Wbrew stereotypom jesteśmy społeczeństwem, które jest dosyć łagodne w podejściu do polityki i niechętne radykalizmom. A to, co uważamy często za pełna napięcia wydarzenia, manifestacje, kontrmanifestacje itd. w wielu innych krajach byłyby raczej uosobieniem spokoju
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog.
wPolityce.pl: Działacze KOD próbowali zakłócić wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy w Pucku podczas setnej rocznicy zaślubin Polski z morzem. Jak pan to skomentuje?
Prof. Rafał Chwedoruk: Można się zastanawiać czy ma to polityczny sens. Można się zastanawiać czy w kategoriach obyczajowych jest to słuszne? Czy przeszkadzanie komuś ma sens? Ale tak już w polityce jest. Najgroźniejszą reakcją polityków dla wykonawców takich działań jest olimpijski spokój i banalizacja zjawiska. Są oczywiście takie kraje, gdzie analogiczne sytuacje byłyby trudne do pomyślenia. Ale możemy znaleźć rozwinięte demokracje zachodnie, w których występują przypadki dużo bardziej gwałtownych zachowań i kontrmanifestacji. Swoistym symbolem była niegdyś międzynarodówka tortowa, która nawet i w Polsce potrafiła czasami kogoś trafić. Wysokie tony, którymi obarczona jest dyskusja są nieadekwatne do znaczenia i skali zjawiska.
Dlaczego pan tak uważa?
Dopóki takie działanie nie wiąże się z przemocą, z atakowaniem rodziny i bliskich, czy z wyciąganiem spraw obyczajowych nie ma w tym niczego dziwnego. I zarazem nie ma w tym niczego ważnego.
Kiedyś była moda na rzucanie w polityków jajkami.
Tak. Miało to różne kontrowersyjne konstelacje. Nie przeczy to temu, że zarówno ofiary bombardowania jajkami, jak i niektórzy ciskający nimi, do dzisiaj są ważnymi postaciami życia publicznego. Jeżeli tak ma to wyglądać, to nie ma problemu. Wbrew stereotypom jesteśmy społeczeństwem, które jest dosyć łagodne w podejściu do polityki i niechętne radykalizmom. A to, co uważamy często za pełna napięcia wydarzenia, manifestacje, kontrmanifestacje itd. w wielu innych krajach byłyby raczej uosobieniem spokoju.
Może pan podać jakieś przykłady?
Wystarczy popatrzeć na obrady Rady Najwyższej Ukrainy dotyczące prywatyzacji ziemi. Przepychano się, pani Julia Tymoszenko okupowała fotel, ogólnie dużo się działo. Jeżeli mieliśmy w ostatnich latach do czynienia z jakimiś przejawami ukrainizacji polskiej polityki to myślę mimo wszystko, że te kontrmanifestacje nie do końca się w to wpisują. Miejmy więc do tego dystans. Ironia i poczucie humoru czasami są lepszym politycznym orężem niż dostrzeganie we wszystkim czegoś niesamowicie ważnego. Do tego dodałbym jeszcze jeden argument.
Jaki?
Nasze złożone historyczne losy powodują, że odczuwamy naturalną solidarność z ofiarą i ze słabszym. Dotyczy to nie tylko polityki. Także sportu. Żywiołowy kapitalizm ostatnich dwudziestu pięciu lat do końca tego nie wyrugował. Czasami w przypadku polityków w Polsce to nic złego, że jest się ofiarą niezasłużonych epitetów ze strony przeciwników. Dla części wyborców to może być wręcz coś pozytywnego, że ktoś potrafił z godnością i spokojem znieść kalumnie. Trudno też oprzeć się refleksji, że szczęśliwy to kraj, w którym problemem jest to, że kilkanaście osób z transparentami stało i gwizdało na prezydenta. Na tle tego zdarzenia pozwolę sobie zwrócić uwagę na absurdalną medialną sytuację, w której wiele osób przejmuje się, że kibice Legii Warszawa wywiesili transparent w języku francuskim zniechęcający obywatela Francji do inwestowania w konkurencyjny klub sportowy. Na tym tle widać, że jesteśmy szczęśliwym krajem na tle światowego zamieszania.
Czy takie działania, jak zakłócanie wystąpień politykom, przynosi zysk polityczny osobom, które po takie działania sięgają?
Jest tylko jedna sytuacja, która mogłaby przynieść zysk. Jeżeli osoba będąca przedmiotem takich działań podjęłaby kontrdziałania. A mówiąc banalnie, jeżeli dałaby się sprowokować, weszłaby w polemikę, użyłaby epitetów, zaczęłaby się przepychać, wtedy przeciwnicy osiągnęliby sukces. Trudno w ostatnich latach wskazać jedno zachowanie, które by zmieniło scenę polityczną. Jesteśmy politycznie podzieleni z powodu bardzo poważnych spraw. A takie manifestacja, jak ta w Pucku, ma sens jedynie dla organizatorów. Pokazują własnym stronnikom, że są silni, sprawni, dobrze zorganizowani. Ale w skali makro nie ma to żadnego znaczenia. Organizujący takie akcje muszą być bardzo ostrożni, żeby nie zostali posądzeni o działania, które opinia publiczna, a szczególnie wyborcy, którzy nie są zdeklarowani wyjątkowo nie lubią. Mam na myśli przemoc i wulgarność. Ogólnie to trochę kącik kabaretowy polskiej polityki niż poważne zjawisko. Poważne jest to, że mamy różne poglądy. Jesteśmy podzieleni, odbywa się gra wielkich interesów, toczymy mniej czy bardziej ideowe spory. A to jest tylko forma i nic wielkiego z tego w kampanii prezydenckiej nie wyniknie.
Not. ems
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/486483-chwedoruk-manifestacja-w-pucku-nic-opozycji-nie-przyniesie