To oczywistości i banały, niemniej jednak niech i one wybrzmią: agresywna i kłamliwa postawa Władimira Putina wobec Polski z ostatnich dni wymaga w naszym kraju współpracy i zgody na choćby minimalnym, podstawowym poziomie. Są, a przynajmniej powinny być momenty i sprawy, w których codzienny spór partyjny jest zawieszany, zamrażany, a doraźne korzyści (zazwyczaj tylko potencjalne) w kampaniach wyborczych muszą ustąpić interesowi narodowemu.
W lutym 2014 roku mieliśmy - co prawda na inną skalę i w innej sprawie - podobny moment. Po tym, co działo się w Kijowie i po kolejnych napięciach na linii rosyjsko-ukraińskich, w polskim Sejmie odbyła się debata parlamentarna, w której rządowi Donalda Tuska poparcia na tym odcinku udzielił lider opozycji Jarosław Kaczyński.
Nie można się nie zgodzić z premierem, gdy mówi o konieczności jedności wokół sprawy ukraińskiej. Jesteśmy gotowi w tym zjednoczeniu uczestniczyć, jest ono dzisiaj potrzebne. (…) Deklaruję jeszcze raz jedność, choć mamy różnicę zdań co do kwestii taktycznych czy socjotechnicznych. (…) To powinien być sens naszej, wspólnej, w tym wypadku zintegrowanej, w odniesieniu do wszystkich sił politycznych, polityki naszego wspólnego działania
— podkreślał prezes Prawa i Sprawiedliwości.
A przecież i wtedy zaczynał się maraton kampanii wyborczych, także na prawicy nie brakowało głosów, że tego rodzaju deklaracja - trudniejsza, bo dotknięta pamięcią o 10/04 i tym, jak zachowały się ówczesne władze - jest niepotrzebna, bezsensowna. Niemniej jednak Kaczyński uznał wówczas, że domniemane korzyści partyjne nie mogą być ważniejsze niż racja stanu naszego kraju i nasze wspólne bezpieczeństwo. Wzajemne oklaski prezesa PiS dla Donalda Tuska (i odwrotnie) nie unieważniły nawet części ich konfliktu i sporu, ale dały wyraźny sygnał - także naszym partnerom za granicą - że w sprawach najważniejszych nie ma co liczyć na partyjniactwo i podziały nad Wisłą.
Tamten moment dyskusji w Sejmie przypomniał mi się, gdy zerkałem na reakcję dzisiejszej opozycji wobec zachowania Władimira Putina wobec Polski. To charakterystyczne, że pierwszym instynktem wśród polityków Platformy, być może podpowiadanym przez jakichś magików od wizerunku i strategii kampanijnej, był atak wymierzony w premiera, MSZ i przede wszystkim prezydenta Andrzeja Dudę.
Dodać dwa do dwóch jest tutaj bardzo łatwo: mamy w zasadzie rozpoczętą już (choć nieoficjalnie) kampanię wyborczą przed majowymi wyborami, możemy domyślać się, że każda sprawa, w której można dołożyć Dudzie posłuży jako okazja do podkręcenia emocji w czasie wyścigu o Pałac Prezydencki. Równie charakterystyczne jest, że inaczej zareagował wcześniej wspomniany Tusk.
Nawet jeśli w tych reakcjach (Kaczyńskiego z roku 2014 i Tuska z dziś) ktoś doszukiwał się będzie cynizmu, to jest to błogosławiony cynizm, pozwalający na poziomie najniższego wspólnego mianownika tworzyć tkankę państwową. Tym bardziej warto mieć to z tyłu głowy, jeśli przyjąć, że werbalny atak prezydenta Rosji jest - jak można się domyślać - wstępem do czegoś większego, nieprzypadkowego. A jeśli możemy spodziewać się ciągu dalszego, to nie sposób nie wymagać od wszystkich sił partyjnych w Polsce elementarnej współpracy, choćby na poziomie deklaracji i słów.
Nie chodzi tutaj o jakąś naiwną, sentymentalną zgodę, która spowoduje, że wszyscy pokochamy się nad Wisłą i zapomnimy o różnicach czy kompletnie innych pomysłach na Polskę. Jeśli w grę wchodzi jednak po pierwsze nasze bezpieczeństwo, po drugie prawda historyczna, po trzecie wreszcie strategiczne relacje z naszymi sojusznikami z USA i Izraela (nie ma co łudzić się, że Putinowi chodzi tylko o historię). Rozumiem, że mamy kampanijny maraton, że ktoś zdiagnozuje u mnie naiwność, ale nie wszystkie sprawy mogą być przedmiotem kampanii i ostrej gry bez skrupułów.
Premier Mateusz Morawiecki powinien dziś otrzymać pełne wsparcie: także od liderów Platformy, kontrkandydatów Andrzeja Dudy, a także przedstawicieli mniejszych ugrupowań ze strony PSL-K‘15, Lewicy i Konfederacji. Każdy dobry odruch powinien zostać zapamiętany (na szczęście są takie: od Tuska, przez Grodzkiego, po Sienkiewicza czy Halickiego), podobnie jak każdy atak, szukanie własnego interesu czy choćby milczenie nie powinno zostać niezauważone. To już nie tylko kolejne pole gry politycznej, ale zakres, w którym w grę wchodzą biało-czerwone imponderabilia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479820-werbalne-ataki-putina-musza-spotkac-sie-z-jednoscia-w-polsce