Portal wPolityce.pl dotarł do szokującego zażalenia Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego (IP) na decyzję Izby Dyscyplinarnej (ID), która odmówiła odrzucenia pozwu prof. Kamila Zaradkiewicza, w związku z jego pozwem przeciwko SN o możliwość orzekania. Z treści zażalenia wynika, że Izba Pracy całkowicie pomija Izbę Dyscyplinarną i podważa prezydenckie nominacje sędziowskie. Wszystko to w oparciu o błędną interpretację wyroku TSUE z 19 listopada i szokująco błędnego wyrok Izby Pracy SN z 5 grudnia 2019 r. Sędzia Kamil Zaradkiewicz, pierwszy raz, postanowił osobiście odnieść się do tej bulwersującej sprawy, mającej na celu wyeliminowania go z orzekania przez zauszników prof. Małgorzaty Gersdorf, I Prezes Sądu Najwyższego.
Przypomnijmy, sędzia Izby Cywilnej prof. Kamil Zaradkiewicz pozwał Sąd Najwyższy za to, Dariusz Zawistowski, prezes Izby Cywilnej SN i jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prof. Małgorzaty Gersdorf, nie dopuszcza go do orzekania. Sprawa trafiła do Izby Dyscyplinarnej. Wydano postanowienie o zabezpieczeniu, a to zmusiło Zawistowskiego do wyznaczania Zaradkiewicza w składach orzekających. Niestety, w grafiku na styczeń 2020, sędziego prof. Zaradkiewicza próżno szukać w wyznaczonych sprawach. W treści zażalenia złożonego przeciwko decyzji Izby Dyscyplinarnej znajdujemy za to kuriozalne argumenty. Sąd Najwyższy nie uznaje więc swojej własnej Izby Dyscyplinarnej.
Wydanie owego postanowienia przez skład orzekający Sądu Najwyższego, który (w świetle oceny Sądu Najwyższego - Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych zawartej w wyroku z 5 grudnia 2019 roku (…), nie powinien być uznany za sąd w rozumieniu prawa Unii Europejskiej, albowiem (…) „Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa Unii Europejskiej, a przez to nie jest sądem w rozumieniu prawa krajowego”
– czytamy w zażaleniu Sądu Najwyższego, do którego treści dotarł portal wPolityce.pl.
Sąd Najwyższy chce więc, by sprawą zajęła się teraz Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z całkowitym pominięciem Izby Dyscyplinarnej. To rozumowanie szokuje o tyle, że kwestią pracowniczą prof. Kamila Zaradkiewicza mógłby się zając właściwy Sąd Rejonowy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Potwierdzają się informacje wPolityce.pl! SN przesłał pytania Zaradkiewicza do TK. Wcześniej blokował je sojusznik Gersdorf
Oparta na orzeczeniu TSUE z 19 listopada i wyroku SN z 5 grudnia argumentacja Sądu Najwyższego zdumiewa prof. Kamila Zaradkiewicza, który wskazuje na wadliwe interpretacje sądu.
Od czasu objęcia funkcji sędziego po raz pierwszy zdecydowałem się publicznie zabrać głos w tej sprawie, ponieważ uważam, że obecna sytuacja jest bardzo niebezpieczna dla całego wymiaru sprawiedliwości. Zażalenie pracodawcy reprezentowanego przez Panią Prezes Gersdorf w mojej sprawie odbieram jako wpisujące się w kampanię kwestionowania powołań sędziowskich. Najbardziej bulwersuje to, że zamiast orzekać w sprawach, na których rozstrzygnięcie czekają obywatele, prowadzi się z nowymi sędziami swoistą „grę”, podważając bez jakichkolwiek podstaw prawnych, w szczególności konstytucyjnych, ich status, a także wstrzymując awanse w sądach powszechnych
– mówi prof. Kamil Zaradkiewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Z tego punktu widzenia zawarte w zażaleniu stanowisko jest zdumiewające, ponieważ Sąd Najwyższy nadal brnie w podważanie powołań. Przede wszystkim mało kto dostrzega fakt, że w dalszej perspektywie może to prowadzić do nieobliczalnych skutków dla całego wymiaru sprawiedliwości, kiedy to każdy sędzia będzie mógł być w dowolnym czasie poddany swoistej „weryfikacji” na podstawie dowolnie sformułowanych zarzutów, np. z powodu braku zwrotki w aktach KRS sprzed wielu lat. To właśnie takiemu kwestionowaniu statusu sędziego zapobiega przewidziane w Konstytucji powołanie będące niewzruszalną prerogatywą prezydencką, a także w ślad za nim inne konstytucyjne gwarancje statusu sędziego. Wbrew pojawiającym się ostatnio sugestiom, w wyroku z 19 listopada 2019 r. TSUE nie podzielił zarzutów o możliwości takiej weryfikacji. Ponadto Sąd Najwyższy, jako pozwany - pracodawca, twierdzi po raz kolejny, że w sprawie dopuszczenia do orzekania przysługuje jedynie droga służbowa, bez możliwości podawania do wiadomości publicznej okoliczności dotyczących tych kwestii jako służbowych
– podkreśla.
