Czemu miał służyć reportaż Superwizjera TVN „Spowiedź agenta Tomka?” Opowiedzeniu prawdy o akcji CBA ws. „willi Kwaśniewskich”? Na pewno nie, bo zabrakło choćby wzmianki o kluczowych dowodach w tej historii. Uderzeniu w obecne szefostwo specsłużb? Na pewno tak, bo materiał został tak skonstruowany, by widz nie miał wątpliwości, jak postrzegać Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. A najlepsze, że głównym orężem stacja z Wiertniczej uczyniła człowieka, który za chwilę może trafić do więzienia za liczne przekręty.
TVN wyemitował fragmenty konfrontacji Kaczmarka z Andrzejem K., jednym ze świadków ws. rzekomej willi Kwaśniewskich. Sam z siebie w trakcie tej konfrontacji b. agent CBA złożył oświadczenie do protokołu. Mówił m.in.:
Miałem wytworzyć przeświadczenie, że dom w Kazimierzu Dolnym należy do Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Osobiście takiego przeświadczenie nigdy nie powziąłem, a moje notatki i złożone zeznania są efektem nacisków moich przełożonych, a pan siedzący obok mnie takich słów nie wypowiadał.
Jakież to wszystko przewidywalne… Tomasz Kaczmarek, znany szerzej jako „agent Tomek”, jeden z b. „przykrywkowców” CBA w czasie kierowania Biurem przez Mariusza Kamińskiego, nawrócił się. Zrozumiał błędy przeszłości i postanowił wyspowiadać się z nich w TVN. Osią jego spowiedzi jest atak na ekipę nadzorującą dziś służby specjalne. Byłoby to zaskakująco dziwne, gdybyśmy nie wiedzieli, że ciążą na nim poważne zarzuty prokuratorskie i grozi odsiadka. Główną oskarżoną w tej sprawie jest jego żona, oskarżona o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.
Ale kto rozsądny mu dziś uwierzy? Jeśli przyjmiemy, że dopadła go skrucha i dziś mówi prawdę, oznaczać to będzie, że przez ponad dekadę kłamał jak z nut, składał fałszywe zeznania, fabrykował dowody, przekraczał uprawnienia itd. Dodatkowo znany opinii publicznej materiał dowodowy w sprawie „willi Kwaśniewskich” mocno uprawdopodabnia istnienie afery i podaje w wątpliwość dzisiejsze wynurzenia Kaczmarka. Szczegółowo opisywał go sam „agent Tomek”. Ale o tym za chwilę.
Dlaczego powstał ten materiał? Czyżby dziś w TVN uznali, że Kaczmarek nagle zaczął mówić prawdę, więc warto upowszechniać jego oskarżenia pod adresem dawnych szefów CBA?
Na co liczy Tomasz Kaczmarek w czasie, gdy sędziowie buntują się przeciw prawu, a silny układ III RP (należą do niego i sądy i giganci medialni, wyrośli w latach 90.) robi wszystko, by wyroki Temidy w Polsce wciąż mogły być wydawane z rażącym naruszeniem sprawiedliwości?
Czy to ostatnia deska ratunku dla człowieka, który popadł w poważny konflikt z prawem, a który nie może już liczyć na byłych kolegów, bo ci potraktowali go bez taryfy ulgowej - widząc co ma za uszami, odcięli się od niego, a prokuratura stawia mocne zarzuty?
A może po prostu zemsta, bo liczył na to, że dawni koledzy go nie zostawią, nawet jeśli wpadnie w tarapaty?
Sam to właściwie przyznaje. Kaczmarek mówi w „Superwizjerze”:
Gdy Kamiński nie został pozbawiony immunitetu poselskiego, zostałem sam z zarzutami, musiałem się mierzyć z postępowaniem w prokuraturze, musiałem zadbać o adwokata, Kamiński z Wąsikiem nie zapewnili mi żadnej ochrony prawnej. (…) Po odejściu z polityki wiem, że to z inicjatywy MW zostały rozpoczęte ataki na stowarzyszenie Helper, które wraz z żoną prowadziłem.
