W ostatnich 7 latach zniknęło 28 585 „legalnych” członków Platformy Obywatelskiej, zaś w ostatnich 4 latach – 6 184.
Tuż po ujawnieniu wyników wyborów na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej dowiedzieliśmy się, że tej partii praktycznie nie ma, szczególnie gdy przeszła do opozycji. Gdy w 2013 r. w wyborach na szefa PO wygrywał Donald Tusk uprawnionych do głosowania członków, czyli płacących składki i niemających na pieńku z prawem było 39 401 członków. W grudniu 2015 r. oraz w styczniu 2016 r, gdy Grzegorz Schetyna samotnie walczył o fotel przewodniczącego, „legalnych” członków PO wyliczono na 17 tys. (takie dane podał szef Krajowej Komisji Wyborczej PO Wojciech Wilk). W wyborach w styczniu 2020 r. uprawnionych do głosowania było już tylko 10 816 członków („nielegalna” okazała się np. Julia Pitera), czyli można przyjąć, że taka jest obecna „siła” Platformy Obywatelskiej. Oznacza to, że w ostatnich 7 latach zniknęło 28 585 pełnoprawnych członków PO, zaś w ostatnich 4 latach – 6 184 członków.
Zwycięski w 2013 r. Donald Tusk (rywalizował z Jarosławem Gowinem, który dostał 4 114 głosów) otrzymał 16 028 głosów członków PO (frekwencja 51,12 proc.), Grzegorz Schetyna (nie rywalizował z nikim; miał 9 proc. głosów na „nie”) na przełomie 2015 i 2016 r. – 7 577 głosów (frekwencja 52 proc.), zaś Borys Budka (rywalizował z Tomaszem Siemoniakiem – 920 głosów, Bogdanem Zdrojewskim – 623 głosy i Bartłomiejem Sienkiewiczem – 204 głosy) w styczniu 2020 r. – 6 481 głosów (frekwencja 76,4 proc.). Zatem wynik Schetyny to tylko 47,27 proc. rezultatu Tuska, zaś wynik Budki to 85,5 proc. rezultatu Schetyny. Schetyna (bez konkurencji) otrzymał 91 proc. ważnych głosów, Tusk – 79,58 proc., zaś Budka – 78,77 proc. ważnych głosów. W wyborach parlamentarnych wyniki Budki (6481 głosów), podobnie jak Schetyny sprzed czterech lat (7577 głosów) byłyby uznane za bardzo przeciętne i z trudem gwarantowały miejsce w Sejmie, ale to jednak zupełnie inne wybory. Chodzi jednak o siłę mandatu przewodniczącego, a ta w liczbach bezwzględnych absolutnie nie powala.
Znikanie Platformy Obywatelskiej, gdy chodzi o liczbę członków zwraca uwagę na to, że współczesne polskie partie w żadnym razie nie są masowe. Najliczniejsze byłoby Polskie Stronnictwo Ludowe (dane z listopada 2016 r., w związku z XVI kongresem partii) mające oficjalnie 100 320 członków (nie sposób tego zweryfikować). Prawo i Sprawiedliwość, wedle danych, a nie deklaracji czy szacunków z grudnia 2018 r. – ma 37 409 członków. Sojusz Lewicy Demokratycznej, według deklaracji partii z maja 2018, zrzesza 33 554 członków. Platforma Obywatelska, wedle deklaracji z kwietnia 2018 r., miałby 33 500 członków, czego ostatnie wybory przewodniczącego partii w żaden sposób nie potwierdzają. Nowoczesna miała w czerwcu 2018 r. liczyć 4 160 członków, co wydaje się grubo przesadzone. O liczebności Konfederacji Wolność i Niepodległość nie sposób niczego pewnego powiedzieć, podobnie jak o obecnym stanie osobowym ruchu Kukiz ’15.
Partiami masowymi są wciąż największe niemieckie ugrupowania. Najwięcej członków liczy (wedle danych z grudnia 2019 r.) Socjaldemokratyczna Partia Niemiec – 419 300 członków. Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Niemiec (wedle danych z listopada 2019 r.) zrzesza 407 350 członków. Zieloni (wedle danych z końca 2019 r.) mają 95 tys. członków, Lewica – 61 055 członków, zaś Alternatywa dla Niemiec – około 30 tys. członków. Wszystkie niemieckie partie, poza Zielonymi i Alternatywą dla Niemiec, tracą członków, a najwięcej te najliczniejsze. W 1977 r. SPD mogła się pochwalić rekordową liczbą około miliona członków (w 1958 r. było to 590 tys., zaś w połowie lat 80. – 900 tys.). Na początku lat 90. CDU liczyła rekordowe 750 tys. członków (w 2008 r. już tylko 530 755 członków). Nadal jednak największe niemieckie partie można uznać za masowe, w przeciwieństwie do polskich, choć oczywiście Niemców jest o 2,2 razy więcej niż Polaków.
Prawdopodobnie czasy tzw. realnego socjalizmu i masowość PZPR (w rekordowym 1980 r. liczyła 3,1 mln członków) sprawiły, że przynależność do partii jest po 1989 r. traktowana z dużą rezerwą. Jeśli dane dotyczące PSL są prawdziwe (a nie sposób tego zweryfikować), wskazywałoby to na trwałość zakorzenienia struktur tej partii jeszcze w czasach PRL: w 1989 r. Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, czyli w jakimś sensie poprzednik PSL, liczyło ok. 300 tys. członków. Mechanizm przejmowania sporej liczy członków poprzedniego wcielenia nie zadziałał w wypadku SdRP czy SLD, zapewne z powodu komunistycznego bagażu PZPR. Partie powstałe po 1989 r. i w żaden sposób niebędące kontynuacją tych wcześniejszych nie są masowe. Choć oczywiście mają w pełni demokratyczny mandat, skoro zdobywają masowe poparcie w wyborach (w 2019 r. PiS osiągnęło rekordowy po 1989 r. wynik - 8,052 mln głosów).
Wybory przewodniczącego PO w styczniu 2020 r. dowodzą, że ta partia w szybkim tempie traciła członków w ostatnich 7 latach, a mandat przewodniczącego nie jest mocny. Borys Budka wprawdzie zdecydowanie wygrał, ale w punkcie startu jest nawet w gorszej sytuacji niż Grzegorz Schetyna był w styczniu 2016 r. Poza tym Schetyna, mimo wielu wad, był bardzo doświadczony w politycznych grach i kombinacjach, dzięki czemu potrafił wychodzić z beznadziejnych sytuacji, o czym Budka zdaje się nie mieć pojęcia. Była jednak w PO wielka presja, żeby było inaczej, także personalnie. Czy jednak Borys Budka ma jakiekolwiek szanse, żeby uratować PO przed kompletną marginalizacją? Na pewno ma rewolucyjny zapał, choć wiele jest w tym naiwności, której Grzegorz Schetyna nie miał. W efekcie bardzo prawdopodobne jest, że Borys Budka tak odnowi i zbawi Platformę Obywatelską, jak Nowoczesną odnowiła i zbawiła Katarzyna Lubnauer.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484094-budka-ma-szanse-tak-odnowic-po-jak-lubnauer-nowoczesna