Chodzi o trwałe wyeliminowanie z polskiej polityki każdego, kto miałby podobną do PiS wizję Polski oraz jej międzynarodowej roli.
Wybory prezydenckie w maju 2020 r. rzeczywiście są najważniejsze od 1989 r. Wiele razy już tak mówiono, lecz te wybory jednak znacząco różnią się od poprzednich. Nawet jeśli nie muszą oznaczać przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Normalnie w demokracji następuje wymiana partii i ekip rządzących, ale w Polsce AD 2020 nie o to chodzi. Chodzi o trwałe zniszczenie partii obecnie rządzącej oraz o zemstę czy odwet na jej politykach. Wraz z cofnięciem wszystkich zmian poprzez tzw. Akt Odnowy Demokracji, czyli rodzaj ustawowego zamachu stanu, bardzo prawdopodobna jest determinacja do zdelegalizowania Prawa i Sprawiedliwości oraz osądzenia w trybie nadzwyczajnym, czyli w jakimś odpowiedniku procesu brzeskiego z czasów II RP, który zakończył się 13 stycznia 1932 r., nie tylko liderów PiS oraz ministrów rządu PiS, lecz nawet mniej ważnych polityków i urzędników. Nie tylko chodzi zatem o cofnięcie czy wymazanie zmian przeprowadzonych przez PiS, lecz także o trwałe wyeliminowanie z polskiej polityki każdego, kto miałby podobną do PiS wizję Polski oraz jej międzynarodowej roli. Żeby już nigdy w przyszłości nie pojawiła się taka „zaraza”, co jest ważne nie tylko dla obecnej opozycji, ale i dla sił za granicą, łącznie z Unia Europejską.
Wybory prezydenckie w maju 2020 r., gdyby wygrał je kandydat opozycji, byłyby wstępem do przygotowania wielkiego odwetu na obecnie rządzących oraz akcji wyrwania z korzeniami wszystkiego, z czego mogłoby wyrosnąć coś podobnego do PiS. To by bowiem zabezpieczyło obecną opozycję i wszelkich jej następców przed powtórzeniem się „pisowskiego etapu” w dziejach Polski. Analogie historyczne są tu bardzo widoczne, a wręcz nachalne. Tyle tylko, że tym razem chodzi o partię i rząd wybrane absolutnie demokratycznie i rządzące całkowicie zgodnie z regułami demokracji. Ale kto miałby rozliczać ewentualnych zwycięzców z ich „zbrodni” na demokracji? Komisja Europejska, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejski Trybunał Praw Człowieka, Parlament Europejski, Rada Europy? Wolne żarty. Ta „zbrodnia” zostałaby wręcz usankcjonowana jako zwycięstwo demokracji. I byłaby wspierana na wszystkich frontach.
Plan maksimum jest mniej więcej możliwy do zrekonstruowania, ale trzeba zacząć od wygrania najbliższych wyborów prezydenckich. A te w maju 2020 r. będą plebiscytem w podzielonym praktycznie na równe połowy społeczeństwie, więc rozstrzygnięcie już w pierwszej turze jest mało prawdopodobne, choć nie jest nierealne. W plebiscycie giną różne niuanse, więc i przedwyborcze sondaże mniej znaczą, skoro nie są przeprowadzane pod kątem plebiscytu. Dlatego na sondaże i sondażowe przewagi trzeba patrzeć wyjątkowo ostrożnie, a nawet sceptycznie. Odwoływanie się, szczególnie przez opozycję, do sondaży korzystnych dla Andrzeja Dudy ma działać demobilizująco i ukrywać plebiscytowy charakter wyborów prezydenckich. Ma podprowadzić wyborców obecnego prezydenta do drugiej tury w błogim przekonaniu, że wszystko będzie dobrze.
