Marszałek Grodzki sprawia wrażenie niesłychanie pewnego siebie. W sytuacji, gdy przeciwko trzeciej osobie w państwie formułowane są takie zarzuty, próba lansowania się na męża opatrznościowego narodu, wygłaszanie drugiego już orędzia może wiele osób zniesmaczyć
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Zbigniew Lazar, ekspert do spraw wizerunku politycznego.
wPolityce.pl: Jak ocenia pan reakcję marszałka Senatu na pojawiające się korupcyjne zarzuty?
Zbigniew Lazar: Marszałek Grodzki sprawia wrażenie niesłychanie pewnego siebie. W sytuacji, gdy przeciwko trzeciej osobie w państwie formułowane są takie zarzuty, próba lansowania się na męża opatrznościowego narodu, wygłaszanie drugiego już orędzia może wiele osób zniesmaczyć. Orędzie wskazujące w jakim kierunku powinien iść naród może wygłaszać ktoś krystalicznie czysty. Jeżeli są formułowane przeciwko nam oskarżenia – ok, może to są tylko oskarżenia, nie możemy tego przesądzać – nie możemy stawiać się w roli męża opatrzności narodu.
Jak wychodzi prof. Grodzkiemu granie tej roli?
Wychodzi to średnio. Jest to typowe lansowanie się. Myślę, że lepiej mogliby się wypowiedzieć psychologowie, ale zachowanie marszałka wskazuje na niezwykle wybujałe ego. Za tymi orędziami kryje się megalomania i olbrzymie ego. Nie było w nich nic, poza banałami, więc po co to robić? Technicznie orędzia były sprawne, ale jest to pozowanie – takie przemówienie z gabinetu owalnego: „ja, prezydent, na tle biblioteki mojego gabinetu, przemawiam do was narodzie”. Na tym polega orędzie – to jest przesłanie do narodu. Ale jako kto? Jako ktoś, kto nie wytłumaczył się jeszcze z ciążących na nim zarzutów. Nie taka powinna być kolejność. Wyprawianie takich megalomańskich autoprezentacji jest po prostu niestosowne.
Marszałek Grodzki broni się stwierdzeniami, że nigdy nie uzależniał jakiejkolwiek procedury medycznej od przyjęcia pieniędzy.
To trochę przypomina tłumaczenie Clintona i jego odpowiedź na pytanie: „czy miał pan stosunek z tą kobietą” - „nie, stosunku z tą kobietą nigdy nie miałem”. To jest dokładnie ta metoda, ale Clintonowi to nie pomogło.
Jak ta sytuacja wpływa na wizerunek opozycji?
Jeszcze kolejny taki występ, a marszałek Grodzki może bardzo szybko przejść od patetyczności do śmieszności. Brakuje jeszcze trzeciego orędzia na „sześciu króli”. Jeszcze marszałek nie przekroczył tej granicy, ale jest blisko. W przekazach publicznych patos – niepoparty powodami – bardzo szybko przechodzi w śmieszność. Jest trochę jak chłopiec, który krzyczy „wilki!”, chociaż żadnego wilka nie ma. Jeśli kiedyś przyjdzie wilk, to nikt już na to nie zareaguje.
Grzegorz Schetyna broni prof. Grodzkiego. Czy środowisko marszałka Senatu nie powinno wymóc na nim konkretnego odniesienia się do stawianych zarzutów?
Jego środowisko musiałoby samo w sobie się pozbierać. Poza tym marszałek Grodzki spełnia rolę piorunochronu. Przez to, że on tak brnie, już nikt nie rozmawia o panu Gawłowskim i innych sprawach. Mało kto mówi też o tym, że Schetyna wprowadził do struktur parlamentarnych i europarlamentarnych postkomunistów. Mówimy tylko o marszałku Senatu. A co robimy z piorunochronem, kiedy się zużyje? Zastępujemy nowym.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479093-lazar-o-oredziach-grodzkiego-megalomanskie-autoprezentacje