej wody.
Może więc Polacy z większym utęsknieniem patrzą na nową jakość po stronie opozycji, niż na całkowity reset sceny politycznej. Trudno o nim mówić, tym bardziej, że zaledwie kilka miesięcy temu Zjednoczona Prawica po raz drugi sięgnęła po większość w Sejmie. To miałoby świadczyć o społecznym oczekiwaniu, o którym tyle mówi Hołownia?
Wojna polsko-polska
O niej słyszymy równie często, co o konieczności rozbicia POPiS-u. I tu wydaje się, że dochodzi do sporego nadużycia. Czy dopiero po 2015 roku, gdy rząd PiS doszedł do władzy, doszło do podziałów? Nie, one były już wcześniej. Przypomnę choćby jeszcze nie tak dawne rządy PO-PSL. Jak traktowano uczestników Marszu Niepodległości? Jak walczono z prezydentem Lechem Kaczyńskim? Jak próbowano domknąć system wykluczając z debaty osoby „inaczej” myślące? Jak walczono z tymi, którzy domagali się prawdy o katastrofie smoleńskiej? Przypomnijmy sobie, a zobaczymy, że ten spór był wtedy o wiele ostrzejszy. Zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę to, że środowiska prawicowe będące wtedy w opozycji, były systematycznie marginalizowane, uczestniczyły w nierównej walce z całym molochem III RP. Przeciwko nim były skierowane wszystkie obiektywy, mikrofony i pióra dziennikarzy. Najlepiej o tamtym sporze mówią słowa Radosława Sikorskiego, który z entuzjazmem mówił o „dożynaniu watah”.
Kilka dni temu pisałem z przestrogą, aby nie dać się nabrać na hasła o „pokoju” i „współpracy”. Wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt godzin, aby wydarzenia z Pucka potwierdziły to, o czym pisałem. Nie dajmy się i tym razem, gdy próbują nam sprzedać stare, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością hasła, opakowane w nowy papier.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/486670-polacy-maja-juz-dosyc-popis-u-czy-rzeczywiscie