Vera Lengsfeld, opozycjonistka w czasach NRD, a po zjednoczeniu Niemiec posłanka CDU Bundestagu mówi w rozmowie z PAP o swoim rozczarowaniu Niemcami. Jej zdaniem nad Renem nie ma już wolności słowa i praworządności.
Kiedy działałam w opozycji w NRD byłam przekonana, że po zjednoczeniu będziemy żyć w kraju, gdzie panuje wolność słowa i praworządność. 30 lat po zjednoczeniu nie mamy już w Niemczech wolności słowa, a praworządność jest traktowana przez polityków instrumentalnie. Jest respektowana tylko wtedy, kiedy jest to na rękę polityce. A jeśli nie - to nie
—mówi PAP Lengsfeld, która od lat 70. ubiegłego wieku działała w opozycji antyreżimowej w NRD.
Z wykształcenia historyk, dostała wówczas m.in. zakaz pracy na wyższych uczelniach. W 1988 r. została skazana na sześć miesięcy więzienia za „próbę udziału w nielegalnym zgromadzeniu”. Po miesięcznym pobycie w zakładzie karnym zgodziła się na wydalenie na Zachód. W 1991 roku po otwarciu archiwów owianej złowroga sławą NRD-owskiej policji politycznej - Stasi, dowiedziała się, że donosił na nią jej własny mąż. W latach 1990-1996 była posłanką do Bundestagu z ramienia Zielonych. W latach 1996-2005 - reprezentowała CDU. Obecnie jest publicystką - należy do przeciwniczek polityki Angeli Merkel.
Codziennie mamy w Niemczech do czynienia z nowymi przykładami braku wolności słowa i przekonań. Pracownik instytucji państwowej traci pracę np. za to, że poszedł na obiad z politykiem opozycji - w tym przypadku AfD. Kiedy ktoś na czele fundacji zajmującej się ochroną środowiska wyraża opinię, że człowiek nie jest odpowiedzialny za zmiany klimatyczne, to traci swoje stanowisko. To są autentyczne przypadki
—oburza się Lengsfeld i dodaje, że w RFN za określone opinie, które odbiegają od lewicowego mainstreamu automatycznie dostaje się łatkę „nazisty”.
W kręgu moich znajomych znam mnóstwo przypadków, że ludzie tracili pracę za wygłoszenie opinii niezgodnej z taką, którą uznaje się za właściwą. A ile jest przypadków o których się nie wie? Oczywiście, za wygłaszanie opinii jeszcze nie wsadza się do więzienia, jak w czasach NRD, ale czy może to być pocieszenie? Faktem jest, że istnieje publiczna dyskryminacja i sankcje za nieprawomyślny światopogląd
—konstatuje była posłanka.
Koronnym przykładem łamania praworządności są z kolei dla publicystki działania rządu Angeli Merkel w czasie kryzysu migracyjnego w 2015 roku. Vera Lengsfeld była inicjatorką apelu z 2018 r. podpisanego przez 150 tys. osób, w którym domagano się zmiany polityki rządu.
Innym dowodem na cynizm niemieckiego życia politycznego jest dla byłej opozycjonistki sytuacja w Turyngii - skąd Lengsfeld pochodzi. Po październikowych wyborach w tym landzie prawdopodobnie nadal będzie tam sprawować władzę rząd złożony z postkomunistycznej partii Lewica, Zielonych i SPD. Biorąc jednak pod uwagę, że nie ma on większości, to będzie skazany na poparcie nominalnie opozycyjnej CDU.
Szef chadeków w Turyngii Mike Mohring sygnalizował już, że jest gotów popierać niektóre projekty koalicji mniejszościowej. Argumentował, że społeczeństwo na pewno chciałoby mieć stabilny rząd, a nie opozycję, która nie jest konstruktywna
—relacjonuje Lengsfeld.
Doprecyzowuje jednak, że gdyby deputowani CDU popierali zielono-lewicowy rząd, to działaliby wbrew woli ludzi.
Dwie trzecie wyborców w Turyngii zagłosowało za konserwatywną polityką. A czerwono-czerwono-zielony rząd nie uzyskał większości. Został odsunięty. Zadaniem opozycji nie jest współpraca z rządem, tylko kontrolowanie rządu. Gdyby CDU zaczęło popierać rząd złożony z Die Linke, SPD i Zielonych, to dla wyborców chadeków byłby to sygnał, że ich partia nie chce spełniać ich woli. Przy następnych wyborach długo się zatem zastanowią, czy znów oddać głos na CDU. I prawdopodobnie tego nie zrobią
—prognozuje publicystka.
Jej zdaniem, Turyngia jest „poligonem doświadczalnym” niesformalizowanej współpracy CDU z Lewicą.
Jeśli dojdzie do tego w Turyngii, to dojdzie do tego też na poziomie federalnym. Nie mam co do tego żadnych złudzeń. Jest to bardzo niebezpieczne. Dodatkowo, jestem przekonana, że Mohring konsultuje swoje działania z Urzędem Kanclerskim w Berlinie
—mówi była opozycjonistka.
Zastrzega, że jej obiekcji w pierwszym rzędzie nie budzi przeszłość Lewicy, która „jest wciąż tą samą Socjalistyczną Partią Jedności Niemiec (SED) ze zmienionym szyldem”, tylko radykalnie lewicowa polityka dotychczasowego i prawdopodobnie przyszłego rządu Turyngii. Wspierając te politykę CDU zdradziłaby swoich wyborców i złamałaby obietnice - konkluduje Lengsfeld.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484699-byla-opozycjonistka-nie-mamy-juz-w-niemczech-wolnosci-slowa