Wystąpienie Mariana Turskiego z 27 stycznia wzbudziło wybuch entuzjazmu u polityków i publicystów związanych z opozycją, którzy zaczęli sugestie, że to co obecnie dzieje się w Polsce to zapowiedź totalitaryzmu, takiego jak w niemieckiej III Rzeszy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wielowieyska wykorzystuje słowa Turskiego do politycznej gry
Migalski porównuje rząd do NSDAP. I to akurat 27 stycznia
Więzień obozów koncentracyjnych ma prawo i przywilej przestrzegać przed symptomami tyranii i zbrodniczych ideologii. Czy Turski miał na myśli obecną Polskę? Najmocniejszy fragment jego wystąpienia jest wieloznaczny:
I tu się sprawdza to, co mówił pan prezydent. Auschwitz nie spadł nagle z nieba, Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj.
Pole interpretacji jest otwarte, można mieć wątpliwości co do tego, czy Ocalały z Holokaustu redaktor Turski widzi dziś zaczątki totalitaryzmu, nie można mieć jednak wątpliwości, że pan Marian Turski jeden z totalitaryzmów wspierał. Jak wspomina w swoich dziennikach Mieczysław Rakowski, Turski był uczniem stalinowsko-bierutowskiej kuźni kadr partyjnych, Centralnej Szkoły Partyjnej ZSRR, o czym ówczesny naczelny „Polityki” wspominał, gdy znalazł w redaktorze Turskim mediatora w konflikcie z Edwardem Gierkiem:
Po tej relacji postanowiłem posłać do Katowic Marian Turskiego, który zna Gierka ze szkoły partyjnej. Siedzieli w jednej ławce. Marian wrócił następnego dnia zupełnie roztrzęsiony. Z jego opowieści wynikało, że Gierek żywi do mnie głęboką niechęć.
-wspominał przerażony Rakowski. Ten sam Rakowski zanotował w czasie stanu wojennego, że Turski za 13 grudnia obciąża odpowiedzialnością… „Solidarność”:
Turski jest zdania, że bezpośrednią przyczyną tego, co się stało, było zadufanie „S”, przekonanie, przekonanie, że władza nie ma już nic do powiedzenia.
Jeszcze w 1982 roku Ministerstwo Obrony PRL wydało Turskiemu książeczkę poświęconą konferencji Wielkiej Trójki w Poczdamie, w której redaktor „Polityki” opisywał Bieruta jako twardego przywódcę negocjującego z Churchillem kwestię zachodniej granicy Polski.
Zachodni mężowie stanu mogli przekonać się, że delegacja reprezentuje pełny wachlarz stronnictw, w sprawie granicy nie jest podzielona.
O rządzie emigracyjnym ani słowa, Stalin jako wielki przywódca, „władza ludowa” jako reprezentacja narodu - a przecież w 1982 roku nie trzeba już było pisać zgodnie z najtwardszymi dogmatami wczesnego PRL. Nie trzeba było - ale kto chciał, ten pisał. Z własnej woli.
A przecież będąc autorem tygodnika „Polityka” od lat 50-tych nie uniknął Turski innych aktów sympatii wobec Związku Sowieckiego, największego państwa totalitarnego na świecie. W czasopiśmie zajmował się historią najnowszą - a to drwiąc sobie z emigracyjnego publicysty paryskiej „Kultury” Ludwika Mieroszewskiego, a to wysławiając sukcesy braci radzieckich:
Telewizory, lodówki, skutery, radia, prali wtargnęły na rynek radziecki. Wielu publicystów zachodnich radzi wyrzec się sceptycznego tonu wobec zapowiedzi N. S. Chruszczowa o rywalizacji ekonomicznej ZSRR-USA.(…) Są świadomi skoku, jakiego dokonały kraje naszego obozu - a zwłaszcza Związek Radziecki
-czytamy w tekście Turskiego i Dariusza Fikusa w czasach odwilży socjalizmu („…a Tatarzyn za łeb trzyma”). Z Franciszkiem Ryszką w tekście „Cztery daty graniczne” opisywał najgorsze czasy stalinowskiej Polski i próżno szukać tam ostrzegania przed totalitaryzmem, który by „dreptał małymi kroczkami”. A przecież tak lapidarnie ale jednoznacznie negatywnie pisał Turski o powojennym Podziemiu antykomunistycznym:
Warto może przypomnieć że wróg klasowy z jednakową zaciekłością zwalczał reformy ogólnodemokratyczne i socjalistyczne.
Jak wynika z tekstu autorzy w tej walce komunistów z wywłaszczanymi rolnikami i w walce komunistów i Sowietów z „Żołnierzami Wyklętymi” kibicują tym pierwszym. Wiadomo co odpowiedzą „tamci”, ludzie ostrzegający przed PiSem jako niby autorytarną władzą - że takie były czasy, że p. Turski mógł pisać gorzej, albo że skoro przeszedł (bo przeszedł!) piekło niemieckiej eksterminacji, to późniejsze wybory i drogi polityczne się nie liczą, albo że jest to niemłody i zasłużony (bo w wielu miejscach jest) człowiek i lepiej pewnych rzeczy nie opisywać. A jednak nasz brak dekomunizacji, prawdziwej spowiedzi ludzi komunistycznego reżimu, nadal się mści. Dzięki lukom w życiorysach, półsłówkach, grze porównań i wykorzystywania trudnej polskiej historii wielu publicystów mówi, że Polska 2020 roku to zło, a komunizm - nawet w tej stalinowskiej wersji - pomija milczeniem, usprawiedliwia albo nawet go broni.
Publicystom lewicowo-liberalnego mainstreamu nie chodzi przecież o demokrację - skoro mogą bronić demokracji w wydaniu Bolesława Bieruta czy Władysława Gomułki, to przecież nie o wolności, nie o Polskę, nie o instytucje państwowe im chodzi. Ale ich nienawiść do PiS prowadzi już na odległe intelektualne manowce, skoro bardziej im przeszkadza obecna władza niż dyktatura stanu wojennego PRL czy inne wersje komunistycznego reżimu. Wszystko, byle nie PiS? Może się okazać, że to jest właśnie dreptanie, za którym kroczy chory polityczny system.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484668-wykorzystuja-slowa-turskiego-ale-o-jego-przeszlosci-milcza