Niedługo pójście do restauracji czy baru (w celu spożycia posiłku), w których serwują mięsne potrawy, będzie czynem heroicznym i wymagającym ogromnej odwagi. Do nas jeszcze wegański ekoterroryzm nie dotarł, ale w innych krajach Unii Europejskiej „ekologiczni” aktywiści poczynają sobie śmiało. Szlochająca histerycznie panienka wchodzi do restauracji, gdzie nad kotletami pochylają się głodni obywatele i krzyczy na nich, wypominając pożeranie nie tylko mięsa, ale także jajecznicy, bo kura nigdy nie pozna swoich dzieci, jeśli zniesione przez nią jajka barbarzyńcy zużywają do przyrządzenia tej potrawy. No po prostu kanibale! Może gdyby rzeczona panienka spotkała na jakimś etapie swojej krucjaty w obronie kurcząt poczętych, którym nie dane było się wykluć z jajka Barbarę Nowacką, również gorącą orędowniczkę ekologicznych działań, ta by ją przytuliła do piersi, otarła łzy i wytłumaczyła, że „żołądź to nie jest dąb, jajko to nie jest kura, a zlepek komórek to nie jest dziecko”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ideologiczny odlot! W PE odbędzie się debata dot. „sprawiedliwych cen mięsa”. Spurek: To wymaga restrykcji ze strony państwa
Doktorka Sylwia Spurek (użycie słowa „doktorka” nie jest naśmiewaniem się z europosłanki, tylko uszanowaniem jej miłości do feminatywów) swoją walkę też toczy w restauracjach Parlamentu Europejskiego, domagając się wprowadzenia większej różnorodności dań wegańskich tam serwowanych. Na razie bez fizycznej agresji, z użyciem narzędzi, które jako przedstawicielka Polski w europarlamencie posiada. A dysponuje na przykład możliwością składania interpelacji, wysyłania pism oraz zabierania głosu w debatach plenarnych Parlamentu Europejskiego. Zapewne jutro to ostatnie uczyni, bowiem przewidziana jest na tym czcigodnym forum debata na temat projektu wprowadzenia opłaty dla producentów mięsa, czyli nazywając rzecz po imieniu – obciążenia producentów mięsa podatkiem, który ma rekompensować szkody, jakie swoją zbrodniczą wobec środowiska działalnością czynią.
Jeżeli komuś wydaje się, że producenci posypią głowę popiołem, uświadomieni przez panią Spurek i jej kolegów, jak szkodzą matce-Ziemi i zaczną produkować mięso pro publico bono, a fermy hodowli krów, świń i kur zamienią się w organizacje non profit, natomiast konsumenci nie odczują tego we własnym budżecie, to oświadczenie koalicji zielonych i socjaldemokratów w PE (powstałej w tej sprawie) te złudzenia rozwiewa: „Branża mięsna będzie musiała podnieść ceny, aby zrekompensować emisję CO2. To pozwoliłoby ograniczyć spożycie mięsa i promować bardziej przyjazną dla środowiska i zdrowia produkcję żywności”. Oznacza to, że jeżeli przepisy wejdą w życie, będziemy kupowali mniej mięsnych produktów za wyższą cenę, na czym zyska środowisko ( 3 procent mniej emisji CO2 rocznie w Europie) i państwa członkowskie, bowiem dochody z tytułu nowego podatku mogą wynieść 32,2 mld euro rocznie w 27 państwach członkowskich UE do 2030 roku. Pieniądze te mają być przeznaczone na „dotacje do warzyw i owoców, zapewnienie wsparcia finansowego gospodarstwom domowym o niskich dochodach oraz do wspierania krajów rozwijających się w dostosowywaniu się do zmian klimatu oraz w ochronie lasów i różnorodności biologicznej”.
