„If I Were a Rich Man” - śpiewa Tewje w kultowym musicalu „Skrzypek na dachu”. Niech i skromnemu robotnikowi słowa wolno będzie założyć taki wariant. Otóż gdybym był bogaczem wystawiłbym w wyborach prezydenckich drewniany kołek, ładnie go pomalował, a następnie wmówił ekspertom i liderom opinii, że to szansa na ponadpartyjną prezydenturę.
Chętnie zatrudniłbym sztab speców (najlepiej byłych dziennikarzy i wziętych politologów), którzy kandydaturę kawałka drewna tłumaczyliby na wszelkie sposoby. Na każdym kroku, zawodowo. Fakt, że udzielaliby odpowiedzi stanowiłby dowód na otwartość kołka na dyskusję i dialog, co miałoby świadczyć o nowej jakości w polskiej polityce, nowym otwarciu w debacie publicznej. Cały cyrk tylko po to, żeby pokazać, że można.
A że nie jestem bogaty, mogę tylko zastanawiać się nad działaniami żywych kandydatów z krwi i kości.
Weźmy za przykład takiego Szymona Hołownię. Publicysta na wszelkie pytania z gatunku trudnych odpowiada mową-trawą o debacie, dyskusji, ekspertach. Momentami można odnieść wrażenie, że kandydat nie jest w stanie zrobić kroku bez swoich doradców. I to dosłownie - wystarczy przypomnieć jego otoczenie podczas jednej z demonstracji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Hołownia zapętlił się w tłumaczeniach: „W ogóle nie zauważyłem tego drzewa i całego tego kontekstu smoleńskiego”
Po co szukać odpowiedzi? Po co podejmować rękawicę? Jak pisał kiedyś klasyk (choć wyklęty): „Wystarczy być”. I to by było piękne hasło pana Szymona na wybory prezydenckie. Chociaż nie… Poczekajmy na moment, gdy się dorobię. Drewniany kołek w takim emploi będzie prezentował się dobrze. W końcu pan Szymon to człowiek z krwi i kości. I podobno ma coś do powiedzenia.
Tylko niech zapyta ekspertów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/486143-gdybym-byl-bogaczem-wystawilbym-w-wyborach-kolek