Mówiła, że Donald Trump skolektywizował nienawiść i ciemne moce. Chciała Amerykę uleczyć miłością. Nie będzie jej to dane.
Kruszą się kolejni kandydaci w prawyborach Partii Demokratycznej, którzy chcą odbić z rąk Donalda Trumpa Biały Dom. Niedawna gwiazda progresistów senator Kamala Harris miała być nową wersją Baracka Obamy, ale ostatecznie się z wyścigu wycofała. Prawdopodobnie zostanie jej zaproponowana wiceprezydentura u boku Joe Bidena albo Bernie Sandersa, dwóch najpoważniejszych kandydatów mogących wygrać prawybory. Harris może im zapewnić głosy kobiet oraz czarnoskórych Amerykanów.
Moją faworytką, oczywiście w kategorii guilty pleasure, była Marianne Williamson. Propagatorka filozofii zawartej w new age’owej książce „Kurs cudów” Helen Schucman była najbardziej „odjechaną” kandydatką na objęcie schedy po Donaldzie Trumpie. Była tak odjechana w debatach prawyborczych, że socjalizm energetycznego Bernie Sandersa wydawał się być nudziarstwem godnym wujkowych opowieści o polowaniu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wczoraj ogłosiła, że wycofuje się z wyścigu. „Zostałam w wyścigu, aby wykorzystać każdą szansę do szerzenia naszej nowiny”. A nowiny te były wyjątkowo nietuzinkowe.
Williamson swoją pierwszą książkę napisała w 1992 roku. Dzięki występowi w The Oprah Winfrey Show stała się gwiazdą, a jej „Powrót do miłości” bestsellerem. W 2004 założyła organizację non-profit Peace Alliance, która ma na celu „wzmacniać działania obywatelskie na rzecz kultury pokoju”.Następnie została „duchowym liderem” kongregacji Church of Today w Warren w stanie Michigan. Pod koniec lat 90-tych jej synkretyczne, eklektycznie religijnie „nabożeństwa” gromadziły po 50 tyś widzów telewizyjnych. Williamson szybko zaraziła miłością do swoich teorii celebrytów. Występował u niej Steven Tyler z Aerosmith, a gdy prowadziła kampanię do kongresu jako kandydatka niezależna w 2014 roku wsparła ją m.in. Kim Kardashian i Alanis Morrisette. Ta druga napisała nawet dla niej piosenkę wyborczą.
Williamson dawała na tyle urocze popisy podczas debat, że na amerykańskiej prawicy pojawiały się pomysły, by dotować jej kampanię tylko po to, by stanęła naprzeciwko Trumpa. Podczas pierwszej debaty Demokratów przekonywała, że będzie leczyć Trumpa…miłością. „Czuję, że wiesz co robisz”- zwracała się do Trumpa. „Ja uzbroję się w miłość w imię polityki. Tylko miłość może wypędzić strach”- perorowała, dodając: „Ten człowiek opanował psychikę Amerykanów uzbrajając się w strach. Panie prezydencie, jeżeli mnie słuchasz, to wiedz, że miłość wypędzi ten strach”.
Wystąpienia w następnych miesiącach były jeszcze bardziej rozbrajające. Podczas debaty w czerwcu 2019 roku używała języka z horrorów, mówiąc, że Trump „skolektywizował nienawiść”. Jak? „Ciemnymi mocami psychicznymi”. „Demokratów czekają bardzo mroczne czasy”- głosiła w apokaliptycznym tonie. Protrumpowski portal Breitbart News przeprowadził krótki wywiad z Williamson, pytając jak pokona ona „ciemne psychiczne moce” Trumpa. Kandydatka na prezydenta i duchowa przewodniczka z Hollywood odparła: „Miłością. Światło wypędza ciemność. Miłość wypędza nienawiść. On skolektywizował nienawiść. (…) W ludziach jest tyle miłości, dobra i godności, że możemy zmienić świat.”
Marianne Williamson chciała uleczyć świat miłością. Miała pokonać korporacje, Trumpa i Republikanów miłością ze swoich książek. Nawet wspomniała w tym celu, że jej córki mają 5 dziadków gejów. Wyjątkowo dużu miłości musieli dziadkowie mieć! Cóż, będzie brakować Williamson w Białym Domu. Będzie brakować jej wziętych z mojego ukochanego „Seinfelda” „Yada, Yada, Yada”!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/481596-pani-yada-yada-yada-nie-bedzie-prezydentem-usa-smutne