Specjalizujący się w dziennikarstwie śledczym rosyjski portal internetowy Projekt ujawnił 25 grudnia, że jednym z głównych inwestorów, finansujących opozycyjny rosyjski dziennik Nowaja Gazieta, jest Sergiej Adnoniew, założyciel grupy inwestycyjnej Yota.
Dla wiedzy o tym jak funkcjonuje rosyjski rynek medialny jest to informacja kluczowa, bo Adoniew jest protegowanym i współpracownikiem Sergieja Czemiezowa, który w opinii dziennikarzy badających sprawę wręcz osobiście uczestniczył w rozmowach mających miejsce zanim Adoniew zdecydował się na inwestycję w gazetę. Czemiezow stoi na czele gigantycznego państwowego koncernu zbrojeniowego Rostech, zatrudniającego ponad 1,2 mln ludzi, a prywatnie jest starym KGB-istą, przyjacielem Władimira Putina jeszcze z czasów drezdeńskiej rezydentury. Mieszkali ponoć w jednym budynku, drzwi w drzwi i razem spędzali wolne chwile. Czemiezow od pewnego czasu „gra w liberalizm”, publicznie wypowiadając się np. w czasie ostatnich letnich protestów w Moskwie o korzyściach płynących z funkcjonowania opozycji oraz wadach nadmiernej koncentracji władzy w rękach przedstawicieli służb siłowych. Niezależnie jednak od politycznych ambicji szefa Rostechu, które wydają się niemałe, co innego jest w tym wszystkim ciekawe. A mianowicie to, że opozycyjna gazeta, przy tym dobrze redagowana, drapieżna i ciekawa, w gruncie rzeczy kapitałowo kontrolowana jest przez obóz rosyjskiej władzy.
Trochę podobnie jak rozgłośnia radiowa Echo Moskwy, pierwsza rosyjska komercyjna stacja radiowa, dziś opozycyjna, dająca schronienie i antenę wielu rosyjskim przeciwnikom reżimu Putina, która należy do spółki Gazprom – media. W przypadku Echa Moskwy trudno mówić o bezpośredniej kontroli, bo kolegium redakcyjne utrzymuje daleko posuniętą niezależność a pozycja Aleksieja Wienediktowa jest w rosyjskim świecie dziennikarskim niekwestionowana.
Ale nie brak też w Rosji głosów, że w gruncie rzeczy władzy jest na rękę funkcjonowanie tej niezależnej stacji radiowej. Dlaczego? Z tego prostego powodu, że jak miał powiedzieć przedstawiciel administracji prezydenckiej pracujący „na polu mediów”, wykonuje ona najtrudniejszą pracę, propagując narrację Kremla wśród najtrudniejszego, bo opozycyjnego audytorium. Sam Wieniediktow realizuje zresztą dla władz również delikatne misje dyplomatyczne, tak jak choćby w Kijowie, latem tego roku, gdzie przy okazji wywiadu z Zełenskim, doprowadził do nawiązania kontaktów roboczych między otoczeniem nowego prezydenta Ukrainy a przedstawicielami Kremla.
Te dwie informacje pokazują, że propaganda rosyjska, narracja władz, jest znacznie bardziej zniuansowana a sam przekaz wielowymiarowy, niźli można byłoby o tym sądzić na podstawie analizy dość topornych publikacji RussiaToday czy Sputnika. Obóz władzy w Rosji, nie zadowala się częściowym przekazem, ale dąży do zbudowania pełnego przesłania, zarówno na użytek wewnętrzny jak i dla odbiorcy zagranicznego, skierowanego do różnych wrażliwości i różnych audytoriów. Jest w stanie przemycać swe treści również w mediach liberalnych, lewicowych czy konserwatywnych. Zobaczmy jak to wygląda na przykładzie ostatniej kampanii propagandowej rozpoczętej przez Rosję od wystąpienia Putina, który 19 grudnia, przy okazji swej konferencji prasowej oskarżył Polskę o wywołanie II wojny światowej, antysemityzm i współodpowiedzialność za Holokaust.
