W ostatnich dniach w związku z wizytą w Polsce komisarz zajmującej się praworządnością Very Jourovej pojawiły się wypowiedzi czołowych polityków opozycji o konieczności powiązania wydatków z przyszłego unijnego budżetu na lata 2021-2027 z praworządnością w poszczególnych krajach członkowskich.
Co więcej w wypowiedziach tych pobrzmiewały nutki satysfakcji i zadowolenia, że takie rozwiązanie zostanie ostatecznie przyjęte także przez Radę Europejską i że będzie to skuteczne narzędzie dyscyplinowania między innymi naszego kraju Polski.
Tak mówił niedawno w wywiadzie dla radia Tok FM europoseł Janusz Lewandowski, tak twierdził w kilku wywiadach po spotkaniu z komisarz Jourovą marszałek Senatu Tomasz Grodzki.
Przypomnijmy, że w styczniu poprzedniego roku Parlament Europejski przyjął sprawozdanie dotyczące rozporządzenia PE i Rady w sprawie ochrony budżetu UE w przypadku uogólnionych braków w zakresie praworządności.
Mówiąc prostym językiem, chodzi o blokowanie pieniędzy z przyszłego budżetu UE dla państw członkowskich, w przypadku stwierdzenia przez Komisję Europejską łamania praworządności w tych krajach.
Teraz debat przeniosła się na poziom Rady Europejskiej, a ostateczne decyzje w tej sprawie będą podejmowane przez szefów rządów łącznie z decyzjami dotyczącymi ostatecznego kształtu unijnego budżetu na lata 2021-2027.
Komisji która przygotowała wspomniane rozporządzenie nie udało się zaproponować jednoznacznych kryteriów ustalania uogólnionych braków w zakresie praworządności w państwach członkowskich, co niestety tworzy pole uznaniowości w tym zakresie i stwarza zagrożenie karania przez Brukselę „nielubianych” rządów i niekarania tych „lubianych”.
Tę poważną wątpliwość, potwierdza także opinia Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO) z sierpnia 2018 roku, który stwierdził, „że rozporządzenie pozostawia Komisji bardzo szeroki margines swobody w tej procedurze”.
Przy tej okazji należy także przypomnieć, że w obecnie obowiązujących przepisach, istnieje możliwość blokowania środków z budżetu UE w związku z nieprzestrzeganiem dyscypliny finansów publicznych (deficyt sektora finansów publicznych przekracza 3% PKB, co jest jednoznacznym kryterium publikowanym przez Eurostat) i mimo tego, że np. Francja przez kilka kolejnych lat nie przestrzegała tego kryterium, to żadne restrykcje Komisji wobec tego kraju, nigdy nie wystąpiły.
Pytany o tą zastanawiającą łagodność Komisji wobec tego kraju, ówczesny jej przewodniczący Jean Claude Juncker, powiedział dziennikarzom z rozbrajającą szczerością, „bo to Francja”.
Co więcej autorzy rozporządzenia domagają się, żeby rządy krajów dotknięte taką blokadą środków z budżetu UE, były jednak zobowiązane do dokonania płatności na rzecz ostatecznych beneficjentów, co oznacza, że byłyby one karane podwójnie, z jednej strony odebraniem wcześniej przyznanych środków europejskich, z drugiej koniecznością wyasygnowania z własnego budżetu tej samej kwoty i przekazania jej beneficjentom.
W tej sytuacji powierzenie Komisji tak dotkliwego instrumentu karania krajów członkowskich, na podstawie kryteriów o w dużej mierze uznaniowym charakterze, byłoby skrajną nieodpowiedzialnością i trudno wręcz sobie wyobrazić aby szefowie wszystkich rządów krajów członkowskich zgodzili się na takie rozwiązanie.
Do przyjęcia wspomnianego rozporządzenia wiec droga daleka, tym bardziej zasmucające są wypowiedzi czołowych polityków opozycji, którzy już teraz się cieszą, że Komisja będzie jednak miała instrument do nakładania sankcji finansowych na kraje, który ich zdaniem nie przestrzegają praworządności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484696-to-zadziwiajace-jak-opozycji-zalezy-na-sankcjach-dla-polski