Kiedy czytałem na naszym portalu ramowy plan wizyty premiera Mateusza Morawieckiego w Berlinie, bardzo ucieszyłem się, że w harmonogramie tym ujęto wizytę w siedzibie Instytutu Pileckiego w Berlinie. Jeśli bowiem, na co się zanosi, wybrzmieć ma ważny, wspólny głos niemieckiej kanclerz i polskiego premiera (nie tylko w kwestiach gospodarczych, ale i historycznych), nie ma lepszej instytucji, która mogłaby posłużyć do tego, by głos ten był prawdziwy, mocno i uczciwie osadzony w faktach, a przy tym - z polskiego punktu widzenia - po prostu propaństwowy.
Pierwszy zagraniczny oddział Instytutu Pileckiego uruchomiono kilka miesięcy temu, prace w wymiarze naukowym, kulturowym i historycznym idą pełną parą (efektowną wystawę o Pileckim odnotowano naprawdę bardzo szeroko i pozytywnie) - tym bardziej cieszy, że na mapie relacji polsko-niemieckich placówka ta nie trafiła gdzieś na margines zainteresowań, ale wręcz nadaje im ton (w zakresie polityki historycznej). A nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że ostatnie tygodnie bardzo jasno pokazały, jak dobrze trzeba być przygotowanym do odparcia propagandowych manipulacji w tym wymiarze.
Skoro o Instytucie Pileckiego mowa, to warto odnotować, że na rynek wydawniczy - na razie polski, ale wkrótce, w najbliższym czasie także zagraniczny - trafia książka pod tytułem „Lista Ładosia” (okładka ilustruje ten tekst) pod redakcją ambasadora Jakuba Kumocha. O grupie Aleksandra Ładosia słychać było w ostatnich miesiącach bardzo dużo (i świetnie!), teraz Instytut Pileckiego kończy archiwalny etap prac badawczych w tym zakresie. Imienny spis 3262 osób pochodzenia żydowskiego (to jakieś , dla których w czasie Zagłady poselstwo polskie w Szwajcarii we współpracy z organizacjami żydowskimi wystawiło latynoamerykańskie paszporty, jest zwieńczeniem tych trudnych i szczegółowych badań.
Ale warto w tym wydarzeniu podkreślić coś więcej niż tylko wysiłek historyków i pracowników naukowych mozolnie przebijających się przez dziesiątki tysięcy dokumentów, wspomnień i okruchów informacji zostawionych gdzieś w Internecie, pamiętnikach czy prywatnych zapiskach.
Publikacja „Listy Ładosia” - zresztą nie tylko ta konkretna, bo to na szczęście żaden wyjątek, a reguła - jest efektem dobrej współpracy między polskimi instytucjami. Przy powstaniu książki trzeba bowiem wyróżnić nie tylko wspomniany Instytut Pileckiego, ale również ambasadę RP w Bernie (na czele z Jakubem Kumochem, który wykonuje rewelacyjną pracę) oraz pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, Żydowskiego Instytutu Historycznego, Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz Muzeum Polin.
Przykład tej publikacji, ale i wielu innych wysiłków na polu polityki historycznej to dowód, że współpraca osób z innych politycznych światów i innych historycznych wrażliwości - prof. Piotra Glińskiego, dr. Jarosława Szarka, dyrektora Piotra Cywińskiego czy prof. Dariusza Stoli - daje konkretne efekty. A gdy siłę polskiego państwa i naszych instytucji wzmocniło się jeszcze wsparciem zagranicznych historyków (a tak było i w tym przypadku), prawda po prostu broni się sama. Żadna narracja Kremla, żadne mniej lub bardziej tępe propagandowe ścieżki na skróty nie są w stanie obalić tak precyzyjnego i dobrze przygotowanego konkretu.
Jak mówił ostatnio w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” dr Paweł Ukielski, przewodniczący komisji rewizyjnej Platformy Europejskiej Pamięci i Sumienia, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego:
Na gruncie polityki historycznej i tożsamości rewolucje są w zasadzie niemożliwe. Tylko długofalowe zmienianie stereotypów i wypracowywanie pozytywnych skojarzeń, może przynieść efekt. Wiem, że to brzmi pesymistycznie, ale takie są realia: w tej sferze nie ma nic z dnia na dzień. Trzeba zakasać rękawy i codziennie robić swoje.
W zasadzie tylko tego rodzaju wysiłki - zaliczające współpracę wielu polskich instytucji, we wsparciu z zagranicznymi ośrodkami i ekspertami, profesjonalnie przygotowane i dobrze wypromowane (medialnie, publicystycznie, naukowo, instytucjonalnie) są w stanie przynosić te długofalowe efekty i zakorzenić prawdę historyczną głębiej niż na kilka centymetrów. Przy okazji kolejnych rocznic i różnorakich akcentów w wymiarze polityki historycznej trzeba nam docenić szereg urzędników, historyków, naukowców i innych ludzi dobrej woli, którzy na co dzień wykonują mrówczą, ale bezczenną pracę.
Takie wizyty jak ta najbliższa premiera Morawieckiego w Niemczech to zbieranie pierwszych, jeszcze dość nieśmiałych plonów. Ale ziaren zostało zasiane tyle, że - mówiąc klasykiem - tej siły już nie powstrzymają. Trzeba tylko albo i aż cierpliwości i konsekwencji, także w wymiarze nakładów finansowych i inwestycji w pozornie błahe, nudnawe czy hermetyczne projekty.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY - PROSTO Z ANTENY TELEWIZJI WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484177-wspolpraca-i-sila-instytucji-kilka-slow-o-liscie-ladosia