Przesłanie Putina, już określone przez zagraniczne media mianem „rewizjonizmu historycznego na sterydach” jest tak absurdalne, że u publiczności nieco bardziej wyrobionej i mającej elementarną wiedzę historyczną zapewne nie poczyni wizerunkowi Polski wielkich szkód. Ale Moskwa buduje też przekaz subtelniejszy, nie mniej dla wizerunku i interesów Polski, szkodliwy.
W przywoływanej Nowej Gazietie ukazał się, datowany na 20 grudnia wywiad pisarza Jerofiejewa z Adamem Michnikiem. Redaktor Gazety Wyborczej rozmawiając z rosyjskim pisarzem koncentruje się głównie na relacjach miedzy Polakami a Rosjanami, tym co nas łączy, mówi o przeszłości, Rosji po odejściu Putina, kulturze i literaturze. Ale nie stroni też od ocen politycznych, opisując sytuację Świata, Europy, Rosji i Polski.
Mając, jak każdy, prawo do subiektywnych ocen, nie szczędzi ich przy tym rządzącemu Polską obozowi politycznemu. Jego zdaniem prawica w naszym kraju to nacjonaliści, którzy swe wyborcze sukcesy budują na rozpowszechnionych lękach i resentymentach. Nie ma sensu na powtarzanie tych diagnoz, każdy kto chce może wziąć do ręki organ prasowy Adama Michnika i samodzielnie zapoznać się z prezentowaną na jego łamach wizją świata i Polski. Jedna wypowiedź warszawskiego intelektualisty przykuła moją uwagę. Otóż w jego opinii. Cytuję:
dziś połowa Polski – to kraj czarnej sotni. Cały czas przybierająca rozmaite barbarzyńskie formy. Te „marsze niepodległości” które przechodzą przez Warszawę – czy to nie „czarna sotnia”?
Subtelny eseista i historyk, jakim jest Adam Michnik, znawca i miłośnik rosyjskiej literatury, wielbiciel Turgieniewa i Czechowa nie może nie wiedzieć, że założona przez Władimira Puryszkiewicza Czarna Sotnia była organizacją silnie antysemicką, przez rosyjską historiografię pomawianą, nie bez uzasadnienia, o współpracę z Ochraną i organizowanie pogromów antyżydowskich. W ten sposób budując skojarzenie – polska prawica to Czarna Sotnia, świadomie bądź nieświadomie, wzmacnia tę część przekazu Kremla, która zarzuca polskim elitom antysemityzm.
Inny przykład. 16 grudnia, na dwa dni przed historyczną szarżą Putina, w senacie odbyło się spotkanie marszałka Grodzkiego z ambasadorem Federacji Rosyjskiej Siergiejem Andriejewem, znanym ze swych niesłychanie, nawet jak na standardy rosyjskie, agresywnych i nieprzyjaznych Polsce wystąpień, takich jak choćby w trakcie uroczystości w Auschwitz w 2018 roku. Naiwnością byłoby sądzić, że warszawska placówka rosyjskiego MSZ-u nie wiedziała o przygotowywanej przez centralę akcji historyczno – politycznej z Putinem w roli głównej. Uczestniczy w niej od samego początku, podobnie zresztą jak rosyjska ambasada w Paryżu, publikująca stosowne dokumenty i oświadczenia. Spotkanie rosyjskiego dyplomaty z niedoświadczonym polskim politykiem, sprawującym formalnie trzecią funkcję w państwie, było jednak Moskwie do czegoś potrzebne. Czytając komunikat, w którym rozmawiający zapowiadają odnowienie komunikacji na szczeblu wicemarszałków izb wyższych obydwu parlamentów oraz dialogują na temat rosyjskiej delegacji w Radzie Europy nie sposób oprzeć się wrażeniu, że działania rosyjskich dyplomatów mają za cel zbudowanie tego co można byłoby określić mianem tła. Chodzi o spodziewaną reakcję Warszawy na historyczne rewelacje Putina. Andriejew rozmawiając z Grodzkim wiedział, że nasz MSZ, a niewykluczone, że i inni reprezentujący Polskę urzędnicy wysokiego szczebla będą reagowali na retoryczne wyskoki rosyjskiego prezydenta.
