Tomasz Lis jest już tylko cieniem dawnego stratega, który wiernie służył obozowi III RP. Brak pomysłów, jasnej koncepcji i zupełne oderwanie od rzeczywistości sprawiają, że niegdysiejsza gwiazda publicystyki, po omacku, szuka dziś politycznych rozwiązań. Naczelny tygodnika „Newsweek” szuka więc opozycyjnego kandydata na prezydenta. Padają nazwiska? Tylko jedno: Andrzej Duda. Zdaniem publicysty pokonać go może przeciwnik, będący jego przeciwieństwem. Czyli kto? „Ktokolwiek, byle nie Duda”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Totalna frustracja! Lis uderza na oślep: „Naczelnym hejterem wymiaru sprawiedliwości w Polsce jest pan Andrzej Duda”
CZYTAJ TAKŻE:Tomasz Lis w krótkiej wiadomości poinformował o swoim stanie zdrowia: Przede mną długa i żmudna rehabilitacja
Często słyszy się, że Andrzej Duda nie będzie miał w wyborach silnego rywala. Nieprawda. Ma bardzo mocnego kontrkandydata. Nazywa się on „ktokolwiek, byle nie Duda”. Duda to swoisty fenomen. Niemal każdy prezydent w ostatnich 30 latach budził emocje, ale zwykle wzdłuż linii lubię/nie lubię, ewentualnie uwielbiam/nienawidzę. Duda wywołuje nie tylko skrajne emocje, ale i skrajne oceny. Jak skrajne, wiedzą tylko ci, którzy wśród krewnych lub znajomych mają zwolenników PiS. I słyszą rzeczy, z którymi nie tylko się nie zgadzają, ale które często nie mieszczą im się w głowie. Zwolennicy prezydenta całkiem serio twierdzą, że jest on charyzmatyczny i kompetentny. Że to ważna międzynarodowa postać, skoro tyle razy spotykał się z samym Trumpem, a do tego jest skuteczny, skoro wizy do USA są zniesione. Wielu uważa go za świetnego mówcę (bo mówi bez kartki) i za przywódcę twardego, bo przemawia głośno. Są i tacy, którzy widzą w nim nawet pomazańca Bożego, przynajmniej od chwili, gdy „uratował hostię”.
– sili się na kpinę Tomasz Lis we wstępniaku do „Newsweeka”.
Tomasz Lis gubi się w swoich wywodach. Raz sugeruje, że Andrzej Duda to poważny gracz, by już po chwili dezawuować jego pozycję i cały dorobek pierwszej kadencji obecnego prezydenta.
Andrzej Duda, definiując nasze wyobrażenia o prezydenturze, sprawił, że z Dudą możemy spędzić kolejnych pięć lat. Nie wiadomo tylko, czy z Dudą właściwym, czy z jego odrobinkę ulepszoną wersją.(….) Jeżeli nie potraktujemy wyborów poważnie, dostaniemy znowu Dudę lub Dudę bis, bo jak ktoś powiedział, demokracja to system, w którym wyborcy mogą zapragnąć czegokolwiek, a na koniec i tak dostaną to, na co zasługują.
– konkluduje naczelny „Newsweeka”.
Co miał na myśli Tomasz Lis, pisząc swój wstępniak? Chyba tylko on zna odpowiedź na to pytanie. Chciał zagrzewać zwolenników opozycji do walki? To dlaczego traktuje ich jak polityczne mięso armatnie, które nie myśli samodzielnie, ale przyjmie „kogokolwiek, byle nie Dudę”? Czy opozycja nie ma swoich kandydatów? A może Lis sam zabagnia dyskusję, bo o nim samym nikt już poważnie nie myśli i to nie tylko w kontekście prezydenckiego wyścigu?
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479887-lis-szuka-kontrkandydata-ktokolwiek-byle-nie-duda
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.