Marszałek Grodzki kreuje się na konkurencyjny wobec rządu ośrodek kierowania polską polityką zagraniczną. Ale nim nie jest
— mówi portalowi wPolityce.pl z portalem wPolityce.pl prof. Karol Karski, eurodeputowany PiS, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Marszałek Senatu Tomasz Grodzki za kilka dni leci do Brukseli porozmawiać z wiceszefową KE Vierą Yourovą na temat uchwalonych przez Polskę ustaw sądowych. Czy marszałek Senatu powinien prowadzić politykę zagraniczną?
Prof. Karol Karski: Pan Marszałek Grodzki chce prowadzić odrębną od Państwa Polskiego politykę zagraniczną. To działanie niezgodne z art. 146 Konstytucji. Zgodnie z Ustawą Zasadniczą, działania w tym zakresie podejmuje wyłącznie Rząd. Nawet Prezydent RP, zgodnie z Konstytucją, otrzymuje w tej sferze wiążące instrukcje od Rady Ministrów. Prezydent jest przy tym przedstawicielem państwa w stosunkach zewnętrznych i realizuje to, co nakazuje Konstytucja. Natomiast Marszałek Sejmu czy Marszałek Senatu nie są przedstawicielami państwa na zewnątrz. Nie tylko nie mają uprawnień, ale nie mają prawa do prowadzenia własnej polityki zagranicznej. Zgodnie z art. 7 Konstytucji, organy państwa mogą działać tylko na podstawie i w granicach określonych przez prawo. W tym przypadku upoważnienia takiego nie ma.
Czy marszałek Grodzki powinien odwołać swoją wizytę w Brukseli?
Wizyta Marszałka Grodzkiego w Brukseli nie powinna mieć miejsca. To przejaw próby anarchizowania państwa i osłabiania go na arenie międzynarodowej. Marszałek Grodzki kreuje się na konkurencyjny wobec rządu ośrodek kierowania polską polityką zagraniczną. Ale nim nie jest. Zgodnie z Konstytucją, na taką wizytę musiałby otrzymać zgodę i instrukcje od Rady Ministrów.
Ale jest trzecią osobą w państwie, co ciągle podkreśla.
Śmieszne jest stwierdzenie Marszałka Grodzkiego w tym kontekście, że jest trzecią osobą w państwie. Skąd on to wziął? Może się komiksów naczytał? Albo beletrystyki? To nie jest pojęcie prawne. Formalnie nie ma czegoś takiego, jak druga czy trzecia osoba w państwie. Konstytucja ani żadna ustawa nie ustanawia takiej kolejności. To jedynie kolejność w zastępowaniu Prezydenta RP, gdyby on nie mógł pełnić swojego urzędu. Tylko z tego wywodzi się kwestia precedencji protokolarnej. Ale to, że Pan Marszałek Senatu, stoi obok Prezydenta zaraz za Marszałkiem Sejmu niczego więcej ponad to nie oznacza. Nie wynika z tego, że jest faktycznie trzecią w osobie państwie. Zgodnie z art. 7 Konstytucji, może działać tylko na podstawie i tylko w granicach określonych przez prawo. A to mu na prowadzenie odrębnej polityki zagranicznej nie pozwala.
Kim więc jest marszałek Senatu w państwie?
Z punktu widzenia relacji zewnętrznych – osobą, która według polskiego protokołu stoi na trzecim miejscu obok najważniejszego miejsca przeznaczonego dla Prezydenta i to tylko wtedy, gdy nie są obecne inne – zagraniczne – podmioty, które plasują się wyżej od niego w hierarchii protokolarnej. W świetle prawa międzynarodowego parlamenty są organami wewnętrznymi, a nie zewnętrznymi, państwa. Nie mają uprawnień do reprezentowania go na zewnątrz. Dotyczy to także przewodniczących poszczególnych izb w państwach, w których parlamenty są dwuizbowe. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Marszałek Senatu nie jest osobą uprawnioną do prowadzenia własnej polityki zagranicznej.
Czy PiS powinien obecnie wnioskować o odwołanie pana Tomasza Grodzkiego z funkcji marszałka Senatu?
