Czy wywiady Madagaskaru, Fidżi, Vanuatu, Tuwalu albo Wspólnoty Bahamów dybią na Senat jako „wyspę przestrzegania praworządności”?
Jest gorzej niż można było przypuszczać. Doświadczony, odnoszący sukcesy lekarz, a nawet profesor medycyny, postanowił, że pacjenci i leczenie to za mało. Trzeba koniecznie uratować ojczyznę i jej obywateli. Co oznacza, iż postawił diagnozę o chorobie Polski i jej poszczególnych organów, czyli Polaków. W obszernym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Tomasz Grodzki mówi dużo o pracy lekarza, ale to standardowe w wypadku profesora medycyny. Niestandardowe jest postawienie diagnozy Polsce, ale wynika to zapewne z faktu, iż profesor nauk medycznych od jesieni 2015 r. dzielił pracę lekarza i senatora, a od jesieni 2019 r. jest już tylko politykiem, skoro został „trzecią osobą w państwie”, czyli marszałkiem Senatu. Diagnozę Polsce postawił jednak bardziej jako lekarz niż polityk.
Przed prof. Grodzkim zadanie wielkie: „W pracy chirurga miałem stresy związane z ratowaniem ludzkiego życia, tu – nie waham się tego powiedzieć – wiążą się one z operacją ratowania ojczyzny. (…) Podjąłem się pewnej misji, która w mojej ocenie polega na tym, żeby dobrze służyć ojczyźnie i ją ratować”.
Skoro trzeba ratować ojczyznę, to znaczy, że jest ona poważnie chora. Jako specjalista torakochirurgii (klatki piersiowej), prof. Grodzki jest biegły w wycinaniu, rekonstruowaniu, przeszczepianiu itp., czyli w medycynie inwazyjnej, głęboko ingerującej w organizm. Załóżmy jednak, że o ile w torakochirurgii (jeśli zajmuje się tym fachowiec) wiadomo, co wyciąć, zrekonstruować czy przeszczepić, żeby pacjent przeżył (takie jest przynajmniej założenie), o tyle wcale nie jest takie proste, dlaczego trzeba „ratować” ojczyznę. Tym bardziej gdyby w grę wchodziło leczenie inwazyjne.
Prof. Grodzki podaje taką diagnozę choroby Polski, że gdyby to odnieść do medycyny (torakochirurgii), nie byłoby wiadomo, jaki konkretnie organ zoperować. Czy przeszczepić płuca, serce, przełyk czy tchawicę? Czy operować mięśnie piersiowe bądź międzyżebrowe, czy duże naczynia krwionośne bądź nerwy? Diagnoza jest zwyczajnie zbyt ogólnikowa: „Toczy się walka o wolną Polskę. Albo pozostaniemy w rodzinie cywilizacji europejskiej i wartości, które dzielimy ze wspólnotą europejską, albo pójdziemy w ręce dyktatury ze Wschodu”. Przekładając to na język medyczny, toczy się walka o zdrowy organizm Polski. A efektem operacji ma być to, czy nastąpi pełne wyzdrowienie czy tylko poradzenie sobie z niektórymi objawami. Tak ogólnikowa diagnoza grozi tym, że albo choroba nie istnieje i jest tylko złudzeniem diagnosty, albo chodzi o zupełnie inną chorobę niż ta, którą wskazuje diagnosta.
Jeśli diagnoza jest nietrafna, wszystko jedno w jakiej wersji, można wyciąć na przykład zdrowy organ bądź przeszczepić ten, który wcale tego nie wymaga. W innej wersji można pozostawić chory organ szukając dolegliwości tam, gdzie ich nie ma. Nie wiadomo, na jakiej podstawie i jaką chorobę znalazł prof. Grodzki w polskim organizmie, ale wiadomo, że chce Polskę ratować. Przy pomocy sali operacyjnej, sprzętu i lekarzy utożsamianych z opozycyjną większością w Senacie. Jeśli nie bardzo się wie, co się chce leczyć, zwykle można bardzo zaszkodzić. Prof. Grodzki uważa, że wie, podobnie jak pozostałych 50 opozycyjnych senatorów. Tyle tylko, że np. w wypadku sądów chcą oni wyciąć to, co zdrowe, a zostawić to, co chore. Gdzie tu zatem mamy leczenie, gdzie ratowanie polskiego organizmu, skoro kuracja ma polegać na pozostawieniu tego, co sieje zakażenie?
Istnieje jeszcze problem podejścia lekarza do wykonywanego zawodu, nawet jeśli traktować go jako misję. W medycynie motywacje są ważne, ale liczą się przede wszystkim kompetencje i konkretne umiejętności. W „ratowaniu” Polski najważniejsze wydaje się opętanie samą misją, mimo że nie bardzo wiadomo, na czym ma ona polegać. Z tego, co prof. Tomasz Grodzki mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wynika, że postrzega siebie w roli zbawcy i nie tyle lekarza, co uzdrowiciela. A to dwa zupełnie różne światy. Jeden jest techniczny, racjonalny i oparty na wiedzy (oczywiście z ważnym podtekstem etycznym, bo chodzi o życie). Drugi jest rozmyty, irracjonalny i oparty na ideologii: postępu bądź liberalno-demokratycznego raju jako najwyższej formy rozwoju ludzkości.