OD AGENTA DO PRZEKRĘTA
Był frontową postacią Centralnego Biura Antykorupcyjnego, oddelegowaną do najdelikatniejszych spraw dotyczących osób ze świecznika. Mając doświadczenie z pracy w Policji, również w CBA pracował „pod przykrywką”, rozpracowywał polityków, podszywał się (zgodnie z prawem) pod inne osoby, by znaleźć dowody na korupcję urzędników. Nikt wcześniej nie stosował takich metod (podkreślmy: legalnych) wobec ludzi systemu III RP. Dlatego stał się obiektem nagonki i drwin. Nie bez powodu, jego cechy, powiedzmy, osobowościowo-intelektualne nie były bowiem najmocniejszym atutem.
Zarzucano mu, że jako agent CBA uwodził bezbronne, niczego nieświadome kobiety - celebrytkę czy posłankę PO. Szczególnie mocno nadepnął na odcisk politycznym elitom, gdy został oddelegowany do rozpracowania prezydentostwa Kwaśniewskich ws. willi w Kazimierzu. Poza Kamińskim i Wąsikiem stał się w CBA celem numer 3 w czasie pierwszych rządów PiS.
W 2011 r. został posłem (z PiS), na przełomie 2013/14 wyleciał z klubu (gdy ujawniono nagranie, na którym grozi pobiciem krzesłem Arkadiuszowi S., wówczas mężowi… partnerki Kaczmarka, Katarzyny; później cała trójka działała w stowarzyszeniu, które wg prokuratury służyło do gigantycznych malwersacji). W 2015 r. odszedł z polityki.
Skupił się już tylko na szefowaniu Europejskiemu Centrum Wsparcia Społecznego Helper w Olsztynie. Wcześniej stowarzyszeniem kierowała jego żona.
Pani Kasia w czerwcu ub.r. usłyszała zarzuty przywłaszczenia i wyłudzenia kilkudziesięciu milionów złotych oraz fałszowania dokumentów.
Śledztwo wykazało, że publiczne pieniądze przekazywane Helperowi na pomoc osobom starszym i niepełnosprawnym były bezceremonialnie przepuszczane na wysokiej klasy towary - warte kilkanaście tysięcy złotych telewizory, elektryczne deskorolki, sprzęt narciarski (bynajmniej nie dla podopiecznych, którzy mają problemy z poruszaniem się), luksusową bieliznę. Kaczmarek tłumaczył później, że np. najdroższe kosmetyki (w tym perfumy), które kupowano z kasy stowarzyszenia, to dowód na to, że dba o jak najlepszą opiekę dla starszych i schorowanych. Dron zaś kupiony był po to, by podopieczni „podnosili swoje umiejętności techniczne”.
Wreszcie w listopadzie 2019 r. zarzuty postawiono też Kaczmarkowi (jest 37. osobą podejrzewaną w tym śledztwie). Konkretnie sześć, m.in. prania brudnych pieniędzy (2 mln zł), udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przywłaszczenia z innymi osobami mienia (10 mln zł), czy oszustwa w związku z przyznaniem nienależnej dotacji (32 mln zł).
Musiał wpłacić pół miliona złotych kaucji, ma zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny. Widmo poniesienia odpowiedzialności karnej chyba wpłynęło uzdrawiająco na pamięć byłego „przykrywkowca”, bo natychmiast przypomniał sobie, jak złymi ludźmi są jego dawni przełożeni i pomiędzy obowiązkowymi wizytami na komisariacie pobiegł dzielić się tym objawieniem z TVN. Tak się składa, że stacja ta od lat ma Kamińskiego i Wąsika na celowniku. No tak się składa…
O tym, że tak się sprawa zakończy musieli wiedzieć autorzy dzisiejszego reportażu w „Superwizjerze”. Już blisko dwa lata temu zajmowali się Kaczmarkiem i jego stowarzyszeniem.
„Myślę, ze to był sposób na zarobienie dużych pieniędzy, bardzo dużych pieniędzy. To był jeden z celów, które sobie pan Tomek założył” – mówił informator „Superwizjera” w lutym 2018 r.
Wydźwięk reportażu „Drugie życie agenta Tomka” był jasny – w jego stowarzyszeniu dochodziło do ogromnych nieprawidłowości, wypływały z niego potężne pieniądze. Autorzy byli dociekliwi. Z ich pytań i całego reportażu wynika, że wiedzieli, iż najprawdopodobniej mają do czynienia z oszustem. A że swoją robotę wykonali należycie, świadczy nominacja do nagrody Grand Press.
