No co liczy Platforma Obywatelska z przystawkami w wyborach prezydenckich? Zapewne na cud. Powoływanie się na wcześniejszy sukces ubiegającego się dziś o reelekcję Andrzeja Dudy jest irracjonalne i to z kilku powodów: ówczesny kandydat PiS nie był utożsamiany z partyjnym świecznikiem, nie miał trudności w mówieniu i okazał się reprezentacyjny. Forsowanie przez opozycję skupioną wokół PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z charyzmą kalki, będącej zaprzeczeniem tych cech, jest niczym próba przybicia gwoździem budyniu na ścianie. Największym problemem opozycji nie jest jednak to, że robi błędy, lecz że nie wyciąga żadnych wniosków.
Grzegorz Schetyna, skompromitowany premier z cienia (ktoś to jeszcze pamięta?), odszedł – powiedzmy – na własną prośbę, co wszakże wcale nie oznacza dogłębnej analizy przeszłości w Platformie tzw. Obywatelskiej, de facto pozbawionej władzy przez obywateli, ani z okresu, gdy sprawowała rządy, ani z lat spędzonych w ławach opozycji. Ekscytowanie się destruktywną sklejką senackiej większości z marszałkiem Tomaszem Grodzkim otwarcie oskarżanym o łapówkarstwo jest niczym radość z udanej operacji, po której pacjent umarł – nie przyniesie to splendoru PO i nie wywinduje dla niej poparcia u wyborców, nawet gdyby jej aferalna przeszłość i reformatorska bezczynność z lat 2007-2015 oraz uprawianie polityki zagranicznej na kolanach wobec Berlina i Brukseli popadło w zapomnienie.
Główna cechą charakterystyczną PO pozostaje antypisowska fobia, ergo: brak poszanowania dla demokracji, którą rzekomo chce chronić. Chęć zdobycia władzy przez partie nie jest sama w sobie zła, jest wręcz naturalna. Istotne są wszakże środki, którymi chce osiągnąć ten cel. Działania PO ograniczają się od lat do permanentnego jazgotu na wszystko, cokolwiek dotyczy PiS, na każdą bez wyjątku inicjatywę rządu, tak w zakresie polityki wewnętrznej jak i zagranicznej.
Ludziom, czytaj: wyborcom w Polsce żyje się lepiej, rząd PiS realizuje umiejętną politykę socjalną – ubolewał profesor ekonomista, były premier, były prezes NBP, dziś europoseł Marek Belka na „naradzie” w Brukseli, zainicjowanej przez europosła, byłego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, znanego głównie za sprawą tzw. hołdu berlińskiego i „robienia laski”. Podczas tejże narady padło pytanie jednego z obcojęzycznych uczestników: „co jeszcze możemy dla was zrobić?!” Logiczna odpowiedź powinna brzmieć: nic, zrobiliście już wszystko. Brzmiała, zróbcie więcej…, sankcje, konieczne są sankcje wobec Polski… Skąd my to znamy?
Bycie narodowym konserwatystą nie jest obelgą, wręcz przeciwnie. Straszenie PiS-em już nie działa, w kraju w ogóle, a poza granicami w wyraźnie malejącym stopniu. Argument o rzekomym wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej jest zdarty jak stara płyta; zagraniczni politycy zdają sobie sprawę, że nasze problemy z Brukselą mają inne podłoże, że po prostu skończyło się narzucanie woli zgiętemu w pas rządowi w Warszawie, jak w czasach PO-PSL, że gabinet PiS odnosi sukcesy finansowe i gospodarcze, ostro broni polskich interesów i nie cofa się przed realizacją zapowiedzianych reform, w tym dotyczących bezkarności oraz sobiepaństwa przyklejonej do opozycji, sędziowskiej, tzw. nadzwyczajnej kasty, mają też świadomość wzrostu znaczenia Polski na arenie międzynarodowej.
