Od początku kadencji szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie udzielił żadnego wywiadu. Tylko tygodnikowi „Sieci” opowiada o pieniądzach, które wyprowadzono z CBA, o swoim zażenowaniu postawą „agenta Tomka”, o kulisach operacji ws. „willi Kwaśniewskich”, a także o tym, co różni dzisiejsze CBA od tego za czasów Pawła Wojtunika. Z Ernestem Bejdą rozmawiają Marek Pyza i Marcin Wikło.
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS! Szef CBA: „Źli ludzie znów się nas boją”. Ernest Bejda rozprawia się także z „agentem Tomkiem”
Już na początku rozmowy Ernest Bejda, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego kategorycznie zaprzecza, jakoby podał się do dymisji. Cały czas pozostaje do dyspozycji premiera i ministra koordynatora, którzy mogą przedłużyć jego mijającą kadencję o kolejne 4 lata. Dziennikarze dopytują o sprawę znikających pieniędzy z funduszu operacyjnego CBA. Środki zdaniem szefa jednostki zwalczającej korupcję nie zostały utracone.
Rzeczywiście jednak dzięki własnym procedurom CBA wykryło nieprawidłowości w działaniu osoby zatrudnionej w Biurze, w jednostce odpowiedzialnej za finanse. Ta kobieta to długoletni pracownik. Jako kasjerka pracowała nieprzerwanie od 2011 roku
—wyjaśnia.
Teraz dzięki szybkim działaniom prokuratury i agentów odzyskano nawet więcej pieniędzy niż wyniosła strata i szczegółowo są analizowane wszystkie operacje kasowe od 2011 r.
Ernest Bejda odnosi się również do ostrych słów krytyki wobec jego instytucji kierowanych przez byłego agenta, Tomasza Kaczmarka. Tzw. agent Tomek oraz jego żona mają już zarzuty wyłudzania pieniędzy na prowadzenie domów opieki.
Uważam, że Tomasz Kaczmarek wyobrażał sobie, że znajomość z nami pozwoli na uniknięcie odpowiedzialności za popełnione czyny. My nie działamy w ten sposób, że bronimy kogoś, kto popełnia przestępstwo dlatego, że jest byłym funkcjonariuszem CBA
—podkreśla.
Bejda podkreśla także, że notatki Kaczmarka w sprawie związanej z byłym prezydentem Polski wywodzącym się z SLD, nie były nigdy rozstrzygające.
Z materiału CBA wynika, że nieruchomość w Kazimierzu Dolnym była w faktycznym posiadaniu i zarządzaniu Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich – jest na to wiele dowodów w dokumentach. Zostały one już odtajnione, teraz występujemy o zgodę Prokuratora Generalnego by je upublicznić. Zachowaniem Kaczmarka szef CBA jest zażenowany i zniesmaczony
—przyznaje.
Jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialność za to, co Tomasz Kaczmarek robił w CBA jako funkcjonariusz. Ale wszystko, co robił po zakończeniu służby, robił na własną odpowiedzialność. Myślę, że on się zdemoralizował.
Jego żona w połowie ubiegłego roku otrzymała poważne zarzuty wyłudzania pieniędzy na prowadzenie domów opieki. Chodzi o ponad 30 mln zł dla stowarzyszenia Helper, które miały być przeznaczone na opiekę nad ludźmi starszymi, zniedołężniałymi. Pod koniec roku te same zarzuty postawiono również Tomaszowi Kaczmarkowi, m.in. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i prania brudnych pieniędzy, więc to są sprawy naprawdę poważne, za które grozi kara do 10 lat więzienia. Jestem przekonany, że to, co on robi teraz, to wynik tych zarzutów
—dodał.
Dziennikarze pytają także o apel CBA zachęcający do zgłaszania się osób, które wręczyły łapówki prof. Tomaszowi Grodzkiemu.
W przestrzeni publicznej pojawiły się podejrzenia i oskarżenia o korupcję ważnej osoby w państwie – marszałka Senatu. Sprawdzenie tych informacji i ich weryfikacja jest obowiązkiem CBA
—zaznacza Bejda.