Dziś niektórzy (Paweł Wojtunik) bajają już o tym, że Kaczmarek będzie kimś w rodzaju „świadka koronnego” ws. nieprawidłowości w dawnym CBA. Zadziwiające, że ktokolwiek próbuje w taki sposób sprzedawać jego desperacką obronę. Przecież jakiekolwiek nieprawidłowości w sprawie „willi Kwaśniewskich” wykryte przez CBA Wojtunika (a miał na to parę lat) i resztę systemu państwa Tuska zostałyby już dawno wyświetlone. Jedynym, co znaleziono na ekipę Kamińskiego było zjawisko pt. Wojciech Łączewski, które zdecydowało się wydać jeden z najbardziej (jeśli nie ten nr jeden) kuriozalnych i skandalicznych wyroków politycznych w historii III RP.
A poza tym, czy naprawdę mamy uwierzyć, że te wszystkie ustalenia ws. nieruchomości w Kazimierzu Dolnym były wyssane z palca Kaczmarka?
JOLANTA ROZPRAWIA O BUTACH
W czerwcu 2014 r. odbyło się zamknięte posiedzenie Sejmu. Posłowie decydowali, czy uchylić immunitet Mariuszowi Kamińskiemu. Ten w czasie tajnych obrad przedstawił szczegóły operacji ws. willi. Miały dowodzić, że Kwaśniewscy dokonywali transakcji pieniędzmi z niewiadomego źródła. Immunitetu nie uchylono. Większość parlamentarną stanowili wówczas posłowie koalicji PO-PSL, od lat polujący na Kamińskiego.
Przypomnijmy, zaczęło się od Józefa Oleksego, który w 2006 r. przy kieliszku z Aleksandrem Gudzowatym opowiadał o majątku Kwaśniewskiego (nazywał go „mały krętaczem”), w tym willi w Kazimierzu Dolnym. Nagranie wyciekło, a CBA zaczęło badać sprawę. W Biurze doszli do wniosku, że willa faktycznie jest własnością byłego prezydenta i jego żony, a formalny właściciel (b. prezes Budimexu) to tylko słup.
„Superwizjer” reklamowano m.in. takim zdaniem: „Po raz pierwszy Kaczmarek opowiedział też o tym, jak dokładnie wyglądało rozpracowywanie byłej pary prezydenckiej.” Wcale nie pierwszy raz. Robił to już parokrotnie. Szczegółowo i bardzo jasno opowiedział o tym m.in. w rozmowie z „Faktem” w 2013 r. Przypomnijmy, co wtedy mówił:
W 2005 r. Maria J., nominalna właścicielka willi w Kazimierzu Dolnym, otrzymuje kwotę w wysokości 830 tys. dolarów. Nie jest w stanie wykazać, skąd ta kwota pojawiła się w jej dyspozycji. Sprawą tą zainteresował się Urząd Kontroli Skarbowej w Lublinie, który wszczął kontrolę i rozpoczął przesłuchania Marii J. oraz osób z nią związanych. W tym momencie także pojawia się Marek M., były prezes Budimexu, który tak naprawę ma odegrać rolę słupa i figuranta w tej sprawie poprzez ujawnienie się przed UKS jako właściciel tej willi. Z czego to wynika? Otóż Maria J. pisemnie instruuje Marka M. w jaki sposób ma zeznawać przed Urzędem Kontroli Skarbowej – instruuje go, że ma mówić, iż sporządzili między sobą umowę przedwstępną sprzedaży domu w zwykłej formie pisemnej, a nie w formie aktu notarialnego. Wszystko po to, by nie było śladów i aby można było łatwo przedstawić dokument z dowolną datą zawarcia transakcji. Instruuje go również, o tym, aby mówił, iż nie dokonywał przelewu z konta bankowego tylko wpłacał pieniądze gotówką bezpośrednio na konto Marii J. Chodziło o to, aby wytłumaczyć fakt, dlaczego pieniądze nie przeszły przez system bankowy, tylko pojawiły się w zasadzie „znikąd”. Ten dokument, te zapiski zabezpieczyło CBA, dysponuje nimi także prokuratura.
