Ciekawym doznaniem intelektualnym jest wywiad, jakiego dr hab. Rafał Chwedoruk udzielił Jackowi Żakowskiemu na łamach ostatniej „Polityki”. Na tezy prowadzącego rozmowę o wypierpolu, Polexicie, zamachu realizowanym przez PiS, katastrofie państwa i groźbie nieuznania wyborów przez obóz rządzący (wszystko to wycinki z pytań redaktora), politolog odpowiada chłodną i precyzyjną diagnozą wyborczego stanu gry w naszym kraju. Dwa światy.
W perspektywie zbliżającej się kampanii prezydenckiej warto odnotować przynajmniej kilka wątków. Kluczowym jest chyba teza dotycząca ofert, jakie Polacy mają na wyborczym stole. Alternatywa wydaje się prosta: albo dalsze zmiany, albo powrót do rzeczywistości roku 2015.
Opozycja uzyskała więcej głosów niż w 2015 roku, a PiS wciąż ma większość, a więc zdobył jeszcze więcej wyborców. To znaczy, że dotyczące praworządności konflikty poprzedniej kadencji powodowały, iż więcej niezdecydowanych stawało po stronie władzy niż opozycji. Wobec wyboru między dążeniem do zmian, choćby kosztem ładu i obyczaju, a pozostawieniem wszystkiego po staremu przeważa przyzwolenie na zmiany
— mówi Chwedoruk.
Rzecz jasna nie oznacza to bezwarunkowego poparcia dla każdego pomysłu, jaki przedstawia obóz Jarosława Kaczyńskiego, niemniej jednak wciąż - to już mój wniosek - głównie za sprawą liderów Platformy i ośrodków medialnych III RP (jako realnie największych partii opozycyjnych) większości Polaków trudno dziś przyjąć wizję państwa, jaką przedstawia opozycja.
Polecam ciekawą rozmowę na antenie wPolsce.pl:
Powie ktoś - no dobrze, to Platforma, schetynowcy, względnie Czerska czy Wiertnicza, ale przecież robi, co może PSL, szarpie się Lewica, są jeszcze Konfederaci i kandydaci w rodzaju Szymona Hołowni. Oferta jest szersza niż tylko zmiany lub status quo z roku 2105. Wszystko to prawda, choć zdaniem Chwedoruka mniejsze ugrupowania i propozycje nie przebijają się, wtapiając w ogólną opowieść opozycji o rządach PiS.
Bipolarność sprawia, że nawet ci, którzy chcą innej zmiany niż PiS, są przypisani do obozu zachowawczego i broniącego tego, co było
— tłumaczy politolog.
Trudno i z tym się nie zgodzić. Zwłaszcza po licznych marszach Komitetu Obrony Demokracji, wspólnym starcie w wyborach do Parlamentu Europejskiego czy wyścigach na łamach „Wyborczej” czy „Polityki” o to, kto mocniej będzie ładował w PiS. Kiedy PSL wpadło w ramiona (tudzież sidła) Koalicji Europejskiej, wyborcy ludowców aż się zagotowali i przyznają to dziś nawet liderzy tej partii. Kiedy Lewica chce dziś pokazać się jako realna alternatywa wobec Platformy, trudno o wiarygodność, skoro tak naprawdę wciąż nie wyszli z roli młodszego i słabszego brata. A pieniądze, struktury i wpływy w terenie (zwłaszcza na poziomie sejmików i samorządów) powodują, że okrętu Platformy tak łatwo utopić się nie da.
Błędne koło, na którego pracy zyskuje PiS jako partia, która ma swoje za uszami, swoje nagrzeszyła, część wyborców zniechęciła, ale dalej jawi się jako ugrupowanie prące do zmian - lepszych lub gorszych, obwarowanych takimi czy innymi skutkami ubocznymi - ale jednak zmieniających państwo. Do tego ze społecznym prawem weta (jak nazwał to Jacek Karnowski), powodującym, że co większe kanty udaje się spiłować przez pozorne lub realne kroki w tył i ustępstwa. Zauważa to zresztą i Chwedoruk:
PiS rośnie, kiedy pojawia się bipolarny spór wokół spraw nieczytelnych dla dużej części wyborców. Gdy spór jest czytelny, PiS ucieka od walki. Nawet gdy musi się przyznać do porażki. Jak w sprawie nagród dla ministrów albo prezesa Banasia
— ocenia politolog, dodając zarazem, że „PiS jest dziś mniej skłonne do ustępstw niż w roku 2015” - zwłaszcza w tych kwestiach, które nie są obciążone społecznym zainteresowaniem i realnym czy choćby możliwym dużym oburzeniem.
Jeśli wnioski pana profesora są prawdziwe, to w tej logice opozycja powinna zerwać z narracją i agendą tematów serwowanych przed dominujące ośrodki w III RP. Trochę na zasadzie przeczucia, o którym mówili niektórzy kandydaci w wewnętrznych wyborach w Platformie: zerwać z obawą o to, co powie o nas jeden czy drugi nadredaktor i publicysta, a skupić się na rosnących cenach i innych sprawach rosnących dookoła Polski powiatowej. Do zmiany strategii trzeba jednak odwagi i konsekwencji, a tego brakuje i w otoczeniu Borysa Budki (zwłaszcza kandydatce KO w wyborach prezydenckich), i Władysława Kosiniaka-Kamysza (tutaj jednak są pewne pierwiosnki), i innym liderom. Nawet zerkający z zewnątrz (przynajmniej w teorii) Hołownia wchodzi jak w masło w opowieść o potrzebie odwrócenia reform sądownictwa i Polsce jako „Frankensteinie” świata Zachodu. To kompletnie nieskuteczne podejście, szufladkujące dotychczasowego prezentera w bańce „obrona status quo”.
Jeszcze jedna teza Chwedoruka jest warta uwagi.
Gdy PiS wygrał zeszłoroczne wybory, niemiecka dyplomacja przeszła na działanie długofalowe. Zakłada, że rządy PiS nie są epizodem. Obok różnych nacisków będą trzymane uchylone drzwi dla polskich władz.
Słyszałem o tym podejściu, trochę na zasadzie myślenia życzeniowego, jakiś rok temu, gdy jeden z czołowych przedstawicieli obozu rządowego przekonywał, że „jest na to szansa”, by drugie okrążenie rządów PiS odbyło się w nieco bardziej przychylnej atmosferze, jeśli chodzi o presję Berlina czy Brukseli. Chyba to zresztą widać, niezależnie od kolejnych wizyt czy nacisków ze strony unijnych komisarzy (a nawet ich postawa jest dziś inna niż poprzedników).
Wszystko to może być niemałym szokiem poznawczym - tak dla redaktora przeprowadzającego wywiad, jak i dla wielu Czytelników „Polityki”; w tym także, a może zwłaszcza polityków. Niemniej jednak takie małe szoki poznawcze zazwyczaj przynoszą całkiem niezłe rezultaty, oby tak było i tym razem.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484582-chwedoruk-szokuje-zakowskiego-jak-zaskoczyc-polityke