Po pierwsze, w sytuacji trwającej od roku publicznej debaty na ten temat, w tym wypowiedzi prezesów oraz rzecznika Sądu Najwyższego, aprobata takiego stanowiska oznaczałaby, że sędzia odsunięty od orzekania nie może podejmować środków obrony swojego statusu, odpierać formułowanych nieprawdziwych zarzutów, a tym bardziej zabierać w tej sprawie publicznie głosu. Uważam to za próbę zamykania sędziom ust, co w sytuacji jaskrawego i sprzecznego z Konstytucją naruszania ich godności i niezawisłości, jest niedopuszczalnym nadużyciem. Mam nadzieję, że także ten skrzętnie pomijany dotychczas wymiar wolności słowa w debacie publicznej zostanie wreszcie dostrzeżony
– zauważa Zaradkiewicz.
Po drugie, pozwany, mimo że zwracałem na to uwagę, nie odnosi się do faktu, iż w orzecznictwie i w doktrynie przyjmuje się jednolicie, że w sprawach ze stosunku pracy (w sprawach służbowych) nie można sędziemu odmówić drogi sądowej. Innymi słowy, przepis, na który powołuje się SN, przewidujący drogę służbową, nie wyklucza zwrócenia się do sądu przez sędziego według takich samych zasad, jakie dotyczą każdego pracownika. Sędzia też jest pracownikiem i jak każdy pracownik może dochodzić umożliwienia mu świadczenia pracy, a zatem wykonywania czynności orzeczniczych, przed sądem. Stanowisko pozwanego Sądu jest tym bardziej bulwersujące, iż będąc państwową jednostką organizacyjną przypisuje on sobie prawo obywatelskie, jakim jest prawo do sądu, a równocześnie - w tym samym piśmie - tego prawa odmawia mi jako pracownikowi. To w moim przekonaniu świadczy nie tylko o próbie podważenia przez pozwanego zasad prawa pracy, ale także - niestety - braku elementarnej wiedzy o istocie i funkcji konstytucyjnych praw podstawowych, które nie przysługują państwu i jego jednostkom, lecz obywatelom
– przyznaje prof. Kamil Zaradkiewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Sędzia podkreśla też kwestię nieuznawania przez Sąd Najwyższy Izby Dyscyplinarnej.
To nadużycie interpretacyjne pozwanego. Z orzeczenia TSUE wynika jednoznacznie, że w każdej konkretnej sprawie trzeba zbadać to, jaki wpływ na tę sprawę i na niezależność orzekającego sądu ma w szczególności okoliczność powołania sędziów. Jeśli w konkretnej sprawie taki wpływ zostanie wykazany, a tym samym niezależność zakwestionowana, to wówczas można zastanawiać się nad tym, któremu sądowi przekazać tę konkretną sprawę. Tego związku w mojej sprawie Sąd Najwyższy, jako pozwany, nie wykazał. Jak się zdaje, SN stoi na stanowisku, że wyrok TSUE, a w ślad za nim wyrok Izby Pracy z 5 grudnia, mają charakter abstrakcyjny, w tym sensie, że w zasadzie można uznać, że działalność Izby Dyscyplinarnej jest w każdej sprawie niedopuszczalna, a zatem należy tę Izbę zlikwidować, a przynajmniej pomijać przy rozpoznawaniu spraw. Ten wniosek w mojej ocenie jako strony, także w świetle stanowiska TSUE, jest błędny. Nota bene, jeżeli Izba Dyscyplinarna nie jest - jak twierdzi pozwany - sądem, to oznaczałoby to, że w ogóle nie mamy żadnej sprawy sądowej, bo pozew nie może być składany do „niesądu”. Co więcej, niewyobrażalna byłaby dla mnie sytuacja, gdyby status i niezawisłość sędziów powołanych przez Prezydenta RP wybranego w demokratycznych, bezpośrednich wyborach, mieli oceniać sędziowie, którzy swoje nominacje, a zatem i awanse, i staż pracy, wywodzą wprost od organu komunistycznej dyktatury, jakim była Rada Państwa PRL. A to niemal jedna trzecia wszystkich sędziów Sądu Najwyższego. Ten paradoks najlepiej pokazuje kuriozalność sytuacji, w jakiej się aktualnie znajduje polski wymiar sprawiedliwości
– zwrócił uwagę prof. Zaradkiewicz.
