„Ludzie strasznie łatwo się obrażają. Więcej – obrażanie się uważają za swój moralny, a czasem polityczny obowiązek” - napisała na łamach „Gazety Wyborczej” prof. Magdalena Środa.

Są pewne słowa, na które obrażający się są szczególnie wrażliwi i reagują natychmiast: uciszeniem, przemocą, cenzurowaniem, zaskarżeniem do sądu, ustawą

— przekonywała, podkreślając, iż „są trzy domeny, gdzie obraza nabiera prawnego charakteru: polityka, seksualność i religia”.

Im słabsza władza, tym bardziej boi się obrazy, tym częściej skazuje, zamyka usta, chroni się cenzurą i ustawami zakazującymi wyrażania opinii. Widać to jak na dłoni w dekadenckiej fazie autorytarnej władzy w Polsce; dziś ogranicza się sędziów, potem ograniczy się literatów, intelektualistów, dziennikarzy (prócz wybranych) itd. Władza pragnie, by suweren był jak karp – niemy, tradycyjny, bezwolny. Karp się nie obraża

— perorowała.

W sferze dotyczącej seksualności najbardziej obrażają się hipokryci lub ci, którzy nie potrafią inaczej zwalczyć własnych pokus, jak tylko zakazując ich innym. Pornografię tępią rozpustnicy, poligamię – domowi zdrajcy, homoseksualizm – kryptohomoseksualiści, poliamorię – polityczni zwolennicy „wierności aż po grób”

— przekonywała Środa.

Należy przyznać, że wypowiedziane przez prof. Magdalenę Środę opinie są delikatnie mówiąc zaskakujące, w szczególności jeżeli weźmiemy pod uwagę, że pani profesor jest i etykiem i filozofem. Prof. Środa nie dopuszcza bowiem myśli, że patologie takie jak pornografia, czy poliamoria mogą być tępione przez ludzi, którzy dzięki otrzymanej formacji potrafią w sposób właściwy opisać te zjawiska i przewidzieć ich skutki. Ale nie tylko w tym punkcie przekłamuje rzeczywistość… O jakim bowiem ograniczaniu sędziów pisze? Gdzie w Polsce są oni ograniczani? Gdzie w końcu mamy w Polsce władzę autorytarną? Można by jej wywód nazwać komedią absurdu, tyle że wcale nie jest on zabawny. Jest wręcz obraźliwy.

aw/Gazeta Wyborcza