Prof. Tomasz Grodzki daje sporo dowodów, że jako marszałek Senatu przeniósł się do całkiem irracjonalnego świata. Powiada na przykład: „Sporo czytałem Mahatmę Gandhiego – lubię siłę spokoju”. Albo: „Ludzie uważają Senat za przyczółek dobrej nadziei”. Najciekawsze są jednak wątki spiskowe: „Jako marszałek Senatu widzę znacznie więcej niż wcześniej: co się z Polską dzieje, kto nam dobrze życzy, kto źle. W Polsce odbywa się wojna wywiadów”. Ta wojna dotarła do prof. Tomasza Grodzkiego, więc zwrócił się „do ABW, żeby wyjaśniła, kto chciał przekupić pana Staszczyka [ex-ubeka twierdzącego, że ktoś oferował mu 5 tys. zł za oczernienie prof. Grodzkiego jako lekarza]. Czy to nie był agent obcych służb, które chcą zdestabilizować Senat, bo okazał się „wyspą przestrzegania praworządności”. Jakiemu wywiadowi mogłoby zależeć na zdestabilizowaniu Senatu jako „wyspy przestrzegania praworządności”. Do głowy w pierwszej kolejności przychodzą wywiady Republiki Madagaskaru, Fidżi, Vanuatu, Tuwalu albo Wspólnoty Bahamów.
Obce wywiady musiały docenić rangę postaci prof. Tomasza Grodzkiego jako marszałka Senatu, więc i on docenił zagrożenie: „Zbliżali się do mnie ludzie, co do których moja chirurgiczna intuicja mówiła, że należy być ostrożnym. Przychodzą, proponują rozwój jakichś przedsięwzięć, próbują namawiać do poznania kogoś, kto, jak się okazuje, nie jest osobą o krystalicznej przeszłości. Można się spodziewać różnych prowokacji. Na przykład o jednej osobie nasze służby powiedziały, żebym jej unikał. Uprzedzono mnie. Więcej nie powinienem mówić”. Wiadomo, tak czułe dla bezpieczeństwa państwa i Senatu sprawy powinny być zabezpieczone wysokim stopniem tajności. Tm bardziej że w grę może wchodzić afera na miarę Watergate: „W Stanach po aferze Watergate prezydent Nixon, który firmował zbieranie haków, podał się do dymisji. W normalnym kraju taki atak na trzecią osobę w państwie byłby poważnie potraktowany. Ustalenie, kto za tym stoi, to zadanie dla odpowiednich służb”.
Z tego, co mówi prof. Tomasz Grodzki nie można wykluczyć, że wojną wywiadów była też sprawa jego domniemanego kaperowania do przejścia na stronę władzy w zamian za ważną posadę. Tak to opisuje marszałek Grodzki: „To nie było tak, że przyszedł i powiedział: ‘Prezes chce, żebyś był ministrem zdrowia’. To się tak nie odbywało. ‘No, wiesz, to zdrowie to tak nie działa, wszystko się chrzani, nie bardzo mamy pomysł… To, co pisałeś w tej książeczce programowej, wielu ludziom się podobało. A co byś powiedział, gdyby tak apolitycznie… Nikt by ci nic nie kazał, do PiS nie musiałbyś się zapisywać… Pomógłbyś nam to naprawić, pewnie by się udało załatwić trochę więcej kasy…’. Takie gadanie. Odpowiedziałem, że to nie wchodzi w rachubę. Więcej podchodów nie było”. Na jakiś wywiad, np. Tuwalu czy Vanuatu, wskazuje też otoczenie: [rzecz działa się] w przestrzeni publicznej, podczas – powiedzmy – spaceru. Niby przypadkiem szliśmy obok siebie. (…) Ze mną spotkał się emisariusz, ale nie wiem, czy ktoś mu to polecił, czy sam chciał się popisać”. Wywiady tak już mają, że są niejednoznaczne, a często działają pod tzw. obcą flagą, czyli reprezentują kogoś zupełnie innego niż formalnie deklarują.
Wywiad prof. Tomasza Grodzkiego dla „Gazety Wyborczej” jest niepokojący z wielu powodów. Najważniejsza jest jego historyczna misja, by wyleczyć Polskę, choć ona wydaje się całkiem zdrowa. A mimo to prof. Grodzki zamierza jej coś wyciąć bądź przeszczepić. A to może być bardzo ryzykowne. Równie ważne jest zainteresowanie się „trzecia osobą w państwie” obcych wywiadów. Poprzez niego chcą się one dobrać do Senatu, który jest „wyspą przestrzegania praworządności”, a znajdując „bramkę” w izbie wyższej, mogą się dobrać do wszystkich najważniejszych instytucji i osobistości polskiego państwa. I o tym wszystkim, nie mielibyśmy pojęcia, gdyby nie prof. Grodzki. Może więc warto mu nawet pozwolić na to, żeby nam (Polsce) wyciął (przeszczepił) zdrowe serce czy zdrowe płuca. Dla demokracji i praworządności nie warto być małostkowym. Najwyżej po takim zabiegu umrzemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/482780-niesamowite-rewelacje-prof-grodzkiego