Ludzi z zastępów już zastąpionych, lub też na zastępstwo oczekujących, zbiera często na wspominki wzbogacane dzisiejszą refleksją nad czasem minionym. Owe wyznania dalekie są od zapisanych przez Aureliusza Augustyna, czyli św. Augustyna, mają też liche nawiązania do konfesyjnego dzieła, które pozostawił Jean Jacques Rousseau, albowiem obydwaj ci mędrcy mówiąc o innych nie oszczędzali też siebie, własnych słabości i wybryków. No, może Rousseau był nieco oszczędniejszy w tym względzie, lecz będąc właśnie Rousseau jest nieco usprawiedliwiony.
Tymczasem za wspominki, mające kandydować do opowieści z kręgu prawd objawionych, zabrali się tuż przed świętami Bożego Narodzenia i Tusk, i Miller, i ludzie z pobliża Kwaśniewskiego, a także Małgorzata Kidawa–Błońska, prof. Grodzki i wielu myślicieli, którzy wmówili sobie i starają się innym, że sam fakt krytykowania prezydenta Dudy, premiera Morawieckiego, czy prezesa Kaczyńskiego czyni z nich awangardę intelektu.
Często bezczelności tam więcej niż najmniejszych choćby śladów pracy umysłowej. Pewnie najbardziej prawdomówny w swych oczach polski polityk, czyli Donald z Sopotu, uznał za największego kłamcę prezesa Kaczyńskiego, zapominając, jak sam ze swą ówczesną załogą łgał każdego dnia właśnie w sprawie smoleńskiej katastrofy, oddając wszystko, co było wtedy do oddania Moskalom. Zestaw jego kłamstw można bez trudu znaleźć w Internecie, więc oszczędzę czas sobie i Czytelnikom. Były premier Leszek Miller przypomniał sobie przed świętami, że jest dostateczna ilość dowodów współpracy Wałęsy z bezpieką. Nie śmie przypominać, że to sama bezpieka, która czuwała nad jego karierą w PZPR, a pewnie i późniejszą. I nigdy nie miał na nią żadnego wpływu. Nawet, jako sekretarz KC. Peerelowski ambasador w Moskwie Stanisław Ciosek wygrzebał teraz z pamięci chwile samolotowej podróży na uroczystości w Charkowie, czczące polskich oficerów zamordowanych przez NKWD. Ówczesnego prezydenta upili dostojnicy polskich kościołów, częstując, ponoć zwyczajowo głowę państwa. Spodziewałem się jeszcze komentarza, że głowa się opierała, ale w końcu uległa. Tego zabrakło, ale pojawiło się za to kolejne usprawiedliwienie. Prezydent miał bardzo kiepską tolerancję alkoholu. Nie tolerował, ale spożywał. Nie cierpiał kłamstwa, ale… Zapewne Stanisław Ciosek miał dobre chęci o tym wspominając. Tak, jak podczas rozmów magdalenkowych, podczas których wabił niezorientowanych niektórych solidarnościowców – jeśli się dogadamy, będziemy jeździć takimi samymi mercedesami. Identycznymi, ja my teraz.
Prof. Grodzki też naopowiadał nam trochę bajek na temat polskiej rzeczywistości, ale jednak nie usłyszeliśmy ani słowa o tym nikczemniku, który chciał politycznie go przekupić. Ten wstrętny typ musi w samotności potępiać swój marny uczynek. Niech ma za swoje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479105-czas-wyznan-tuska-millera-grodzkiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.