Z każdym kolejnym okrążeniem kampanii wyborczej - na razie jeszcze w wydaniu nieformalnym, wkrótce już oficjalnie - widać wyraźnie, że politycy środowisk opozycyjnych są skazani na wzajemny konflikt i walkę o wszystko. Kolejne wpadki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej otwierają bowiem furtkę, dzięki której tacy kandydaci jak Władysław Kosiniak-Kamysz, Robert Biedroń czy nawet Szymon Hołownia mogą uwierzyć w swoje szanse na wejście do drugiej tury.
Jeśli bowiem kandydatka Platformy Obywatelskiej nie doprowadzi do swoistego resetu swojej pozycji, a kampania PO-KO będzie dalej dryfem, a nie dobrze naoliwionym, profesjonalnym mechanizmem, może się okazać, że do wejścia do drugiej tury wystarczy nawet kilkanaście procent poparcia. Mówią o tym otwarcie sztabowcy PSL czy Lewicy, a taki pułap jest do przeskoczenia, biorąc pod uwagę możliwości wspomnianych polityków.
Nic więc dziwnego, że już kilka tygodni temu obóz III RP ruszył do wygaszenia rywali marszałek Kidawy-Błońskiej. Pisałem o tym na naszym portalu jeszcze w styczniu, gdy pojawiły się pierwsze nawoływania do „paktu o nieagresji”, „deklaracji wsparcia” dla tego spośród opozycji, kto wejdzie do drugiej tury, co de facto sprowadziłoby kampanię do powtórki z majowych wyborów i startu Koalicji Europejskiej.
WIĘCEJ: Knebel, presja i szantaże. Obóz III RP ruszył do wygaszenia rywali Kidawy-Błońskiej
Warto na tym tle odnotować ostrą wymianę zdań między politykami Platformy i PSL po jednym z ostatnich wystąpień Kosiniaka-Kamysza na konwencji w Lublinie. Lider ludowców mocno krytykował tam PiS i prezydenta (co naturalne), ale na jednym oddechu wymienił „opozycję totalną” jako projekt, który powinien zostać ostatecznie pogrzebany.
Podobne nastawienie prezesa PSL było widać już wcześniej, choćby w wywiadzie, jakiego udzielił telewizji wPolsce.pl (rozmowa do obejrzenia poniżej).
Kierunek, jaki wyznaczył dla PSL Kosiniak-Kamysz to naturalna konsekwencja fiaska majowego projektu Koalicji Europejskiej, a także nastawienia dołów partyjnych. Działacze, a może przede wszystkim wyborcy Polskiego Stronnictwa Ludowego są skrajnie krytycznie nastawieni do pomysłu na zespolenie w jeden blok z Platformą, radykalnie negatywnie ocenianą przez elektorat Polski powiatowej. Mało tego, wyborcy PSL często przy urnie wyborczej wahają się między ofertami PiS i właśnie ludowców: spór między tymi ugrupowaniami jest więc w sposób oczywisty naturalny, ale zarazem trudno mówić o wojnie na noże, jeśli wybór między PiS a PSL jest dla części wyborców niewielką różnicą.
Jeden z liderów PSL mówił mi kiedyś barwnie o tym paradoksie:
W Warszawie tego nie widać, nasi parlamentarzyści - przynajmniej niektórzy - też nie zawsze do końca to czują i najchętniej dołączyliby do całego „totalnego” obozu. Ale im dalej w las, im dalej w teren, tym widać wyraźnie, że nie może w czambuł potępiać dorobku PiS i ostatnich czterech lat. Majowa koalicja nam to dobitnie pokazała
— usłyszałem.
Kosiniak-Kamysz ma inne problemy: zaufanie Polski powiatowej, przekonanie swoich działaczy, by zaangażowali się na sto dwadzieścia procent w kampanii prezydenckiej, zmobilizowanie elektoratu, który już swoje dostał - zarówno w wyborach samorządowych, jak i parlametnarnych, wreszcie: przekonanie, że może być bardziej wiarygodny dla lokalnych środowisk niż Andrzej Duda. Nijak te wyzwania mają się jednak do próby ustawienia ludowców w jednym szeregu z Platformą, Lewicą i salonem III RP.
A próby te są coraz mocniejsze. Charakterystyczny wpis Izabeli Leszczyny, jednej z najważniejszych posłanek w nowej układance wewnątrz Platformy, pokazuje to dobitnie.
Szantażu pod tytułem „wspieracie PiS!” będzie w tej niespełna studniowej kampanii bardzo dużo. Platforma robi, co może (ze wsparciem części mediów), by wszystkie głosy krytyczne wobec PiS trafiły na konto Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ale ani Biedroń, ani Kosiniak-Kamysz, ani Hołownia nie mogą sobie na to pozwolić: chyba, że na Lewicy, w PSL i sztabie byłego prezentera TVN wystarczy tkwienie w drugoplanowej roli w teatrze Borysa Budki.
Im mniej będzie sporów i rozbieżności między kandydatami na prezydenta, tym bardziej wyborcy mogą zyskiwać przekonanie, że podziały między innymi to ściema, a tak naprawdę obowiązuje pakt z majowej Koalicji Europejskiej i wspólne uśmiechy ze zdjęć, jakie zostały z tamtego czasu. Lewica będzie chciała zawalczyć o maksymalnie duży odsetek wyborców dużych miast, PSL z kolei o utrzymanie elementarnego poziomu wiarygodności w Polsce powiatowej - trudno dziwić się jednym i drugim, że nie chcą umierać za Platformę. No chyba, że nie wytrzymają presji i formalnie lub nieoficjalnie, ale realnie uznają prymat Budki, Kidawy-Błońskiej i działaczy PO. Byłby to jednak krok w kierunku urwiska, o czym bardzo mocno przypominają efekty majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/485260-kosiniak-kamysz-nie-bedzie-umieral-za-platforme