Tym bardziej zależało mu na pokazaniu, że są w Polsce siły z którymi można mówić i planować normalną „kulturalną” współpracę. Mniejsza o to, że postawił w ten sposób swego rozmówcę w niesłychanie niezręcznej sytuacji, zwłaszcza, że przewodniczący rosyjskiej delegacji w Radzie Europy, o której rozmawiano, deputowany Leonid Słucki jest jednym z bardziej agresywnych i antypolskich mówców w rosyjskich mass mediach i zabierał głos już po putinowskich oskarżeniach.
Zamierzenia Moskwy wyraźnie ukazuje komunikat, który rzeczniczka rosyjskiego MSZ-u sformułowała zaraz po wybuchu całej afery. W informacyjnym zgiełku został on w niemałej części zignorowany, a szkoda, bo to wart jest uwagi. Otóż jej zdaniem funkcjonują dwa modele budowy relacji między państwami. Pierwszy, któremu, jak powiedziała hołduje rządzący obecnie Polską establishment polega na ciągłym rozpamiętywaniu historii, rozdrapywaniu starych ran i dowodzeniu własnej moralnej wyższości. I wreszcie drugi, który nakazuje zasypać stare podziały, wybrać przyszłość i „iść do przodu”. Taki model jej zdaniem, już dawno proponował Władimir Putin pisząc swój manifest przed podróżą do Polski w 2008 roku.
Jak każda operacja dezinformacji, tak i ta w wykonaniu najwyższych rosyjskich oficjeli, obliczona jest z jednej strony na zastraszenie potencjalnego przeciwnika, zdezawuowania nie tylko jego racji, ale również prawa do wygłaszania poglądów. Ale nie miałaby żadnego sensu, gdyby nie zawierała przesłania o możliwym rozwiązaniu nawarstwionych konfliktów i sporów, nie ukazywała wreszcie sił politycznych, które lepiej rozumieją na czym polega współczesny świat i jak rozwiązać rysujące się problemy.
Kilka dni później rosyjski MSZ wydał specjalny komunikat w którym dawał wyraz swego rozczarowania z faktu, iż Unia Europejska przedłużyła o kolejne 6 miesięcy antyrosyjskie sankcje.
Europa straciła szansę poprawy stosunków z Federacją Rosyjską
— można przeczytać w oficjalnym rosyjskim stanowisku. I te elementy należy połączyć. Mam na myśli retoryczną antypolską agresję Putina, przekaz w myśl którego trzeba zapomnieć o przeszłości i „wybrać przyszłość” godząc się na różne, w tym i oficjalną rosyjską narrację historyczną ze zniesieniem sankcji wprowadzonych po agresji na Ukrainę.
Gołym okiem widać, że Putin w gruncie rzeczy zastawił pułapkę nie tylko na obóz rządzący w Warszawie, ale również na zwalczającą władzę zjednoczonej prawicy opozycję.
Ta kuszona jest wizją pojednania z Moskwą, możliwością uprawiania nowej europejskiej i oczywiście postępowej polityki, w której antyamerykanizm miesza się z marzeniami o normalizacji, wspólnym europejskim domu i wspólnej europejskiej tożsamości. Rosjanie grają w tym wypadku nie tylko na naiwności i niewiedzy swych rozmówców. Również na ich trudno skrywanym przekonaniu o własnych wysokich umiejętnościach, zwłaszcza politycznych, na zdolności „ogrania” wschodniego satrapy i sprawienia, że pewnego dnia, jak powiedział w przywoływanym wywiadzie Adam Michnik Rosja „wejdzie do Unii Europejskiej” a inny tuz tego obozu widział Putina w NATO. Dodatkową pokusą jest możliwość choćby retorycznego pogrążenia obozu rządzącego i setek tysięcy przedstawicieli „czarnej sotni” manifestujących swe przywiązanie do „tenkraju” każdego 11 listopada.
Szukając polskich prorosyjskich formacji których polityka sprzyja rozgrywce zaplanowanej w Moskwie warto pamiętać o tym, że budowana na Kremlu narracja nie zawsze ogranicza się do „rewizjonizmu historycznego na sterydach” i może współbrzmieć, realizując cele polityczne Federacji Rosyjskiej, z tym co myślą i czego chcą najbardziej europejscy Europejczycy. Ot, takie ukąszenie heglowskie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/480074-co-michnik-mowi-rosjanom-o-polakach-czarna-sotnia