Warto przypomnieć, że ostatnie wybory parlamentarne były bez wątpienia także referendum w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. Cztery poprzednie lata opozycja grzmiała w tej sprawie, wyciągała ludzi na ulice, był to jej najważniejszy sztandar. Miał być to także żagiel wyborczy, ale coś poszło nie tak. Polacy 13 października 2019 roku wybrali kontynuację zarówno rządu, jak i prób zreformowania wymiaru sprawiedliwości.
Daje to obecnym wysiłkom, by powstrzymać próby politycznego anarchizowania sądownictwa, szczególnie silny demokratyczny mandat.
Warto też dostrzec, że spór polityczny o kształt sądownictwa nie przypadkiem został przeniesiony do samych sądów, a na barykadach politycznych stanęli osobiście sędziowie. Bez wstydu, bo często ramię w ramię z tymi, których za chwilę mają sądzić w sprawach korupcyjnych. W państwie demokratycznym to sytuacja kuriozalna i śmiertelnie groźna. Już wcześniej osoby spoza układów, spoza świata celebrytów - świętych krów i o konserwatywnych poglądach mogły mieć poczucie, że są w sądach dyskryminowane. Teraz jest to już oczywiste.
Mimo to, zdecydowano się użyć sędziów w tej bitwie, a oni byli tak nierozsądni (na szczęście nie wszyscy), że w to weszli. Zdecydowali się zostać amunicją w boju toczonym przez Platformę, Lewicę i (dodajemy) Konfederację. Dlaczego? Bo Polacy odmówili wsparcia antyreformatorom nie tylko w wyborach, ale także na ulicy.
Rachityczność manifestacji nie jest przypadkiem: celebryci, którym wolno wszystko, karani społecznicy walczący ze złodziejską reprywatyzacją, upolitycznienie sędziów - to odebrało złudzenia wielu nawet najtwardszym zwolennikom opozycji. Obecnego kształtu sądownictwa, obserwowanego zaangażowania sędziów w politykę, nie da się bronić i Polacy to już wiedzą
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/478692-rachityczne-manifestacje-w-obronie-sadownie-sa-przypadkiem