Apel CBA jest zachęceniem, by ludzie nie bali się mówić prawdy. Aby korzystali z klauzuli niekaralności, jaką przewiduje Kodeks karny. To pan marszałek był łaskaw wystąpić na konferencji prasowej wraz ze swoim pełnomocnikiem i dać do zrozumienia, że każdy, kto będzie twierdził, że wręczył profesorowi Grodzkiemu łapówkę, zostanie oskarżony o pomówienie. Czy to nie jest zastraszanie potencjalnych świadków? My nikogo nie nakłaniamy do pomówień. Każde zgłoszenie jest drobiazgowo sprawdzane, czy zgadzają się podane terminy, czy przypadek jest opisany w dokumentacji medycznej, czy są ewentualnie inni świadkowie. Samo stwierdzenie, że ktoś dał pieniądze, nas nie przekonuje. Nie przyjmujemy tego bezkrytycznie
—zaznaczył.
Ernest Bejda podsumowuje również liczne sukcesy kierowanej przez siebie jednostki:
Mamy unikatowych specjalistów, żadna inna służba nie dysponuje takim zespołem praktyków. Ponadto w dwóch ostatnich latach wysokość realnie zabezpieczonego mienia przez CBA wyniosła ponad 800 mln zł, czyli więcej niż budżet Biura w ostatnich czterech latach. W 2015 r., w ostatnim roku mojego poprzednika w CBA, kwota zabezpieczonego mienia wynosiła ledwie 17,5 mln zł! (…) CBA za czasów Pawła Wojtunika działało bardzo zachowawczo, unikało wręcz spraw, które mogły zaszkodzić władzy, a dodatkowo wywołać rezonans w postaci medialnych ataków.
Ernest Bejda zauważa także, że zanim on przejął stery w CBA, nie wykryto nic na temat afery reprywatyzacyjnej. Dopiero za jego rządów zatrzymano kilkadziesiąt osób i ujawniono łapówki w wysokości ponad 40 mln zł. Mówi także o odrodzeniu się CBA i jego rosnącej estymie:
Znów obawiają się nas ci, którzy mają coś na sumieniu. Za ich bezkarność płacili do tej pory inni. Polacy mogą czuć, że to właśnie dla nich pracujemy
—podkreśla.
Bejda wskazuje, że jednym z sukcesów CBA jest likwidacja kilkudziesięciu grup, które zajmowały się wyłudzeniami podatku VAT. Mówiąc o jednym z takich przypadków zaznaczył, że grupa miała roczne przychodzi rzędu 1,5 mld zł.
W ciągu jednego roku wyłudziła 300 mln zł VAT. Wśród osób zarządzających tą grupą były m.in. ważne postacie ze spółek Skarbu Państwa, np. byłych wiceprezesów Enei. (…) Takie grupy nie działają w próżni. Jest niemożliwością funkcjonowanie przestępczego procederu na tak dużą skalę bez wsparcia ze strony urzędników różnego szczebla, ale też kierownictw resortów. Wiemy, że mieli takie kontakty
—zaznacza.
W rozmowie pojawia się również wątek dotyczący Mariana Banasia i jego oświadczeń majątkowych. Szef CBA wyjaśnia, że raport został utajniony, bo tak nakazuje prawo.
Raport bazuje na bardzo szczegółowej kontroli majątkowej Mariana Banasia. Takie materiały nie mogą być w szczegółach omawiane publicznie. Ustalenia tego raportu zostały przekazane prokuraturze, a także trafiły do sejmowej speckomisji odpowiedzialnej za kontrolę nad służbami
—mówi.
Chcę powiedzieć jedno. W momencie, kiedy pan Banaś zostawał prezesem NIK (sierpień 2019 r.), w CBA nie było jeszcze wiedzy, która posłużyła do sformułowania zawiadomienia o popełnieniu przez niego przestępstwa. CBA czekało jeszcze na wiele materiałów, o które wystąpiło do instytucji finansowych, a które podlegały potem głębokiej analizie. Kluczowe dane w tej kontroli wpłynęły do CBA pod koniec września 2019 r. Dopiero po zakończeniu analizy można było odebrać wyjaśnienia od Mariana Banasia
Nigdy bym się nie zdecydował na złożenie zawiadomienia przed złożeniem wyjaśnień przez osobę kontrolowaną
—dodał.
Więcej o działaniach CBA w „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 3 lutego br., także w formie e-wydania.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
kk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/485269-tylko-u-nas-wielowatkowy-wywiad-z-szefem-cba