A skoro o wspólnocie: podczas gdy opozycja nie ma żadnych propozycji co do jej przyszłości, PiS ma konkretny obraz: nie dla Europy wynarodowionej i oderwanej od chrześcijańskich korzeni, nie dla ponadnarodowego rządu i parlamentu w Brukseli, ingerującego we wszelkie dziedziny życia społeczeństw państw członkowskich UE, tak – dla respektowania ich niezależności, tożsamości narodowych, w tym religijnej, tradycji, współpracy i poszukiwania wspólnych interesów europejskich narodów. Rząd PiS zdobywa wiarygodność i poparcie wyborców właśnie dzięki jasnemu formułowaniu swego programu, dążeń i zadań. Większość polskiego społeczeństwa ma dzięki temu poczucie ochrony interesów naszego państwa. Wykładnia byłego szefa dyplomacji Władysława Bartoszewskiego, określającego Polskę, jako brzydką i ubogą pannę na wydaniu, która powinna chociaż być miła, nie mogła budzić szacunku wśród większości Polek i Polaków. Twarda, niekiedy nieustępliwa postawa rządu PiS w sprawach Polski – owszem, spotyka się z ich uznaniem, a poza granicami budzi coraz większy respekt.
Wybór PiS na kolejną kadencję jest potwierdzeniem, że większość społeczeństwa podziela oceny i działania sprawujących władzę. Tymczasem destrukcyjne poczynania opozycji wskazują na skrajne nieposzanowanie dla obywateli, ich wyboru, na chęć zdominowania sceny politycznej i narzucenia woli przez mniejszość. Platforma tzw. Obywatelska nie stawia pytań, kim jesteśmy, kim chcemy być, jako naród, jakie zmiany zachodzą w naszym życiu, jaka jest nasza tożsamość, czego oczekujemy, a na co się nie godzimy, nie stawia również pytań odnośnie do wyzwań stojących przed Europą i naszego w niej miejsca. Desperacka walka totalsów z PO o władzę z użyciem ulicy i zagranicy, łączenie się w wyborcze sojusze z kanapowymi ugrupowaniami, co umożliwia tym ostatnim awans polityczny i zdobycie mandatów do Sejmu, przyczynia się w gruncie rzeczy do zamazania profilu politycznego tej największej partii opozycyjnej. W polityce najważniejsza jest wiarygodność, którą PO roztrwoniła w czasach sprawowania władzy w spółce z PSL, i nadal ją traci; dobitnym tego wyrazem jest stopnienie jej szeregów z około 33 tys. do obecnie 10 tys. członków. Wyższość PiS nad opozycją polega na wzmacnianiu państwa, podczas gdy spółka PO-PSL doprowadziła do jego wewnętrznego rozkładu, do stworzenia „państwa teoretycznego”, jak trafnie określił to nie kto inny, tylko były minister spraw wewnętrznych z rządu Donalda Tuska Bartłomiej Sienkiewicz.
Gdyby zadać dziś na ulicy pytanie, jakie wartości prezentuje obecnie PO, odpowiedź byłaby druzgocąca: żądza władzy i nic poza sprzedajnością niespotykaną wśród posłów innych krajów w europarlamencie, występowaniem przeciw własnemu, demokratycznie wybranemu rządowi, podrywaniem wizerunku Polski, a tym samym osłabianiem jej pozycji, wręcz żebraniną o restrykcje wobec naszego kraju, czyli po prawdzie wobec obywateli, których Platforma z nazwy Obywatelska niby reprezentuje. Ale, co najgorsze, nie ma w niej nikogo odważnego, który powiedziałby: stop, co my wyprawiamy?! Nie dość, że zbłądziliśmy, to brniemy dalej we własnym bagnie, jaki to ma sens?! Kto nas reprezentuje…?!
