Straszenie Polexitem po decyzji prezydenta o podpisaniu ustaw dyscyplinujących sędziów znowu w trendach. Powracają także groźby odebrania Polsce unijnych pieniędzy z i tak uszczuplonego unijnego budżetu. Tymczasem unijne pieniądze wcale nie są gwarantem El Dorado. Fakt, że je umiejętnie pozyskiwaliśmy, nie oznacza, że rozsądnie wydawaliśmy.
Uzależnienia hojnych wypłat od przestrzegania zasad praworządności chciałaby lewica. Głośno w Parlamencie Europejskim mówiła o tym choćby Sylwia Spurek. Grzegorz Schetyna mówi, że z prymusa staliśmy urwisem, a Małgorzata Kidawa-Błońska mówi o zdradzie narodu, kiedy prezydent podpisuje ustawę dyscyplinującą sędziów. Patrząc politycznie, nie było lepszego momentu na podpisanie ustaw. To mocne rozpoczęcie kampanii prezydenckiej przez Andrzeja Dudę. Politycznie także należy patrzeć na wszystkie komentarze straszące Polexitem, czy groźby odebrania Polsce unijnych pieniędzy.
A jak to wygląda gospodarczo?
Inwestycje za unijne pieniądze nie zawsze są trafione. I to jest bardzo delikatne określenie choćby na legendarne już zimne termy w warmińsko-mazurskiem, czyli wybudowanie lecznicy wodami termalnymi, w których trzeba podgrzewać wodę, czy kolejnych hoteli w Grecji, gdzie turystyka kwitnie przecież w najlepsze. Mamy też dziesiątki aquaparków i kilka pustych lotnisk. W bardzo małym stopniu wspierających polską gospodarkę. Zamiast zarabiać, dziś są głównie obciążeniem finansowym i pośmiewiskiem lokalnej społeczności.
W 2013 r. dzięki wsparciu funduszy unijnych na Wiśle we Włocławku powstała pływająca scena. Miała być zadaszoną wyspą, przycumowaną w korycie rzeki w odległości ok. 20 m od brzegu. Kosztowała 1,5 mln zł. Jednak zamiast stać się kulturalną atrakcją miasta, przypomina dziś śmietnisko, gdyż zatrzymują się na niej śmieci, spływające wraz z nurtem Wisły.
Roberta Biedronia o ból głowy w Słupsku przyprawiał także aquapark za ponad 50 mln zł. Budowę rozpoczęto, ale ze nigdy nie ukończono. I ze względu na opóźnienia trzeba było oddać unijne dotacje. Kiedyś prezydent miasta, dziś kandydat na głowę całego państwa doskonale zatem wie, że dostatek unijnych pieniędzy może sprawić, że od przybytku jednak głowa zaboli.
Niecałe 100 mln złotych kosztowały natomiast słynne już zimne termy w Lidzbarku Warmińskim. Unia dołożyła ponad 60 mln zł. Po wykonaniu odwiertów okazało się, że wody geotermalne w Lidzbarku Warmińskim są… za zimne. Ich temperatura przekracza zaledwie 20 stopni. Samorządowcy przedłożyli jednak liczbę miejsc pracy, jakie wygeneruje inwestycja, nad jej racjonalność ekonomiczną i zdecydowano, że w Termach Warmińskich woda będzie podgrzewana. Śmiech z inwestycji dotarł aż do Berlina, gdzie o największych euroabsurdach rozpisywała się tamtejsza prasa.
Przykłady można by mnożyć, ale morał jest widoczny. Z unijnych pieniędzy nie wypływają wyłącznie same korzyści. Grunt to umieć je rozsądnie wydawać. Myśmy się tego, koniec końców, nauczyli. Czy to oznacza jednak, że taka musi być cena naszej wolności? I tej suwerenności, przez którą, między innymi, Brytyjczycy zapragnęli rozwodu z unijnymi elitami? Jeśli to szantaż, to popatrzmy realnie, czy mamy się czego obawiać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/485642-unijne-pieniadze-nie-sa-gwarantem-el-dorado-zobacz-absurdy