Jest z tej ruchawki sędziowskiej jeden pożytek. Ujawnili się najbardziej agresywni, najbardziej upolitycznieni – a więc potencjalnie najbardziej stronniczy – przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Jeśli teraz byli gotowi złamać zasady sędziowskiej apolityczności, to i na sali sądowej okiem nie mrugną, gdy będą uniewinniać antyrządowego celebrytę, który jadąc samochodem bez ważnych dokumentów, potrącił na pasach staruszkę, a równocześnie będą skłonni skazać na wysoki wyrok dziennikarza z konserwatywnego tygodnika.
Każdy jawny zwolennik „dobrej zmiany”, gdyby miał z jakiegoś powodu trafić przed oblicze sądu, powinien najpierw sprawdzić, czy „ jego” sędzia wziął udział w antyrządowej demonstracji lub podpisał jakiś polityczny protest. Bo jakiekolwiek podejrzenie, że może mieć emocjonalny stosunek do sprawy, powinno skutkować wyłączeniem.
Oczywiście trudno się spodziewać, że „emocjonalni” sędziowie łatwo pozwolą się wyłączać ze spraw dotyczących ludzi, których nie lubią. Wręcz przeciwnie:
Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy sądowniczej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza sądownicza odrąbie w interesie demokracji.
Ale hałas robić warto.
Informacja, kto jest kim w społeczności sędziowskiej, może też być cenna dla ludzi opozycji. Jeśli antyrządowy celebryta lub inny jawny zwolennik opozycji miałby zostać o coś poważnego oskarżony, to wiadomo przecież, że będzie wypatrywać na wokandzie znanego z telewizji nazwiska sędziego, bo to gwarantuje mu sprawiedliwy (w jego mniemaniu) proces, po którym nawet po przejechaniu wspomnianej staruszki trafi nie za kratki, lecz do domu.
Można mieć wrażenie, że polscy sędziowie z ulgą zrzucają z siebie ciężar skrywania poglądów politycznych. Choć tak pięknie wychwalają europejskie normy prawne, to znacznie lepiej czuliby się w systemie całkiem odmiennym, amerykańskim. Tam sędziowie nie ukrywają, co myślą, i biorą to pod uwagę obywatele, którzy wybierają ich w głosowaniu – choć różnie to wygląda w różnych stanach. Bywa, że są to zwyczajne wybory (z partyjnymi szyldami przy nazwiskach prawników), bywa, że formalnie bezpartyjne (ale kandydatów wspierają partie), a bywa, że sędziego wskazuje gubernator, a obywatele w głosowaniu tylko zatwierdzają. Tak czy inaczej nie trzeba się domyślać – zawsze wiadomo, kto jest kim i kto kogo reprezentuje.
Felieton ukazał się w 1-2 (370-371) numerze „Sieci” (2020)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/480670-kto-jest-kim-ujawnili-sie-najbardziej-agresywni-sedziowie