No i co z tego, że libertyn? No i co z tego, że celebryta, który wiele lat temu w audycji skandalisty Howarda Sterna opowiadał jak uprawia się seks z Melanią? Co z tego, że nagrano go jak opowiadał o „łapaniu za cip…” kobiety? Co nawet z tego, że jest duże prawdopodobieństwo, iż to co mówi na Marszu Życia w Waszyngtonie jest wyłącznie spektaklem wyborczym, mającym na celu podtrzymać elektorat chrześcijański? To wszystko jest mało istotne w kontekście tego, że pierwszy raz prezydent USA w taki sposób powiedział o aborcji. Ba, on nie tylko piękne przeciwko aborcji mówi, ale również wiele robi, by jego słowa nie pozostały pustą retoryką. Oczywiście robi to pod wpływem wiceprezydenta Mike’a Pence’a i stojącego za nim chrześcijańskiego lobby.
Kiedy widzimy obraz dziecka w łonie matki, dostrzegamy majestat Bożego stworzenia. Kiedy trzymamy nowo narodzonego w ramionach, znamy bezkres miłości, które każde dziecko wnosi do rodziny. Kiedy patrzymy, jak dziecko dorasta, widzimy wspaniałość bijącą z każdej ludzkiej duszy
— mówił prezydent USA, który pierwszy raz w historii wziął udział w Marszu dla życia.
Do wszystkich zgromadzonych tu matek, czcimy was i oświadczamy, że matki to bohaterki. Wasza siła i poświęcenie jest tym, co napędza nasz naród. To właśnie przez was nasz kraj jest błogosławiony cudownymi duszami, które zmieniają bieg ludzkich dziejów. Nie możemy wiedzieć, co nasi jeszcze nienarodzeni obywatele osiągną. Nie znamy ich marzeń, ani arcydzieł, które stworzą. Nie znamy odkryć, jakich dokonają, ale wiemy jedno: każde życie przynosi na ten świat miłość. Każde dziecko wnosi do rodziny radość. Każda osoba jest warta tego, żeby ją chronić.
-dodawał, mówiąc, że „każde ludzkie życie, narodzone i nienarodzone jest stworzone na święty obraz Boga Wszechmogącego”.
Show? Jasne, że tak. Trump to showman, który w równie wiarygodny sposób by przemawiał na marszu pro-choice, gdyby uznał, że to lewicowy populizm będzie dla niego korzystniejszy. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Najważniejsze jest to, że tak ważne słowa padły z ust prezydenta USA. Nie Donalda Trumpa, ale prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na dodatek prezydenta, który realnie ogranicza wspieranie federalnymi funduszami Planned Parenthood.
Ani George W. Bush, otoczony przecież ewangelikami, ani Ronald Reagan, który również konstruował nieśmiertelne bon moty antyaborcyjne („Wszyscy, którzy są za aborcją, zdążyli się urodzić”) tak bezpośrednio i bezkompromisowo nie opowiedzieli się przeciwko aborcyjnemu lobby. Trump powiedział coś, czego europejskiemu politykowi nie przeszłoby przez gardło. Ba, nawet z ust polskiego polityka z prawicy takich słów zbyt często konserwatywny wyborca nie uświadczy. To jest właśnie siła kogoś, kto nie boi sie łamać norm politpoprawności, ale ma też na tyle mocno rozbudowane ego, że nacisk wpływowych środowisk pro-choice, nie ma dla niego żadnego znaczenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/483980-jasne-ze-donald-trump-robi-show-pro-life-i-co-z-tego