Donald Tusk potrafi zaskoczyć. Ogłosił, że „nie żałuje, że nie wprowadził 500+”.
Liczyłem wtedy, na co Polskę stać, a na co nie. Polska musi teraz inwestować niewyobrażalne pieniądze w zdrowie, edukację i ochronę środowiska. PiS dokonało wyboru: damy tyle, ile się da, nie bacząc na to, czy za parę lat wystarczy pieniędzy na ochronę zdrowia dzieci -
— wspomina, choć przecież wszyscy pamiętamy jego wypowiedź z roku 2015-go, gdy jasno stwierdzał, że pieniędzy na 500 + nie ma:
Gdy słyszę bardzo fajny pomysł tak naprawdę - i nie będę drwił - żeby w Polsce na każde drugie i kolejne dziecko państwo płaciło 500 zł miesięcznie, jeśli dobrze zrozumiałem propozycję opozycji, to właściwie nie ma co czekać na jakieś kolejne wybory. Jestem gotów o tym serio porozmawiać dzisiaj.
Jeśli ktoś w Polsce wie, gdzie te miliardy leżą zakopane i można je natychmiast uruchomić i porozdawać ludziom, to będę najszczęśliwszym premierem w Europie, jeśli będę mógł być autorem czy współautorem takiego projektu.
Cały Donald Tusk: najpierw pomysł określa jako „bardzo fajny”, ale tłumaczy, że nie ma pieniędzy, a teraz sugeruje, że właściwie mógł tę ideę zrealizować, ale nie chciał. Nawet w tej sprawie mamy zwody i krętactwo. I brak odniesienia się do sprawy podstawowej: Tusk tych pieniędzy ani nie miał, ani nie mógł mieć, ponieważ ich zdobycie wymagało uderzenia w układy, których Platforma ruszyć nie była w stanie. Nawet gdyby miała taką wolę.
Ale to nie koniec myślowych wygibasów. Tusk ogłosił bowiem, że fakt, iż nie startuje w wyborach prezydenckich, oznacza właściwie jego zwycięstwo:
To, co przez ostanie pięć lat się działo w przestrzeni publicznej - w mediach publicznych też bardzo wyraźnie - pokazywało, jaki jest polityczny, dość prosty plan dzisiaj rządzących, Prawa i Sprawiedliwości. Rezygnując z kandydowania trochę unieważniłem pięcioletnią negatywną i niezwykle intensywną kampanię PiS, która była wycelowano dość precyzyjnie we mnie
— przekonuje Tusk, ciesząc się, że ”zepsuł swoim konkurentom ich najważniejszy projekt, jakim było dyskredytowanie mojej potencjalnej kandydatury”. Teza jest więc taka, że PiS chciało, by to Tusk stanął do walki o prezydenturę, ponieważ łatwo byłoby go pokonać, a były premier, robiąc unik, odniósł wielkie zwycięstwo. Co prawda można by zapytać, czy celem owej domniemanej kampanii było właśnie sprawienie, by Tusk nie kandydował, ale może rzeczywiście nie ma co psuć dobrego nastroju.
Najważniejszym, niezapomnianym cytatem z ostatnich występów Tuska będzie jednak oczywiście ten fragment jego książki („Szczerze”), w którym ujawnia naprawdę dużo o sobie. Oto on:
Siedzę w słońcu na tarasie, w dole plaża, słyszę głosy Mikołaja i Mateusza, czytam tę historię i oglądam reprodukcje obrazów Kokoschki, a z telefonu puszczam V symfonię Mahlera. Popijam powoli malwazję. Dawno nie czułem się tak szczęśliwy.
Ponoć jest tego stylu więcej. Stylu, który potwierdza intuicję tak wielu z nas: Tusk od dawna miał doskonały pomysł na siebie. Pomysł i plan, które krążyły wokół słowa „aspiracje”. Może kiedyś widział jakiś serial, którego bohaterowie mu zaimponowali? Może zobaczył, jak żyją unijni decydenci? Na pewno był to plan wyraźny, czytelny, do tego w pełni zrealizowany. Niestety, i ten cytat, i inne, dowodzą, że były premier nigdy nie miał poważnego pomysłu na Polskę. Takiego pomysłu, w którym kraj nad Wisłą byłby czymś więcej niż trampoliną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477999-tusk-mial-pomysl-na-siebie-ale-nie-mial-pomyslu-na-polske