Bartosz Arłukowicz zaapelował do kolegów z Platformy Obywatelskiej, aby postarali się wybrać nowego przewodniczącego partii już w I turze wyborów, która ma się odbyć 25 stycznia i nie czekali z tym, aż do 8 lutego. Wszystko po to, aby partia mogła w pełni zaangażować się w kampanię prezydencką Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Logika Arłukowicz jest jak najbardziej słuszna, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Platforma szansy, którą dawała kampania wewnątrzpartyjna, po prostu nie wykorzystała. Po raz kolejny zresztą.
Odsunięcie Grzegorza Schetyny od władzy w Platformie Obywatelskiej, jak przekonują wszyscy w partii, ma być jej nowym początkiem. O przywództwo w partii walczy już piątka kandydatów (szósty Arłukowicz zrezygnował), choć jak przekonują publicyści, tak naprawdę w grze jest tylko Borys Budka i Tomasz Siemoniak. Można było się spodziewać, że skoro w partyjnych wyborach startuje tyle osób, to powinniśmy być świadkami ambitnej burzy mózgów. W końcu mówimy o największej partii opozycyjnej w Polsce. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Po części wynika to z tego, że każdy z kandydatów swój start motywuje różnymi intencjami. Ciekawie pisze o tym publicysta Piotr Zaremba w „Dzienniku Gazeta Prawna”.
Skąd wobec tego wrażenie, że niewiele wiemy o tym, co prezentuje każdy z kandydatów na szefa PO? Zacznijmy od tego, że każdy z nim ma jednak trochę inne cele. Bartosz Arłukowicz, człowiek, który przyszedł do Platformy z lewicy, może mieć poczucie, że wciąż niesie go niewątpliwy sukces w wyborach europejskich. Tyle że wrażenie tego triumfu cokolwiek zbladło. Bogdan Zdrojewski szuka finału swojego wieloletniego sporu personalnego ze Schetyną na Dolnym Śląsku. Bartłomiej Sienkiewicz, najświęższy nabytek PO, swoim pozbawionym szans startem może chcieć umocnić związki z partią, a nawet zatrzeć wrażenie skandalu, który w 20014 r. wyeliminował go z rządu Donalda Tuska. A Siemoniak korzysta z gestu Schetyny, aby się umościć w nowym kierownictwie
—pisze Zaremba.
Trudno jednak oczekiwać ożywionej dyskusji, gdy sami kandydaci mają bardzo mglistą wizję „nowej” Platformy, której dodatkowo praktycznie nie komunikują z wyborcami. Kilka dni temu pisałem o tym, że najszerzej swój pomysł na partię przedstawili Joanna Mucha i Bogdan Zdrojewski, tylko że mają oni nikłą szansę na wygraną. Sporo wywiadów udzielił również Borys Budka, ale czy coś z nich wynika? Niemal w kółko słyszymy te same miałkie hasła, a to o „nowym otwarciu”, a to o „powrocie do korzeni”. Od rzadka trafiają się ciekawsze myśli, jak choćby ta Zdrojewskiego o tym, że politycy PO powinni przestać obrażać wyborców Prawa i Sprawiedliwości, których często krytykuje się w ramach krytyki partii rządzącej. Ale to tylko małe promyki, które z pewnością nie dają nadziei tym, którzy liczą, że Platforma zajaśnieje nowym blaskiem. Trudno bowiem liczyć na nowe otwarcie w Platformie, skoro z samego wnętrza partii nie ma wyraźnego sygnału, że nadchodzi „nowe”. Zdaje się, że gdy zaczynamy jakiś nowy etap w życiu, to zamykamy stary. A co temu towarzyszy? Najczęściej rozliczenie lub podsumowanie tego, co minęło. W Platformie tego nie ma. Pokazuje to również brak profesjonalizmu, który od kilku lat jest sztandarową cechą tej partii. W samej kampanii brakuje również komunikacji z sympatykami. Podobnie było zresztą w prekampanii prezydenckiej. Liczono wtedy, że rywalizacji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z Jackiem Jaśkowiakiem zainteresuje Polaków. Jednak kabaret, który towarzyszył tym prawyborom, skutecznie ośmieszył podjętą na wewnętrzny partyjny pożytek inicjatywę Schetyny. Teraz jest niemal podobnie. Chcąc dać sygnał o nowym otwarciu, politycy PO powinni z tymi wyborami wyjść do swoich wyborców, zainteresować ich życiem partii, wciągnąć ich, na ile to możliwe, w zmiany w niej zachodzące. Tutaj znów sięgnę do tekstu Zaremby.
Przecież ta kampania była szansą na swoistą burzę mózgów adresowaną nie tylko do aparatu, ale i do sympatyków – także do intelektualnego zaplecza. (…) Była to jakaś szansa na umysłowe, a także PR-owskie ożywienie wokół PO. Niewiele wskazuje na to, żeby została wykorzystana. Przykładowo, nie powstał poważny artykuł wychodzący z kręgu Platformy, próbujący się uporać ze stojącymi przed nią dylematami
— pisze Zaremba.
Jak do tej pory, nic nie wskazuje na to, że Platforma po tę szansę sięgnie. Czasu do 25 stycznia jest niewiele. Trudno jednak liczyć na jakąś zmianę, jeżeli zamyka się przed mediami debatę kandydatów, a tak było dziś w Krakowie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/482781-wybory-na-nowego-szefa-platformy-to-stracony-czas