Zależy czy ten wniosek uzyska większość. Trzeba również pamiętać o tym, że większość, która wyniosła pana Grodzkiego na funkcję Marszałka nie jest jednorodna i w sumie jest niewielka. Pojawia się pytanie, czy wniosek już dojrzał do złożenia czy jeszcze trzeba chwilę zaczekać? Jeżeli Marszałek Senatu wykracza poza konstytucyjne obowiązki jest to dosyć istotna przesłanka do tego, aby złożyć wniosek o jego odwołanie.
A z drugiej strony PiSowi kompromitowanie się marszałka nie szkodzi.
Na pierwszy rzut oka – tak, ale dla nas najważniejsze jest jednak dobro państwa. Dobro państwa ma charakter zasadniczy. Nie działamy zgodnie z zasadą: im gorzej, tym lepiej.
Mike Pompeo powiedział, że jest zawiedziony reakcja Europy na zastrzelenie przez USA gen. Kasema Sulejmaniego. Jak pan ocenia stanowisko sekretarza stanu USA?
Jest to odpowiedź na oświadczenia konkretnych państw. Reakcje europejskie na działania USA na Bliskim Wschodzie zazwyczaj były sceptyczne. Mike Pompeo stwierdził to głównie w związku z reakcją francuską i niemiecką. Te dwa kraje z reguły były przeciwne amerykańskim działaniom na Bliskim Wschodzie. Francja i Niemcy pozycjonowały się zwykle nie jako strategiczni partnerzy USA w tym regionie, ale jako konkurencja. Selektywna eliminacja przeciwników państwa jest przedmiotem analizy prawniczej od dawna. Wiele państw dopuszcza podejmowanie tego typu działań na bardzo sformalizowanych prawnie zasadach. Wywodzą je z prawa państwa do samoobrony. Szereg państw na nie jednak nie zezwala. Wątpliwości w tym zakresie są obecne w prawie międzynarodowym. To jedna kwestia, natomiast druga polega na obawach związanych z reakcją Iranu.
Jaka może być reakcja Iranu na działania USA?
To przede wszystkim obawa przed zamachami. Jednak strona irańska nie była dotąd aktywna w tym zakresie poza Bilskim Wschodem. Należy przy tym brać pod uwagę fakt, że mamy do czynienia działaniem w zasadzie bezprecedensowym. Oficjalnie zaatakowano generała irańskiego wojska, dowódcę jednostki wojskowej, który wykonywał oficjalną misję w państwie trzecim. To był atak na siły zbrojne Iranu ze strony USA. Wszystko zależy, jak Iran potraktuje te działania. Pozostaje też pytanie, na ile te reakcje pozostaną w sferze przewidywalności. Co jest przewidywalne w regionie, gdzie już wiele się wydarzyło? Scenariuszy jest wiele. Na razie zajmujemy się gdybaniem.
Prezydent Trump ostrzegł Iran przed atakiem na USA. Stwierdził na Twitterze, że Amerykanie mają namierzone 52 cele w Iranie.
Z punktu widzenia Iranu wejście w pełnowymiarowy konflikt zbrojny z USA nie byłoby korzystne. USA, z kolei, od dawna publicznie rozważały możliwość dokonania ataku bezpośrednio na terytorium irańskie, zwłaszcza w kontekście budowy irańskiego programu nuklearnego. Należy postawić pytanie, na ile obie strony uznają, że dalsze eskalowanie konfliktu jest im potrzebne. Ogólnie rzecz ujmując, mamy obecnie coraz częściej do czynienia z nową tendencją w stosunkach międzynarodowych, iż nawet działania, które w normalnej sytuacji byłyby uznane za pretekst do wojny, są uznawane tylko za incydenty. Wszystko zależy od tego, jakie będą reakcje na zabicie przez Amerykanów gen. Sulejmaniego. Można snuć wiele scenariuszy. Natomiast trudno jeszcze powiedzieć, co z tego wyniknie.
Not. TP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/480713-karski-wizyta-grodzkiego-w-brukseli-to-proba-anarchizowania