Spory na uczelni mają charakter polityczny. Czy polityczni nominaci powinni je rozwiązywać? Czy większa kontrola polityczna nad uczelniami komukolwiek wyjdzie na dobre?
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Aleksander Temkin z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej.
wPolityce.pl: Poważnie zabrzmiały słowa wicepremiera Gowina, który na czwartkowej konferencji prasowej mówił o groźbie cenzury na uczelniach, krępowania ust i zagrożeniu wolności słowa. Zanim o konkretach: czy podziela Pan obawy szefa resortu nauki i szkolnictwa wyższego?
Aleksander Temkin, Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej: To hipokryzja ze strony Jarosława Gowina. Wicepremier oddał całość władzy na uczelniach rektorom. Komisje dyscyplinarne wykonują ich polecenia. Nie ma już samorządności uczelnianej, no i okazało się, że mamy kłopot: że rektorskie komisje dyscyplinują naukowców, dyscyplinują związkowców. To Gowin jest autorem tego problemu. Problem istnieje. Straciliśmy równowagę i coraz więcej jest wzajemnych donosów.
Niektóre są czysto polityczne, ale nie wszystkie. Na przykład odróżniałbym przypadek prof. Popieli i prof. Budzyńskiej. Nie widzę żadnego powodu dla którego uczelnia miałaby wtrącać się w spór między prof. Popielą a prof. Grodzkim. Moim zdaniem to było nadużycie kompetencji ze strony rzecznika dyscyplinarnego. Co do przypadku prof. Budzanowskiej - wiem niewiele. Wygląda na to, że Pani Profesor nie tylko wyrażała swoje poglądy, ale również wywierała systematyczny nacisk na studentów. To tylko wrażenie, ale gdyby było prawdziwe, to sytuacja wymagałaby rozmowy z przełożonym.
Gowin zapowiedział, że ustawa trafi teraz do konsultacji i dyskusji. No to dyskutujmy. Jako antidotum na zbyt duże narzędzia, jakimi dysponują rektorzy, Gowin proponuje specjalną komisję ds. wolności w systemie szkolnictwa wyższego i nauki - czterech na dziewięciu z jej członków wybierze minister. To krok w dobrym kierunku?
To ryzykowny krok. Spory na uczelni mają charakter polityczny. Czy polityczni nominaci powinni je rozwiązywać? Czy większa kontrola polityczna nad uczelniami komukolwiek wyjdzie na dobre? Rozwiązanie powinno być inne: uniezależnienie komisji dyscyplinarnych od rektorów. To nie może być narzędzie arbitralnej polityki tej wąskiej grupy. Co do organizacji debat: w porządku, niech o tym decyduje szersze grono. To dobry pomysł, żeby decyzje w sprawie gości zapraszanych na uczelnie nie były arbitralne i nie służyły jednej stronie. Dlatego trzeba powołać na uczelniach demokratycznie wybierane ciało, które spokojnie zabierze się za rozpatrywanie tych spraw. Stworzenie specjalnego ciała przy ministrze nie przyniesie żadnego wyciszenia, deeskalacji.
A poza tym przyda się większa generalna korekta w stronę demokratyzacji uczelni.
O kwestii możliwości wycinania osób o „niewłaściwych” poglądach alarmowano już przy przyjmowaniu ustawy wcześniej. Zwłaszcza wobec konserwatywnych środowisk. Podziela Pan te obawy? Mamy też przykład prof. Budzyńskiej z UŚ, która z powodów wykładów o rodzinie, przedstawiania poglądów związane z tradycyjnym modelem rodziny, została pociągnięta do odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Bądźmy uczciwi: nikt nie ma tu czystych rąk. Liberalna minister Kudrycka ma na sumieniu wjazd na uczelnię w celu ukarania „bezbożnej” pracy Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie pisanej pod kierownictwem prof. Andrzeja Nowaka. Ta interwencja była skandalem. Wspominam ją też dlatego, że jest to przykład tego, że minister nie powinien sobie stwarzać dodatkowych możliwości takich najazdów. Ale… ale środowiska prawicowe nie są przecież tu niewinne, też chcą karać naukowców za wypowiedzi. Wielokrotnie naciskano UJ by ukarał dyscyplinarnie prof. Jana Hartmana. Potrzebna jest wzajemna deeskalacja. Nie zrobimy tego mnożąc niepokojące ciała przy ministrze. Trzeba zmniejszyć władzę ukochanych przez Gowina rektorów.
Wyczuwa Pan „agresję ideologiczną” na uczelniach, o której mówił Gowin? Faktycznie świat nauki skręca w jedną stronę ideowego sporu?
Odrzuca mnie pozowanie na konserwatystę przez polityka, który zrobił wszystko, by polszczyzna przestała być językiem nauki, by przestała być językiem sporu. Moim zdaniem w swoich diagnozach Gowin jest kompletnie niewiarygodny. To przypadek strażaka-podpalacza, który podnosi alarm po szkodach które sam wyrządził.
not. F
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484909-temkin-o-zmianach-gowina-podnosi-alarm-po-swoich-szkodach