Szczególnie doniosłe i wspaniałomyślne jest to zapewnienie wsparcia finansowego gospodarstwom domowym” o niskich dochodach” w kontekście Polski, bo jak dowodzą badania, najwięcej produktów „odzwierzęcych” spożywają u nas ludzie powyżej 55 roku życia, a jak wiadomo w dalszej skali wieku, od 60 lat, są to przede wszystkim emeryci, dla których mięso jest względnie tanim produktem. Jak się im będzie do tego mięsa dopłacać, czy w zależności od wieku, stanu zdrowia, wysokości emerytury, jaka armia urzędników będzie to obliczać…to dzisiaj nieistotne, ważne że zyska na tym klimat i ich zdrowie. Jako Europejczycy spożywają przecież około 50 procent więcej mięsa, niż rekomenduje się w zaleceniach żywieniowych. Kiedy spożycie białka roślinnego wzrośnie, zmniejszą się również koszty opieki zdrowotnej, dzięki czemu zaoszczędzimy miliardy euro rocznie. Być może w trakcie jutrzejszej debaty padnie także odpowiedź na pytanie, czy będzie się dopłacać do zakupu mięsa ludziom chorym na anemię z powodu braku przyswajalnego żelaza i części białek w pokarmie?
Gdyby państwa unijne wprowadziły proponowane zalecenia, to ceny wołowiny i cielęciny wzrosłyby o ok. 20 zł na kilogramie, wieprzowiny – o 15 zł, a kurczaków – o 7,5 zł .
Z sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM wynika, że dwie trzeciePolaków jest skłonnych wydawać więcej na prąd, jeśli nie byłby z węgla (64%), ale Marcin Durna z US komentując ten wynik, stwierdził na łamach DGP: „Ludzie łatwo deklarują pewne rzeczy, ale jak przychodzi do konkretów, mogą zmieniać zdanie”. Ciekawe, jaki byłby wynik sondażu, gdyby zapytano o podwyżkę cen mięsa. I komu Polacy by ją przypisali…
Mięso jest wartościowym produktem bogatym w białko, żelazo, cynk i witaminy z grupy B oraz PP. Szczególnie ważne są witaminy z grupy B, bowiem odpowiadają za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego, wpływają na proces metaboliczny, uczestnicząc w przyswajaniu węglowodanów, łagodzą stan napięcia nerwowego, a także poprawiają funkcjonowanie naszego mózgu. Przytoczenia tych danych proszę nie traktować jako chęci obrażenia tych wszystkich, którzy mięsa nie jedzą albo robią to w ograniczonych ilościach i wytykania im jakichkolwiek ułomności w funkcjonowaniu ich układu nerwowego czy mózgu, choć być może czasami komuś takie podejrzenie mogłoby przyjść do głowy. O nie, na pewno są produkty roślinne, które zastępują brak witamin B z mięsa całkowicie.
W 1980 roku na scenie amfiteatru w Opolu kabaret Tey śpiewał :
„Bo my musimy być silni i zdrowi/choćby na skrobi, choćby na skrobi/ Bo my musimy być dziś mniej pazerni, roślinożerni, roślinożerni/ Nam polędwica oraz schab, nie smakuje tak jak szczaw.”
I mirabelki, chciałoby się dodać…
Kilka miesięcy później wprowadzono kartki na mięso, które zlikwidowano prawie dziewięć lat później. Wówczas obywatel jadł mniej mięsa, niżby chciał nie dlatego, żeby chronić klimat i swoje zdrowie, tylko dlatego, że go po prostu nie było. I nie można złośliwie rzec, że władze PRL-u stosowały bardzo nowatorskie, proekologiczne działania, uznając za błędną powojenną politykę industrializacji kraju, którą opisywali poeci:
„Niech mnożą się traktory, które zaorzą pola/ Niech mnożą się maszyny i książki, i przedszkola/ A jeszcze stal i węgiel. I znowu stal i węgiel! /Górnicy i hutnicy kują naszą potęgę.
Ale Sylwia Spurek może zaproponować swoim kolegom z Parlamentu Europejskiego polski wkład w rozwiązywanie problemów klimatycznych, czerpiąc z bogatych doświadczeń swojej Ojczyzny. Kartki na mięso w całej Unii Europejskiej. Bardziej skutecznego mechanizmu oduczania ludzi jedzenia mięsa chyba jeszcze nikt nie wymyślił. A w ostateczności zawsze można powiedzieć: Nie stać ich na mięso? Niech jedzą ciastka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/485518-czy-sylwia-spurek-zabierze-nam-mieso