Zgodę na operację CBA i użycie agenta pod przykryciem – po zapoznaniu się z zebranym materiałem - wydał minister sprawiedliwości Andrzej Czuma. Kaczmarek opowiada „Faktowi” dalej, jak „szereg działań podjętych w tej sprawie wykazało, że rzeczywistym właścicielem willi jest Jolanta Kwaśniewska”:
Przede wszystkim to Jolanta Kwaśniewska wspólnie z Marią J. ustalały formę i warunki transakcji sprzedaży tego domu - to, jak transakcja ma zostać przeprowadzona i za jaką kwotę dom ma zostać sprzedany. Ta kwota została ustalona na 3 miliony 100 tys. zł. To Maria J. w rozmowie ze mną powiedziała, że kwota ta ma zostać podzielona: 1,6 mln oficjalnie na akcie notarialnym i 1,5 mln, które zostanie przekazane pod stołem po to, by uniknąć opłat skarbowych.
Czy Maria J. wprost mówiła panu, że właścicielką domu jest Jolanta Kwaśniewska?
Wprost mówił mi o tym jej syn Jan J. Wszystkie te rozmowy są zarejestrowane. Jan J. Mówił, że Kwaśniewscy nigdy nie mogą się dowiedzieć o tym, że on mi powiedział, iż są właścicielami tej willi. Jan J. instruował mnie, abym w tej sprawie dochował jak największej tajemnicy i nikomu o tym nie mówił. Wszystko to jest zarejestrowane na nagraniach z podsłuchów i ze spotkań.
Czy nagrane są także rozmowy pani Jolanty Kwaśniewskiej?
Tak, oczywiście, nagrane są rozmowy Jolanty Kwaśniewskiej, które prowadziła z Marią J., w dniu przeprowadzania transakcji. Maria J. w dniu transakcji jechała z posiadłości Kwaśniewskich na Mazurach do Warszawy, po to, aby odebrać 1,5 mln zł. Zarejestrowane są rozmowy, w których Jolanta Kwaśniewska instruuje Marię J., co ma zrobić z odebraną kwotą 1,5 mln zł – że ma ją wymienić na walutę obcą. Rozmowy te są w pewien sposób zakamuflowane, ale jasno z nich wynika, że są to instrukcje dotyczące tego, co Maria J. ma zrobić z pieniędzmi odebranymi ode mnie.
Jak brzmiały instrukcje Jolanty Kwaśniewskiej?
Jolanta Kwaśniewska mówiła o tym, że „buty, które odbierze, najlepiej, żeby były w rozmiarze europejskim lub amerykańskim”. Takim samym zakamuflowanym językiem Jolanta Kwaśniewska rozmawiała z Marią J. kilka tygodni wcześniej, kiedy ustalały warunki tej transakcji i kwoty, za jaką ten dom zostanie sprzedany. Kolejną rozmowę, Maria J. przeprowadziła z Markiem Zabrzeskim, właścicielem firmy Royal Wilanów, przyjacielem i byłym wspólnikiem Jolanty Kwaśniewskiej. Po tej rozmowie poinformowała Jolantę Kwaśniewską, że „ Mareczek załatwił samochód w bardzo dobrym standardzie amerykańskim”. Co to oznaczało? Jolanta Kwaśniewska poprosiła Marka Zabrzeskiego o to, by wymienił złotówki na dolary. A co najciekawsze, Marek Zabrzeski o tym fakcie zeznał do protokołu w prokuraturze. I potwierdził tę rozmowę z Jolantą Kwaśniewską. Ponadto potwierdzają to zabezpieczone bilingi. A, co najciekawsze, Marek Zabrzeski w tym dniu zaczął intensywnie działać, aby te pieniądze – te 1,5 mln wymienić na dolary. Jeździł po warszawskich kantorach, spotykał się z właścicielami i umawiał możliwość wymiany tak dużej kwoty pieniędzy. I w momencie, kiedy CBA posiadało już tak mocne dowody, kierownictwo Biura postanowiło zakończyć operację specjalną.
CO KWAŚNIEWSCY TRZYMALI W KAZIMIERZU
Fakt, operacja ostatecznie się nie udała, bo syn Marii J. przełożył pieniądze CBA z walizki, w której znajdował się nadajnik GPS, do bagażnika samochodu. W ten sposób CBA straciło możliwość ustalenia, do kogo trafią.
