Tłumów nie ma, wielkiej solidarności zawodu prawnika nie pokazano, marsz nie powstrzyma także procesu legislacyjnego ani nie poparł żadnego konkretnego rozwiązania sporu o sądownictwo poza klasycznym, antyPiSowskim „nie”. Po co więc marsz i dlaczego w togach? Skoro samych adwokatów i radców prawnych jest w Polsce blisko 40 tysięcy, a znaczna część może dwutysięcznej demonstracji to po prostu stali uczestnicy antyrządowych protestów, to cóż naszej „nadzwyczajnej kaście” daje tłumny spacer ulicami Warszawy? Ano daje - cała impreza skrojona jest jako spektakl dla zagranicy, niczym zebranie statystów dla zachodnich dziennikarzy lewicowych mediów i oczywiście zagranicznych gości.
1.Pierwszą oznaką, że marsz jest desperackim wołaniem do Brukseli, jest oczywiście hasło imprezy: „Prawo do Europy” oraz noszenie tóg przez uczestników
Jako że zachodni establishment niewiele zrozumie z niuansów polskiego sądowncitwa (ale także, nie oszukujmy się, niewiele ono ich obchodzi), trzeba było wymyślić jakiś przyciągacz uwagi, prosty slogan, który zapuka do opinii publicznej bardziej wymownie niż straszenie władzą, która przecież drugi raz z rzędu otrzymała od społeczeństwa mandat do rządzenia. „Prawo do Europy” to ciąg dalszy słabej uwertury o rzekomym Polexicie, straszeniu „polskimi populistami” i „nacjonalistami”, a więc marsz używa języka zrozumiałego dla doświadczonych Brexitem biurokratów unijnych, a nie dla obeznanych z sytuacją w kraju komentatorów. I dzięki togom cały tłum bardziej wymownie wyjdzie na zdjęciach w zagranicznych mediach.
2.Drugą przesłanką jest termin marszu, dobrany tak, by skumulować napięcie wokół reformy sądownictwa.
W czwartek i piątek w Polsce przebywali członkowie Komisji Weneckiej, a w sobotę odbywa się „Marsz Tysiąca Tóg” - nawet głupiec ma się przekonać, że „coś się w tej Polsce dzieje”. Zapewne administracja Komisji Weneckiej odnotuje to wydarzenie i podłechce ego ichniejszych ekspertów - dużo więc jest w stanie zrobić opozycja, by zadowolić swoich ościennych sprzymierzeńców. Nawet prezes zaangażowanego w marsz Stowarzyszenia „Themis”, Beata Morawiec mówiła niedawno w RMF FM, że termin miał być pierwotnie inny. Czego to się nie robi dla poklasku salonów.
3.Trzecim dowodem jest zaproszenie ponad 50 sędziów z innych krajów. Towarzystwo się pospotykało, porozmawiało, powyrywało włosy z głowy nad dolą i niedolą demokracji i wkrótce sobie pojedzie - ze sprecyzowanym przekazem i instrukcją co mają mówić o polskiej reformie sądownictwa. Dzięki obecności sędziego z Turcji, który dramatycznie opowiadał o dyktaturze Erdogana znów łatwiej będzie sformułować wizerunek Polski poprzez obrazowe porównanie.
4.Czwartym faktem, który wskazuje na to że sędziowie działają na potrzeby zagranicznych mediów, jest fakt że już media zagraniczne o tym piszą.
Tylko do teraz o marszu wspomniano w „The New York Times” już „Financial Post”, a w tym pierwszym, bohaterem artykułu został nawet sędzia Igor Tuleya, nazwany tam „upartym obrońcą niezależności sądów”.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Sędzia Tuleya straszy terrorem w Polsce
Niektórzy uczestnicy marszu przybyli z odległych krańców Polski, zapewne część z nich wierzy, że broni demokracji albo obecności naszego kraju w Europie. Tymczasem cała akcja jest po prostu skoordynowanym biciem w bębny politycznej histerii, którą usłyszeć ma Zagranica. Dalszym etapem walki z reformą ma być wszak Bruksela i Strasburg, a do tego trzeba poudawać, że ma się poparcie w społeczeństwie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/481632-marsz-prawnikow-dla-zagranicy-nawet-tuleya-dostal-laurke