Za symbol reakcji na Brexit możemy uznać rozpartego w swoim fotelu Guya Verhofstadta szyderczo wznoszącego ręce na słowa Nigela Farage’a, że oto już nie będą Brytyjczycy musieli go znosić.
Pierwszy taki przypadek w dziejach wspólnoty europejskiej - odejście jednego kraju ze struktur, i to kraju tzw. „starej Europy” - powinien wywołać refleksję, dyskusję, może jakieś wnioski? Nic takiego się nie stało. Błędy eurokratów, które doprowadziły Brytyjczyków do eurosceptycznego wrzenia, nie będą uznane za błędy. Winni są wszyscy inni - populiści, prawica, konserwatyści, winni są ci, którzy zabierają zabawki z unijnej piaskownicy, a nie ci, którzy przez swoją arogancję i dominację do niej zniechęcają.
Politykom, którzy mają w europarlamencie największe poparcie, brakuje wizji na wyjście z kryzysu, a już na pewno brakuje odpowiedzialności, by przyznać się do błędnego kierunku rozwoju UE i ten kurs skorygować.
Przesłanie przywódców UE, które skierowali 30 stycznia do obywateli Unii, jest lakoniczne, mgliste, słowem nie ustosunkowuje się do kryzysu wspólnoty, a kolebkę najsilniejszej cywilizacji świata chce oprzeć na sadzeniu drzew i szybkim internecie:
W pojedynkę żadne państwo nie sprosta zmianie klimatu ani nie znajdzie rozwiązań na miarę cyfrowej przyszłości, a jego głos nie będzie słyszalny w narastającym gwarze na arenie światowej. Ale możemy to osiągnąć razem, jako Unia Europejska.
-napisali David Sassoli (przewodniczący Parlamentu Europejskiego) Ursula von der Leyen (przewodnicząca Komisji Europejskiej), Charles Michel, (przewodniczący Radu Europejskiej). O samym Brexicie napisali tyle, że dla nich się nic nie zmienia:
Jutro obudzimy się w nowej erze, ale nasze zobowiązania pozostaną bez zmian.
A gdzie w tym kryzysie jest diagnoza, stwierdzenie przyczyn dla których Wielka Brytania z Unii Europejskiej wyszła? Gdzie jakieś „przepraszam, że po pół wieku rozwaliliśmy zgodę ponad kanałem La Manche”? Gdzie choćby zapowiedź refleksji nad dominującą koncepcją biurokratyzacji struktur Unii? Gdzie palcem wytknięci urzędnicy, którzy nie potrafili przekonać Brytyjczyków, że wspólna gospodarka i polityka ma sens w dobie współczesnych kryzysów?
Adam Michnik zdobył się jedynie na powtórzenie słabym echem mantry liberalnego mainstreamu, wraz z jego rewizjonistyczno-marksistowską refleksją, że
Brexit jest odpowiedzią, którą trzeba rozumieć tak, jak trzeba było rozumieć faszyzm czy bolszewizm, jako odpowiedzi na kryzys Europy po I wojnie światowej. Ale były to odpowiedzi fałszywe i tragiczne w swych konsekwencjach. (…) Zwyciężyły egoizm i partyjny partykularyzm.
Czytaj także:
Michnik bez formy. Brexit okazją do ataków na polski rząd
A tymczasem głównym winowajcą są bezkrytyczni wobec siebie socjaliści i liberałowie, włodarze Unii Europejskiej. To im, zwłaszcza liberałom, profesor Jan Zielonka z Oxfordu, dedykował kilka lat temu roztropny esej o „Liberalnej Europie w odwrocie”.
Europeista nie zgadza się na monotonne powtarzanie, że to prawica (której Zielonka w żadnym stopniu nie popiera) jest winna kryzysu.
Populizm stał się w kręgach liberalnych ulubionym tematem; nikt nie demaskuje iluzji i niebezpieczeństw populizmu lepiej niż liberalni publicyści. Liberałowie pozostają jednak lepsi we wskazywaniu cudzych wad niż w autorefleksji. Więcej czasu poświęcają wyjaśnianiu wzrostu popularności populizmu niż w wyjaśnianiu upadku liberalizmu. Nie chcą spojrzeć w lustro i uznać własnych niedociągnięć, ktre doprowadziły do ekspansji populizmu w Europie.
Zielonka wskazywał, że liberałowie zbyt odseparowali się od społeczeństwa:
Mówiono, że obywateli należy raczej edukować, niż słuchać.
Brakuje autorefleksji, a co dopiero autokrytycyzmu.
Naukowiec uznał, że Unia Europejska jest po prostu za mało demokratyczna, co zbieżne jest ze stanowiskiem:
W całej Europie politykę w coraz większym stopniu postrzegano jako sztukę instytucjonalnej inżynierii, nie zaś jako sztukę negocjacji między elitami a elektoratem.
Podobną refleksję profesor powtórzył ostatnio w TOK FM:
Unia musi być w stanie spełniać oczekiwania społeczne. Musi postawić na rozwiązywanie problemów i większą integrację, a nie na ich tworzenie i konflikty.
Choć oxfordzki liberał nie jest słuchany przez unijny mainstream, to jednak jego od kilku lat powtarzana diagnoza nie tylko się sprawdza, ale też rokuje nadzieję: może istnieją jeszcze liberałowie, z którymi można rozmawiać, którzy zechcą słuchać i wspólnie rozwiązywać problemy zachodniej Europy. Słuchać nie tylko innego światopoglądu, ale także i krajów spoza rdzenia UE, krajów takich jak Polska.
Europejczyków czeka więc czas próby, ponieważ nie sądzę, by kanclerz Merkel czy prezydent Macron mogli samodzielnie wydobyć kontynent z obecnego kryzysu.
-pisał Zielonka przed dwoma laty. Brukselscy biurokraci jeszcze nie dojrzeli do tej autorefleksji, ale nie ma wątpliwości, że rzeczywistość dopadnie także i ich. Obecne kierownictwo Unii Europejskiej jest zwyczajnie nieudolne i ich reakcja na Brexit jest tego wymownym dowodem, ale przyjdzie czas i na nich. To nie wspólnota zachodniej Europy jest do wymiany, ale tylko jej zdemoralizowana wierchuszka.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/485056-patrzac-na-verhofstadta-widac-ze-kryzys-w-ue-jeszcze-potrwa