I jeszcze jeden fragment opowieści Kaczmarka z 2013 r., gdy odpowiada na pytanie, czy był w wilii w Kazimierzu:
Oczywiście, byłem w tym domu. Były tam tylko rzeczy państwa Kwaśniewskich. Znajdowało się tam ukryte, tajne pomieszczenie za regałem na książki, tam były pamiątki Aleksandra Kwaśniewskiego: obrazy, książki z dedykacjami. W willi były też rzeczy Jolanty - jej ubrania, suknie. Kilkukrotnie od Jana J. i jego partnerki, Agnieszki słyszałem, że dom w Kazimierzu należy do Jolanty Kwaśniewskiej. Opisali mi też ten cały schemat. Osobami, które posiadają pieniądze, ale nie mogą tego ujawnić, są państwo Kwaśniewscy – Jolanta Kwaśniewska, Maria J. to osoba, która chce sprzedać dom, a Marek M. to słup i osoba podstawiona, ale taka, które może kupić dom, bo ma odpowiednie, legalne środki gdyż jest człowiekiem bardzo bogatym. Jan J. – i jest to nagrane w materiałach śledztwa – o tym wszystkim opowiada. Nie wiem, dlaczego prokuratura schowała te materiały do szafy i umorzyła śledztwo. Co więcej, prokuratura nawet nie przesłuchała w tym śledztwie Jolanty Kwaśniewskiej! Nie zadano jej ani jednego pytania.
A można było zapytać np. dlaczego pani Jolanta przypominała Marii J. o abonamencie na kablówkę słowami: „pamiętaj, żeby było dużo kanałów sportowych, bo Olek tak je lubi oglądać”.
W 2009 r. Kwaśniewscy tłumaczyli, że z Marią J. od lat łączy ich przyjaźń. Mieli pomagać jej finansowo i w wychowaniu chorych dzieci oraz znaleźć jej kupca - właśnie Marka M., również swojego przyjaciela - na dom, którego nie była w stanie utrzymać, a który zostawił jej mąż. Potwierdzali, że wiele razy byli w willi, gościli tam znajomych i czuli się jak u siebie. Dlatego trzymali tam wiele swoich rzeczy.
Musieli się czuć naprawdę wyjątkowo dobrze i bezpiecznie, skoro właśnie w tym domu, w owym tajnym pomieszczeniu znaleziono m.in. pismo Jolanty Kwaśniewskiej do b. redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Pawła Lisickiego z żądaniem sprostowania, a nawet projekt umowy licencyjnej między Aleksandrem Kwaśniewskim a wydawnictwem BGW.
Ostatecznie śledztwo umorzono w 2010 r. Wznowiono je w 2016 r.
CO POMINĄŁ TVN
Dlaczego o tym wszystkim nie dowiedzieliśmy się z „Superwizjera” - przecież te fakty zadają kłam słowom Kaczmarka? Ano dlatego, że wówczas program nie byłby tak piękną obroną Kwaśniewskich. I nie pomogłyby nawet wzruszające obrazki, na których Kaczmarkowie z dziećmi przeglądają rodzinne zdjęcia, ani sentymentalna podróż „agenta Tomka” z kamerą TVN pod willę w Kazimierzu…
Kaczmarek twierdzi, że do dziś nie potrafi się pogodzić z tym, jak potraktowano Jana J. i jego rodzinę w czasie zatrzymania. Dlaczego więc – nie mogąc się z tym pogodzić – tak chętnie opowiadał o sprawie? Dlaczego dziś mówi, że nie znał innych dowodów poza własnymi insynuacjami w notatkach, skoro przez lata o tych dowodach wielokrotnie mówił? Dlaczego również Paweł Wojtunik udaje, że nie wie, o czym Jolanta Kwaśniewska rozprawiała przez telefon z Marią J.?
To wszystko kompletnie nie trzyma się kupy. Ale dzięki temu można pozwolić sobie na puentę, jaką w „Superwizjerze” było przedstawienie Kamińskiego i Wąsika jako opętanych żądzą politycznej zemsty szefów służb notorycznie przekraczających uprawnienia.
A potem, w studiu, powiedzieć to, o co w tej sprawie naprawdę chodzi. Zrobił to „niezależny ekspert” dr Jacek Kucharczyk dywagując, „czy CBA jest instytucją, która w ogóle nadaje się do naprawienia”, po czym „niezależny ekspert” stwierdził, że należałoby powołać nową instytucję do walki z korupcją.
TVN to mistrzowie manipulacji, znów tego dowiedli. Ale tylko do czasu, gdy powie im się „sprawdzam”. A zatem mówimy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/484030-tvn-tez-chce-likwidacji-cba-ile-waza-slowa-agenta-tomka