To nie moja sprawa i właściwie nie mam obowiązku o tym pisać. Trudno jednak powstrzymać się od pochwał, jak się coś człowiekowi szczerze, zaraz, zaraz, nie będę się po każdym powtarzał, może lepiej będzie - „naprawdę” podoba. Jak ta historia z Maciejem Gdulą. Pewnie gdyby wiedział, jaka przykrość spotka go w radio TOK FM, nie zaciągnęli by go tam nawet parą wołów.
Skąd miał wiedzieć, że tak miła osoba, jaką jest Dominika Wielowieyska będzie wobec młodego posła Lewicy taka obcesowa? I wydrze się na niego jak na sztubaka. Ale mnie to się naprawdę spodobało. Jej taka otwartość i obywatelska w pełni postawa społecznej pedagogiki. Poseł, nie poseł. Jak zasłużył, trzeba go obsztorcować. A że to radio, to tym bardziej. Niech ludzie usłyszą. W takim radio, co pracuje Dominika Wielowieyska nie ma taryfy ulgowej. A i ona sama taka jest. Bez taryfy ulgowej. Nawet, gdyby nie w tym radio, to wykrzyczała by na ulicy, jeśli tylko przekonała by siebie, że tak trzeba. Tak, jak Kinga Rusin wykrzyczała na ulicy Zofii Klepackiej - „Wstyd!, Wstyd!”. Jak się okazało zdecydowała się wygarnąć, co myśli o Zofii Klepackiej, choć oddzielała ją od sportsmenki szeroka jezdnia. Widać była przekonana, że ma donośny głos i że jej nagana dotrze do uszu, mistrzyni świata i brązowej medalistki olimpijskiej w windsurfingu, która krytycznie wypowiadała się o środowisku LGTB.
Wielowieyska na Gdulę nakrzyczała, wypominając mu, że nie dojechał do Sejmu na ważne głosowanie w sprawie nowych przepisów o sądach, które uparł się wprowadzić PiS. Fakt jest faktem. Gdyby Gdula był i się sprzeciwił wprowadzenia pod obrady Sejmu projektu zmian w sądownictwie, tzn. zagłosował „przeciw”, być może wystarczyłoby, żeby odrzucić na długi czas nazywaną przez opozycję „ustawę represyjną”. Nie przeciwko Gduli, tylko sędziom. Ale wiadomo było, że Maciej Gdula, „po mieczu” z Andrzejem Gdulą, byłym bliskim współpracownikiem gen. Czesława Kiszczaka w czasach PRL, szefem wydziału zajmującym się sprawami bezpieczeństwa z ramienia KC PZPR, a później doradcą Aleksandra Kwaśniewskiego w okresie jego prezydentury, byłby przeciw, co sobie wymyśla PiS.
No i popatrzcie, nawet tak szlachetne pochodzenie nie uchroniło Macieja Gduli przed ostrą reprymendą zasadniczej dziennikarki: „Są głosowania, trzeba być, za to Wam podatnicy płacą”. Trudno odmówić racji Wielowieyskiej. Jej konsekwentna w swej wymowie argumentacja Gdulę sparaliżowała. To było słychać na antenie. Próbował coś drżącym głosem tłumaczyć, że będzie się starać jak najbardziej, aby PiS-owi pokrzyżować plany, ale te zapewnienia poniewczasie nie przyniosły dziennikarce pełnej satysfakcji.
Tę wrodzoną dociekliwość oraz wysoki próg odpowiedzialności za ich czyny, jakiego wymaga od polityków, cenię w niej najbardziej. Mam nadzieję, że w jej radiowe objęcia nie wpadnie nigdy marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Jest tak sympatyczny, że nie mógłbym znieść jak go Wielowieyska strofuje i poucza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/480384-martwie-sie-zeby-grodzki-nie-trafil-tylko-do-radia-tok-fm