W ciągu ostatnich dziesięciu lat w rozmowach z młodymi polskimi narodowcami często zdarzało mi się usłyszeć, że ważnym punktem odniesienia dla nich pozostaje węgierski Jobbik. Dla niektórych marzeniem było zbudowanie w Polsce podobnej formacji o równie dużym poparciu społecznym. Obecnie do madziarskiej partii nacjonalistycznej często porównywana jest Konfederacja. Wiele punktów programu obu ugrupowań, zwłaszcza dotyczących polityki międzynarodowej, pozostaje zresztą zbieżnych.
Warto więc przyjrzeć się Jobbikowi, skoro część polskich narodowców chciałaby pójść w jego ślady. Wczoraj odbył się kongres tej partii, podczas którego wybrany został nowy przewodniczący – Péter Jakab. Kongres zastał formację w stanie głębokiego kryzysu. Jej popularność od 2014 roku zmniejszyła się o połowę. Pięć lat temu było to największe ugrupowanie opozycyjne, na które głosowało ponad milion obywateli (20,7 proc.). W sondażach przeprowadzanych w 2015 roku popierało je aż 25 proc. wyborców. A jednak w ostatnich wyborach do europarlamentu w maju zeszłego roku otrzymało ono już tylko 6,34 proc. głosów, co przełożyło się zaledwie na jeden mandat. Co więcej, według badań opinii publicznej trend spadkowy nadal się utrzymuje.
Co spowodowało kryzys? Otóż przez lata Jobbik znajdował się w podobnej sytuacji jak dziś Konfederacja. Był jedyną prawicową opozycją sytuującą się na prawo od prawicowej partii, która sprawowała samodzielnie rządy. Taka sytuacja powtórzyła się trzykrotnie po wyborach parlamentarnych: w 2010, 2014 i 2018 roku. W kierownictwie narastało rozczarowanie: Jobbik był drugą siłą polityczną w kraju, opowiadał się za nim co czwarty wyborca, a jednak nie mógł liczyć na udział we władzy.
Wówczas zwyciężyła koncepcja atakowania rządzącego Fideszu i głosowania wspólnie z lewicą. Celem było takie osłabienie partii Viktora Orbána, by straciła ona samodzielną większość i potrzebowała do rządzenia koalicjanta. W takiej sytuacji naturalnym sojusznikiem do sprawowania władzy wydawał się Jobbik, a nie socjaliści czy liberałowie.
Ostrze nacjonalistycznej krytyki obróciło się więc w stronę Orbána. Kiedy Fidesz najpierw rozpisał antyimigracyjne referendum, a potem zarządził antyimigracyjne głosowanie w parlamencie, Jobbik – podobnie jak cała totalna opozycja – opowiedział się przeciw stanowisku rządzących. O ile ugrupowania lewicowe i liberalne głosowały przeciw projektom Fideszu dlatego, że plany rządu ograniczały imigrację, o tyle Jobbik sprzeciwiał im się z odwrotnego powodu – jego zdaniem były niedostatecznie antyimigracyjne. Retoryka była więc zupełnie inna, ale efekt ten sam: nacjonaliści szli ręka w rękę z siłami lewicowo-liberalnymi.
To spowodowało kryzys tożsamości partii i masowy odpływ wyborców w stronę Fideszu. W samym ugrupowaniu doszło do rozłamu. Część działaczy niezadowolonych ze zmiany kursu założyła nowy ruch o nazwie Nasz Kraj.
Wydaje się jednak, że to nie koniec wewnętrznych napięć w kierownictwie partii. Nowo wybrany przewodniczący Péter Jakab był pierwszym prawicowym politykiem, który zaczął publicznie pojawiać się z Ferencem Gyurcsánym, byłym premierem socjalistów, skompromitowanym słynnymi „taśmami prawdy” z 2006 roku. Jest on też (podobnie jak szara eminencja partii, jedyny dziś europoseł Jobbiku Márton Gyöngyösi) zwolennikiem współpracy z Koalicją Demokratyczną Gyurcsánya. Budzi to jednak opór wielu szeregowych członków, obawiających się dalszego dryfu w kierunku lewicy.
Dziś Konfederacja znajduje się w podobnej sytuacji jak Jobbik. Z jednej strony jej przeciwnikiem ideowym pozostaje lewica, a z drugiej rywalizuje z Prawem i Sprawiedliwością o prawicowy elektorat. Przykład węgierski pokazuje, że w takiej sytuacji łatwo o błąd, którego wyborcy mogą nie wybaczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484126-czy-upadek-jobbiku-moze-byc-przestroga-dla-konfederacji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.