Cimoszewicz jest zły. Nie na siebie, na siebie nie ma powodów, na Tuska jest zły! Bo mógłby zastąpić tego pomiatanego poza granicami prezydenta, ale brak mu poczucia odpowiedzialności: „Poradziłby sobie z Dudą jak z przedszkolakiem” i znów strzelałyby armaty na cześć gościa z Polski przed Białym Domem…
Kabaret? Niestety, nie! Nasza rzeczywistość w pigułce. Włodzimierz Cimoszewicz powiedział to w wywiadzie dla „Super Expressu”, że to „bajki” z tymi znakomitymi stosunkami Polski z USA, bo gdy on pojechał z Kwaśniewskim za ocean z wizytą najwyższego szczebla, przed Białym Domem „tysiące ludzi schodziły się by wysłuchać polskiego prezydenta”. A gdy Duda jeździ do Waszyngtonu, nikt nie strzela. A w kraju ci pisowcy doprowadzili do „rozbrojenia” i osłabienia armii, Black Hawki dla polskich sił specjalnych kupili - „takie taksówki, nimi na grzyby można polecieć, a nie na misję bojową”, skwitował.
Przepraszam, nie przedstawiłem: Włodzimierz Cimoszewicz, kiedyś działacz Związku Młodzieży Socjalistycznej, który tuż po krwawym grudniu ‘70 wstąpił do reżimowej PZPR i został nawet jej sekretarzem uczelnianym. Co prawda w 1980 bezpieka zarejestrowała go, jako „kontakt operacyjny” (pseudonim „Carex”, numer ewidencyjny 13613), ale on sam zaprzeczył, że był tajnym współpracownikiem. Przecież nie miał na to czasu, bo w latach 1980-1981, gdy reżim rozprawiał się z „Solidarnością” był stypendystą w USA… Czyli - człowiek godny zaufania, więc po obradach okrągłostołowych został w 1989r., jeszcze z ramienia PZPR, posłem na Sejm tzw. kontraktowy. A skoro kontrakt, to potem poleciało już jak z płatka: wicepremier, minister sprawiedliwości i prokurator generalny (w latach 1993-95), wicemarszałek, premier, minister spraw zagranicznych, marszałek Sejmu, poseł, senator, wreszcie eurodeputowany Koalicji tzw. Europejskiej, postkomunistycznego SLD z PO, PSL i mniejszymi przystawkami.
Życiorys Cimoszewicza przypominam nie bez powodu. To krystaliczny przykład, jakich de facto wiele, ulokowania i rozpanoszenia się byłych aparatczyków po uzgodnionych w Magdalence i przy Okrągłym Stole tzw. częściowo wolnych wyborach. Termin, który może zdrowomyślących doprowadzić do apopleksji; jajo nie może być do połowy nieświeże, wolnych wyborów nie było, był deal gwarantujący komunistycznym aparatczykom i służalcom reżimu bezkarność po nowemu, polityczną „nobilitację”, względnie uwłaszczenie w nowej rzeczywistości. W kwestii formalnej te prawdziwie wolne wybory odbyły się w naszym kraju jako w ostatnim spośród byłych, sowieckich satelitów. W efekcie mamy dziś wysyp grzybów postkomuny, bezwstyd i bezczelność „kontraktowców” nigdy dokonanego rozliczenia za PRL. Ale nie tylko…
Co gorsza, dokonała się zmiana pokoleniowa, pałeczkę po starszych wiekiem Cimoszewiczach, którzy nie mają powodów, aby być złymi na siebie, przejmują Arłukowicze i jeszcze młodsi wychowankowie.
Siła PO to potencjał tysięcy ludzi w Polsce! Dzisiaj musimy zbudować taki zespół ludzi, którym z pełną determinacją i mocą pójdziemy po wyborcze zwycięstwa! Nowoczesne państwo prawa i wrażliwości społecznej to nasze zobowiązania! Szkoda czasu! Startuję!
— huknął z pięcioma wykrzyknikami na Twitterze młodszy od Cimoszewicza o 21 lat Bartosz Arłukowicz, kiedyś poseł lewicy, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Śledczej ds. Gier i Zakładów, powołanej po aferze hazardowej, w której zamieszany był m.in. szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Dla przypomnienia, śledztwo w sprawie tej afery umorzono w 2011r. W tym samym roku poseł lewicy Arłukowicz przeszedł na stronę PO, a premier Donald Tusk stworzył dla niego specjalną, przedziwną funkcję „pełnomocnika premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu”… Następnie, jeszcze w tym samym roku Arłukowicz dostał „jedynkę” w wyborach parlamentarnych na liście PO, a po niespełna dwóch miesiącach usadowiony został przez Tuska na fotelu ministra zdrowia, którą to funkcję pełnił także w rządzie Ewy Kopacz. Od kilku miesięcy były minister Arłukowicz jest, jak Cimoszewicz, europosłem…
Nie ma co, piękne kariery…, „tętniące życiem”, jak określił przyszłość Platformy z nazwy Obywatelskiej samozwańczy(?) kandydat na szefa tej partii Bartosz Arłukowicz, jeśli to jemu partia powierzy schedę po Grzegorzu Schetynie. Przeglądając różne życiorysy, nieodparcie nasuwa się pytanie, czy jest, bo może jest, a ja nic o tym nie wiem, jakaś postać w PO, albo w tzw. Nowej Lewicy, która dostrzega ten bezwstyd, tę bezczelność starych i młodych graczy i działaczy tych ugrupowań? Ktoś podpowie jakieś nazwisko? Nie słyszę…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479720-grzyby-postkomuny