W ten sposób PO nie zbuduje szerszego zaufania, nie otworzy żadnego „nowego rozdziału”, tylekroć zapowiadanego przez jej zgranych polityków. Jeśli partia nie potrafiła utrzymać się u władzy, to znaczy, że wyborcy mieli jej już dość, że odrzucili działania jej dotychczasowych liderów. Tymczasem zamiast wyboru nowej twarzy, dynamicznego człowieka, który nie kojarzy się z „dinozaurami” budzącymi niechęć wśród wyborców, „premiera z cienia” od „wojny totalnej” i „strącania szarańczy” zastępuje Borys Budka, „bohater” skandalu z wykreśleniem z list wyborczych kilku postaci i dopisaniem na niej swojej żony, paplający impertynencje i bzdury, na domiar bez – przepraszam, ale w polityce też to się liczy – aparycji. Zamiast wyłonienia osoby mogącej przykuć uwagę wyborców, PO ogarnęło narzucone odgórnie „małgolenie”, obrona strategii, a raczej braku strategii nie do obrony. Jeśli wyborcy czekają na wystąpienia pani Kidawy-Błońskiej, to tylko dlatego, by usłyszeć, co śmiesznego znowu palnie…
Miała rację kandydatka PO na prezydenta w jej wypowiedzi, że prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu „zależy tylko na Polsce” – nikt nie zdołał zrobić lepszej reklamy dla całego obozu PiS, jak właśnie ona. Jeśli ktokolwiek w Platformie sądzi, że nad Wisłą można zrobić karierę na zapewnieniach, że zależy mu na korzyściach Niemiec, Rosji, Francji i kogo jeszcze, z unijnymi urzędnikami włącznie, to „gute Nacht!”. Tożsamość narodowa i interes państwa nie jest przedmiotem handlu, nie jest na sprzedaż, a Polska i Polacy nie są niczyją republika bananową. Jak mawia węgierski premier Viktor Orbán: „Kraj nie może być w opozycji do samego siebie”. Nie zdarza się to w europarlamencie ani reprezentantom Niemiec, ani Francji, czy Włoch, ani żadnego z członków wspólnoty, dla współczesnej, platformianej mutacji targowiczan, zamiast być powodem do wstydu i chowania się w mysiej dziurze, stanowi przyczynek do obnoszenia się, że są lepszymi… Europejczykami. Należałoby dodać, Europejczykami, którzy nienawidzą własnych rodaków za to, że ci kochają swój kraj. Czy może być coś nadrzędnego dla Polaka od dobra Polski?
Wedle narracji PO z początku zesłania przez wyborców do ław opozycji, PiS rzekomo uprawiał populizm i obiecywał „niewykonalne”. Rzekomo niewykonalne stało się jednak wykonalne, więc i w tym przypadku „pisowski populizm” nie świadczy na niekorzyść partii Jarosława Kaczyńskiego, przeciwnie, utrwala wśród wyborców przekonanie, że ten rząd dotrzymuje swych przyrzeczeń – na tym właśnie polega budowanie społecznego zaufania. Nie na pustych zapowiedziach, jak z exposé premiera Tuska, począwszy od podatku liniowego i pozyskiwania nowych rynków zbytu dla polskich firm, a w rzeczywistości ich wyprzedaży, a kłamliwych zapowiedziach o niepodwyższaniu wieku emerytalnego i zmniejszeniu różnicy między świadczeniami emerytalnymi skończywszy – w sumie – jak podliczył „Newsweek”, „29 obietnic rządu Tuska”. Należałoby dodać, szefa rządu, zwykłego kłamcy, który oficjalnie podkreślał, że ma wiele do zrobienia w kraju i nigdzie się nie wybiera, a potajemnie uzgadniał intratną posadę dla siebie w Brukseli i czmychnął w trakcie kadencji, zostawiając na lodzie własny gabinet, własną partię, własnych wyborców, kraj i wszystkich obywateli.
Na szczęście, niektóre jego zapowiedzi, jak np. szybkiej zamiany złotówek na esperanto walutę – euro, też pozostały w sferze obietnic, co akurat pozwoliło naszemu krajowi przejść bez szwanku przez potężny kryzys w eurostrefie. O czym warto wspomnieć, rząd PiS cofnął także zgodę PO na przyjęcie muzułmańskich imigrantów, dzięki czemu nikt w naszym kraju, jak w Berlinie, Paryżu czy w Brukseli, nie musiał na bożonarodzeniowych jarmarkach kluczyć między betonowymi zaporami i uzbrojonymi po zęby patrolami żołnierzy. Nawet bezpieczeństwo własnych obywateli miało stać się przedmiotem wyprzedaży w czasach sprawowania władzy przez PO-PSL.
Funkcjonowanie demokracji, której PO nie chce się podporządkować, polega na możliwości decydowania przez większość wyborców, kto będzie nimi rządził. Jeśli będzie to dobry rząd, dostanie prolongatę na kolejną kadencję. Że powtórzę raz jeszcze: największym problemem platformianej opozycji nie jest to, że robi błędy, lecz że nie wyciąga żadnych wniosków. Ot, stary, złachany garnitur i nowe szaty króla Budki…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/486344-malgolenie-po-robi-bledy-i-nie-wyciaga-zadnych-wnioskow