Wrażliwość społeczna polskiej lewicy najlepiej objawia się w stosunku większych partii do politycznych loserów. Liderzy znajdujący się na prostej drodze ku przepaści są usilnie zatrzymywani przez kolegów z SLD. W przypadku Janusza Palikota ten manewr skończył się bolesnym upadkiem dla samego Sojuszu. Podobny scenariusz może się powtórzyć w przypadku Roberta Biedronia.
Gdyby nie powołanie koalicyjnego komitetu wyborczego z gasnącą partyjką Palikota, SLD najprawdopodobniej nie zaliczyłoby 4-letniej przerwy parlamentarnej. Decyzja o wspólnym starcie była dość zaskakująca zważywszy na atmosferę panującą w relacjach między liderami obu ugrupowań i nikły potencjał wnoszony pod koniec parlamentarnej kariery lubelskiego biznesmena.
Wystarczy przypomnieć słynną wymianę zdań:
To jednak nie przeszkodziło zawrzeć sojusz, który ostatecznie wyautował lewicę z Sejmu.
Teraz SLD łączy się z Wiosną Roberta Biedronia, ugrupowaniem, które nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań lewicowo-liberalnego elektoratu. Miała być nowa jakość, a skończyło się na wewnętrznych wojenkach i exodusie czołowych działaczy. Wiosna z partii, która miała zagrażać Platformie stała się stronnictwem walczącym jedynie o utrzymanie na powierzchni.
Do tego dochodzi nieposkromiona ambicja Biedronia, której przejawem było choćby sugerowanie własnej kandydatury (słynny wizerunek stylizowany na Obamę) przed powzięciem jakichkolwiek ustaleń wewnątrz własnego obozu. Charyzma bywa wartością dodaną, ale w tej konfiguracji może okazać się balastem. Zwłaszcza gdy mówimy o polityku, który nie był w stanie zażegnać kryzysu we własnym ugrupowaniu posiłkując się sojuszem z silniejszym partnerem.
Oczywiście połączenie Wiosny i SLD będzie odczytywane jako wchłonięcie projektu Biedronia przez siłę o bardziej ugruntowanej pozycji, ale i ten manewr może okazać się zdradliwy dla Sojuszu. Bo czy w kryzysowym momencie nie doczekamy się kolejnego manifestu wytykającego „błędy i wypaczenia”, a kto wie - może i tajemnice tej konkretnej kuchni politycznej? W końcu to nie kto inny, jak polityk Wiosny Maciej Gdula jeszcze w lutym br. podkreślał:
Robert Biedroń był kiedyś w SLD i bardzo to przeżył. Myślę, że dla Roberta było to ciężkie doświadczenie, które nauczyło go życia i twardości.
Zawsze można zrobić podkówkę i rzucić: „Nie spodziewałem się”. Mądrzejsi z empatią powiedzą, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Są bowiem politycy, którym wybacza się więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/480115-niezwykle-zamilowanie-lewicy-do-holowania-bankrutow