Chcą zmieniać świat, pouczać społeczeństwa, tłumaczą, że wszyscy wokoło to socjaliści, których tylko oni mogą obalić, ale co rusz okazuje się, że za tymi buńczucznymi hasłami kryje się albo cynizm karierowiczów albo oderwanie od rzeczywistości.
O PRAWYBORACH W KONFEDERACJI CZYTAJ WIĘCEJ:
Prawybory w Konfederacji po raz kolejny obnażyły niedojrzałość polityczną jej liderów. Tak jak Janusz Korwin-Mikke jest świetnym brydżystą, Grzegorz Braun wybitnym reżyserem filmów dokumentalnych, a Krzysztof Bosak sprawnym mówcą, tak gdy wychodzą oni z bańki informacyjnej swoich libertariańsko-nacjonalistycznych zwolenników, ich światopogląd okazuje się idealny do alternatywnej rzeczywistości rodem z opowieści o światach równoległych. Abstrahując już od nieznośnej retoryki zestawiania Stanów Zjednoczonych i Rosji jako takich samych imperiów (próżno szukać amerykańskich Katyniów, czekistów i gułagów, ale młodszym wyborcom to nie przeszkadza), pozostawiając już nazywanie wydawania jakiejkolwiek złotówki z budżetu państwa jako socjalizm (Jan Sobieski na przykład z państwowego browaru finansował astronoma Jana Heweliusza - marksista na dwieście lat przed Marksem!), ci posłowie po prostu uprawiają politykę na podobieństwo kolektywnego rozwiązywania krzyżówek - z przekrzykiwaniem się kto będzie miał lepsze hasło, albo który ładniej wpisze je w kratki łamigłówki.
I tak oto w łonie Konfederacji wieczni rozłamowcy z partii KORWiN postanowili posprzeczać się do tego stopnia, że część z nich poparła w prawyborach Grzegorza Brauna przeciwko swojemu własnemu członkowi - Arturowi Dziamborowi. Przerzucanie głosów elektorskich w kolejnych turach prawyborów było efektem ustaleń prezydium partii KORWiN, ale - jak się okazało - także spotkań w mniejszym gronie, za plecami niektórych wolnościowców. I tak oto genialny strateg Janusz Korwin-Mikke, przenikliwy znawca mechanizmów społecznych Konrad Berkowicz i weteran korwinizmu Jacek Wilk przeszarżowali - w każdej napoleońskiej głowie dokonywały się przesunięcia poparcia w taki sposób, by nie wygrał Krzysztof Bosak - poprzez poparcie Dziambora albo poprzez poparcie Grzegorza Brauna (zamiast Dziambora, ich kandydata!). Niedość, że całkowicie przegrali prawybory, to jeszcze po wskazaniu Bosaka jako ich kandydata na prezydenta publicznie posprzeczali się ze sobą oskarżając o zdradę i spiskowanie za swoimi plecami. Po ogłoszeniu wyników Dobromir Sośnierz podszedł do Janusza Korwin-Mikkego i wyrażając swoje niezadowolenie powiedział mu „Macie, coście chcieli”, co później Korwin-Mikke opowiedział widzom swojego videoczatu. I tak oto niemal każdy pokłócił się z każdym, tworząc wspólnie zapasowy konspekt do powieści dla pensjonarek.
Na szczęście Korwiniści i - szerzej - wolnościowcy, mają na to wszystko proste wytłumaczenie - to wszystko wina „d***kracji”, czyli demokracji! W ich zamkniętej bańce informacyjnej takie usprawiedliwienia przechodzą łatwo, gdy nie osiągną sukcesu w politycznych realiach to winne są realia, a nie oni sami. Gdy Konrad Berkowicz nie znał odpowiedzi na pytanie czym jest prezydium Sejmu z dumą dał do zrozumienia, że że nie wie, ale przecież „nie jest biurokratą”.
Więcej tutaj:
W styczniowych sporach członków Konfederacji można wyczytać konsekwencje kwestionowania rzeczywistości przez „wolnościowców” - demokracja jest głupia, państwo powinno być słabe, każda złotówka wydana z budżetu to socjalizm. Tylko jak tacy ludzie mogliby rządzić Polską i w dobie silnych napięć międzynarodowych rozpoznawać intencje przeciwnika, skoro nawet wśród czwórki liderów kanapowej partii nie potrafią dotrzymać raz opracowanej taktyki? Dla Polski jest wielką stratą, że setki tysięcy wyborców stawiają na polityków, którzy w walce o swój program nie chcą nawet poznać zasad gry. Wielu patriotów wyobraża sobie, że oddając na nich głos popiera jakieś propolskie i konserwatywne postulaty, tymczasem ani Polska, ani konserwatyzm z tej Konfederacyjnej buńczuczności nie ma żadnego pożytku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/483477-korwinowcy-sa-do-powaznej-polityki-totalnie-nieprzygotowani