I znów, jak zawsze, gdy coś idzie niezgodnie z planem macherów III RP, uruchamiana jest medialna przewaga. Tydzień pod znakiem tekstów o rzekomej nagonce na profesora Tomasza Grodzkiego.
Jeden z tygodników już z okładki woła, że chcą „wykończyć grodzkiego”, że „piS prowadzi nagonkę na marszałka senatu”. A znana dziennikarka telewizyjna swój felieton zatytułowała „Polowanie z nagonką” i stwierdziła, że
„Grodzki jest traktowany jak zwierzyna łowna. Rządzącym nie udało się zmusić do dymisji Banasia, to teraz chcą odwołać marszałka Senatu”.
Powtórzmy jeszcze raz to zdanie:
„Rządzącym nie udało się zmusić do dymisji Banasia, to teraz chcą odwołać marszałka Senatu”.
Nie przypadkiem ono tak właśnie zostało skonstruowane. Podmiotem, który miał „wykańczać” prezesa NIK Mariana Banasia okazuje się tu być obóz rządzący, Prawo i Sprawiedliwość. Zniknęły gdzieś wielkie media, które temat zaczęły, zagubiły się setki artykułów, ucichły podniecone głosy gwiazd polskiej publicystyki żądających natychmiastowej dymisji Banasia. Nie dziwię się – to by nie pasowało do tezy. I przypomniałoby, że media opozycyjne, zdecydowanie najsilniejsze dziś, dominujące na rynku medialnym, urządzają swoje polowania, nagonki i kampanie wzmożeniowe z żelazną konsekwencją.
Czytelnik, widz, słuchacz to pamięta – może więc się zdziwić: dlaczego dziennikarskie śledztwo mające ujawnić domniemane grzechy pana Banasia jest spełnieniem misji dziennikarskiej, a takie samo śledztwo wobec możliwych przewinień pana Grodzkiego, staje się czynem moralnie odrażającym? Gdzie tu logika? Gdzie równość reguł? Gdzie wolność słowa? Czyż za pytaniami o to, czy pan Grodzki jako prominentny lekarz nie brał udziału w procederze łapówkarskim, nie stoją brzmiące dość wiarygodnie świadectwa, dochodzące od wielu osób?
Innym przykładem takiego myślenia jest w tych dniach powrót do narracji o rzekomej odpowiedzialności niektórych mediów za śmierć śp. Pawła Adamowicza. Odkładam na bok oczywisty fakt, że zabiła go osoba niezrównoważona psychicznie, a do mordu doszło na skandalicznie źle zabezpieczonej imprezie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, jak również to, że o poważych wątpliwościach do co majątku prezydenta Gdańska donosiły wszystkie media, od lewa do prawa. Ale nawet gdyby czyniły to tylko media sympatyzujące z rządem, to też miały do tego prawo.
Jak napisał na portalu wPolityce.pl Marcin Wikło:
I dalej przypomniał swój tekst o majątku Adamowicza: Setki tysięcy złotych z niewyjaśnionych źródeł. Notoryczne podawanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych. Kupowane z tajemniczymi rabatami luksusowe mieszkania w najlepszych punktach miasta i zapominanie o nich przy wypełnianiu oświadczeń majątkowych. Wreszcie wewnętrznie sprzeczne wyjaśnienia podejrzanego. Gdyby ta historia dotyczyła zwykłego człowieka, zapewne miałby on bardzo poważne problemy z organami ścigania.
Podkreślam: bliscy i przyjaciele prezydenta Adamowicza mają prawo do pamiętania go jak najlepiej. Ale oskarżanie tych, którzy po prostu pełnili funkcję kontrolną wobec urzędującego prezydenta dużego miasta, jest nadużyciem.
Co smutne, te same często kręgi nie mają poczucia żadnej winy za „przemysł pogardy”, który urządzono sp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Rynek medialny był wtedy zupełnie niezrównoważony i siła tamtych ataków była dewastująca. Dziś na szczęście obie strony patrzą sobie na ręce.
Dziś każdy ma w zasięgu pilota wszystkie możliwe punkty widzenia: prorządowe, antyrządowe, próbujące lepiej czy gorzej ustawiać się w jakimś wymyślonym środku. Podobnie jest w eterze radiowym. Naprawdę nie rozumiem, jak ludzie malujący sztandary obrony demokracji mogą ten właśnie pluralizm uważać za największe zło współczesności? Jak mogą domagać się, by tylko reporterzy ich dziennika telewizyjnego mogli biegać za politykami, czasami na nich wpadając? Nie uważam, by ludzie domagający się monopolu medialnego mieli prawo nazywać się obrońcami.
Jeżeli zgodzimy się, by dociekanie prawdy o politykach, nawet agresywne, było prawem wyłącznie dominującej na rynku opcji lewicowo-liberalnej, nasze życie publiczne ulegnie degeneracji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/482505-banasia-trzeba-bylo-scigac-a-grodzkiego-nie-wolno-pytac