Nawet dobry wynik obecnego prezydenta w pierwszej turze, np. całkiem realne 43-44 proc., nie może usypiać, bowiem w drugiej nie będzie miał on żadnego znaczenia. A jeśli, to może mieć znaczenie demobilizujące. Usypiać zjednoczoną prawicę i jej kandydata na prezydenta może też nie najwyższa frekwencja w pierwszej turze. Ona również nie będzie miała żadnego znaczenia, a nawet opozycji wcale nie musi zależeć na wysokiej frekwencji w pierwszej turze. Właśnie dlatego, żeby uśpić zdeklarowany i potencjalny elektorat Andrzeja Dudy oraz uniemożliwić mu wygraną w pierwszej turze. To, że cztery opozycyjne ugrupowania z zapleczem parlamentarnym wystawiają swych kandydatów rozprasza siły, ale w pierwszej turze jest dla opozycji korzystne. Razem z Szymonem Hołownią będzie pięciu poważnych rywali prezydenta Andrzeja Dudy przynajmniej teoretycznie zdolnych do zdobycia poparcia około 10 proc. głosujących i więcej. Tak, żeby niezależnie od rozkładu głosów na poszczególnych kandydatów, suma dawała więcej niż 50 proc.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich opozycji chodzi o jak najniższy wynik Andrzeja Dudy, mimo że jego zwycięstwo w tej turze jest raczej niezagrożone i niekwestionowane. Najlepiej dla opozycji byłoby, gdyby wynik Andrzeja Dudy nie przekroczył 40 proc. Dlatego zależy jej, żeby nastąpiła korzystna dla niej mobilizacja młodych wyborców oraz tych dotychczas nie głosujących, bo to by zmniejszało przewagę obecnego prezydenta. Jednym ze sposobów na przyciągnięcie nowych wyborców ma być kandydatura Szymona Hołowni. Głównym celem strategii opozycji jest zdemobilizowanie najmniej zaangażowanych wyborców zjednoczonej prawicy, samego Andrzeja Dudy jako tego, kto uzyskałby relatywnie słaby wynik oraz sztabu i zaplecza obecnego prezydenta. Im mniejsza będzie jego przewaga w pierwszej turze, tym bardziej będzie można grać tym, że Polska i Polacy potrzebują zmiany na stanowisku prezydenta, skoro ten urzędujący nie mobilizuje już nawet większości własnego elektoratu. Gdyby demobilizacja w pierwszej turze była niedostateczna i Andrzej Duda otrzymał 43-45 proc. głosów, opozycja będzie dążyła do przekonania części jego wyborców, iż wynik jest na tyle dobry, że nie trzeba się specjalnie sprężać przed drugą turą, a nawet nie wszyscy muszą się pofatygować do urn.
Po doświadczeniach z wyborami do Senatu jest oczywiste, że cały partyjny aparat (PiS, Solidarnej Polski i Porozumienia) musi dzień i noc pracować na Andrzeja Dudę, i to z wykorzystaniem wszystkich zasobów oraz rezerw. Nikt nie może sobie tych wyborów odpuścić. Nikt. Obóz rządzący powinien być tak zmobilizowany, jakby chodziło o zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze, a wręcz powinien walczyć o takie zwycięstwo. Bez oglądania się na drugą turę i przekonania, że niezależnie od przewagi w pierwszej, w drugiej będzie wszystko dobrze. Taka strategia byłaby dużym błędem. W pierwszej turze trzeba uzyskać jak najlepszy wynik, starając się wszystko już wtedy rozstrzygnąć. Nawet gdy ten maksymalny cel nie zostanie zrealizowany, znacznie większa będzie motywacja przed drugą turą i zaangażowanie zaplecza logistycznego oraz mobilizacja wyborców. A gdyby do drugiej tury doszło, mobilizacja w okresie między głosowaniami musi rosnąć, a nie maleć, tym bardziej, że będzie znany rozkład głosów. Czas miedzy pierwszą i drugą turą powinien być najintensywniejszą pracą całej zjednoczonej prawicy w jej historii. Inaczej się tych wyborów nie wygra.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/482051-nie-bylo-po-1989-r-wazniejszych-wyborow-niz-te-w-maju-2020
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.