Moja matka powiedziała przed gabinetem Grodzkiego, że wręczyła mu ostatnie oszczędności, 2 tysiące złotych w kopercie, a on nas tak potraktował
– mówi pani Dorota w rozmowie z „Radiem Szczecin”.
Matka kobiety trafiła na oddział, którym zarządzał obecny marszałek Senatu. Cierpiała na nowotwór i wycięto jej płuco.
Czekałyśmy na wynik po badaniach, po usunięciu tego płuca. I wynik miał świadczyć o tym, czy dalsze leczenie będzie opierało się na tym, że będzie podawana chemia, czy też naświetlania. No i tu chodziło dokładnie o to, żeby doktor Grodzki wypisał takie zaświadczenie, sprawdził wyniki i wypisał zaświadczenie, że tak kieruje teraz mamę na badania
– powiedziała pani Dorota.
Kobiety przez pięć godzin czekały na wizytę w gabinecie prof. Grodzkiego.
Matka się rozpłakała i powiedziała w ten sposób: ja mu dałam moje ostatnie oszczędności, dałam mu 2 tysiące złotych w kopercie, a on mnie dzisiaj tak traktuje? Zrobiło mi się bardzo przykro, żal i złość jakaś zapanowała taka nade mną. Nie zastanawiając się wiele weszłam do gabinetu do doktora Grodzkiego, bez pukania, bez niczego i powiedziałam: panie doktorze, chyba możemy teraz porozmawiać. On powiedział, że nie, że mam wyjść, że dzisiaj tej sprawy nie załatwimy, że jakim prawem weszłam do gabinetu, on jest bardzo zajęty. Był bardzo nieprzyjemnym człowiekiem. Powiedziałam mu tylko wprost: panie doktorze, chyba wystarczająco pan dostał on mojej matki pieniędzy
– mówiła.
mly/radioszczecin.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484837-radio-szczecin-ostatnie-oszczednosci-dla-grodzkiego