Strona pozwana zwraca się do Izby Pracy, za pośrednictwem Izby Dyscyplinarnej, o rozpoznanie zażalenia w mojej sprawie. Uznaje więc, że właściwą jest Izba Pracy. To jest stanowisko nieprawidłowe nie tylko w świetle wyroku TSUE, ale także na gruncie przepisów określających właściwość sądu. Nawet jeśli hipotetycznie uznać, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem właściwym w mojej sprawie, to zgodnie z ogólnymi przepisami o właściwości w sprawach z zakresu prawa pracy, właściwym byłby wówczas odpowiedni warszawski sąd rejonowy. W żadnym razie zatem Izba Pracy SN nie może być w tej sprawie właściwa, bo żaden przepis takiej właściwości nie wskazuje. Uważam, że wniosek w tym zakresie stanowi nieudolną i niezgodną z wytycznymi TSUE próbę skoncentrowania działalności orzeczniczej w tej Izbie z uwagi na kierunek rozstrzygnięcia z 5 grudnia
– dodaje sędzia Kamil Zaradkiewicz.
Prof. Zaradkiewicz przyznaje, że nadal nie może orzekać w Izbie Cywilnej.
Prezes Dariusz Zawistowski wstrzymując rozpoznawanie spraw sędziom powołanym w 2018 r. przede wszystkim nie stosuje się do prawomocnego, wiążącego go orzeczenia o zabezpieczeniu. To dla mnie sytuacja niepojęta. Co więcej, takie działanie, na co wskazywałem w pismach procesowych, godzi w rdzeń, w istotę konstytucyjnej zasady niezawisłości i nieusuwalności sędziego. Pan Prezes powołuje się na wyrok TSUE, jednak ten nie daje komukolwiek kompetencji do tego, by oceniać, a tym bardziej kwestionować status sędziego i sądu. Pan Prezes w mojej ocenie nie ma więc podstawy prawnej do tego typu działań. Zastanawiam się, jak postąpiliby sędziowie z nominacjami Rady Państwa PRL, gdyby nowy Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego w kwietniu 2020 r. mając wątpliwości co do ich statusu z tego powodu odmówił im dalszego orzekania. Przecież wprowadzony raz precedens może być później stosowany wobec innych osób
– mówi prof. Kamil Zaradkiewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Prof. Kamil Zaradkiewicz wskazuje też, że w zażaleniu, strona pozwana podnosi wadliwość czynności podjętych bez reprezentacji I Prezesa SN w ubiegłym roku, zaznaczając, że prezes Gersdorf została przywrócona na stanowisko ustawą. W związku z tym kwestia reprezentacji powinna być na nowo rozpoznana.
To jest przykład wstecznego działania ustawy, która przywróciła Panią Prezes Gersdorf na to stanowisko. Ja już zwróciłem się do Izby Dyscyplinarnej o wystąpienie do TK, czy takie przywrócenie sędziego i prezesa z mocą wsteczną jest zgodne z Konstytucją i mam nadzieję, że takie pytanie Trybunałowi Konstytucyjnemu zostanie przedstawione. Pamiętajmy, że I Prezes SN jest organem konstytucyjnym i zasady jego funkcjonowania oraz wygaszania kadencji wynikają wprost z ustawy zasadniczej. W związku z tym wątpliwości budzi to, czy ustawą można było przywrócić, niejako odnowić kadencję I Prezesa SN, który jako sędzia wcześniej został przeniesiony w stan spoczynku
– podkreśla prof. Zaradkiewicz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479879-tylko-u-nas-szokujace-zazalenie-sn-w-sprawie-zaradkiewicza