Może Donald Tusk liczy na to, że owe przetasowania plus to, że jego rządy to jest kwestia bardzo odległych lat, pozwolą mu wystąpić w nowej roli. Być może też różne międzynarodowe kryzysy ekonomiczne też spowodują, że wyborcy o latach minionych będą myśleli mniej krytycznie niż do tej pory. Natomiast w istocie w chwili obecnej to próba powrotu do polskiej polityki w prostej roli jednego z liderów, kandydata itd. skazywała by go, mimo niewątpliwie dobrego wyniku wyborczego, jaki by dostał, na pewną porażkę z obecnym obozem rządzącym. Taka sytuacja, w której snuje się dość długoplanowe wizje w polskiej polityce, szczególnie liberalnej polityce, jest pewnego rodzaju novum
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Donald Tusk prowadzi akcję oczerniania PiS w mediach. Jest w tym wyjątkowo aktywny. Pytanie, na ile działa ona na korzyść PO, a na ile przynosi skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego?
Prof. Rafał Chwedoruk: Myślę, że to, co obserwujemy, jest po pierwsze elementem podtrzymywania obecności Donalda Tuska w polskiej polityce. W obozie liberalnym jest wielu bardzo chętnych do bycia głównym podmiotem, głównym rozgrywającym tego segmentu systemu partyjnego. Po drugie jest to oczywiście fragment niekończącej się wojny domowej w Platformie Obywatelskiej, a w przyszłym roku z całą pewnością jakieś kolejne rozstrzygnięcia w niej będą musiały nastąpić i w ten sposób Donald Tusk wspiera jedną ze stron tej wojny, o czym zresztą expressis verbis w wielu mediach jest mowa. I bardzo wyraźnie chyba z tego wszystkiego wynika, że raczej obrał strategię długofalową, to znaczy czekania na to aż w nadchodzącym roku dojdzie do daleko idących przetasowań po porażce wyborczej w wyborach prezydenckich opozycji. Choćby sama ilość kandydatów niekoniecznie sprzyja konsolidacji opozycji w ogóle. Na dodatek można mówić o tym, że w stanie na dzień dzisiejszy około czterech kandydatów będzie walczyło o liberalny elektorat.
W jaki sposób i na ile wpłynie to na kampanię prezydencką Małgorzaty Kidawy-Błońskiej? Czy kampanię prowadzoną przez Tuska można traktować jako wstęp do kampanii prezydenckiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej?
Niewątpliwie trzeba to traktować jako wstęp do kampanii wyborczej, natomiast myślę, że w tym momencie raczej należałoby postawić trzy kropki, a po nich znak zapytania, bo biorąc pod uwagę różne wypowiedzi, a także postawę osób, które znane były z tego, że sympatyzują z Donaldem Tuskiem, to można się zastanawiać, czy lista osób, z którymi w przyszłości być może sympatyzowałby Donald Tusk może zostać zamknięta tylko w jednej postaci? Warto zresztą także pamiętać z takiej pragmatycznej perspektywy, że tak jak poparcie Donalda Tuska niewątpliwie wzmocniłoby pozycję jakiegokolwiek polityka wśród wyborców liberalnych, szczególnie tych, którzy byli bliscy Platformie i przy niej pozostali, tak jednocześnie wśród tych wyborców, którzy mogliby się wahać w swoich preferencjach, to raczej takie wsparcie mogłoby przynieść odwrotny efekt, co pokazały wybory do Parlamentu Europejskiego. Nie spodziewam się zatem jakichkolwiek jednoznacznych gestów ze strony Donalda Tuska na tak wczesnym etapie walki wyborczej.
Zapewne wynika to też z tego, że retoryka Donalda Tuska jest często sprzeczna z faktami i raczej nie brzmi wiarygodnie dla większości Polaków, posiadających jednak pewien dostęp do informacji? Na ile zatem może zwyczajnie zaszkodzić Małgorzacie Kidawie-Błońskiej?
Jeżeli chodzi o poziom pierwszej tury, to takie wsparcie ma pewien sens, gdyby rzeczywiście zostało udzielone w sposób jednoznaczny i tylko tej jednej osobie. Zwiększałoby szansę na wyraźne pokonanie kontrkandydatów opozycji i wejście do II tury. Przed II turą wyborów prezydenckich w pewnym stopniu mogłoby być obciążeniem – już plebiscytarny mechanizm II tury w pewnym stopniu oparty jest na negatywnym elektoracie. Olbrzymia część wyborców głosuje przeciwko komuś, a wokół byłego premiera pełno jest nie tylko pozytywnych emocji w świadomości społecznej. Warto przy tym zwrócić uwagę na pewien paradoks, który towarzyszy polityce Donalda Tuska - ostatnich tygodniach, gdy mówił on o potrzebie rewitalizacji współpracy PO z PSL wokół Europejskiej Partii Ludowej, znów powrocie do politycznego centrum itd. Otóż paradoks polega na tym, że tak jak poparcie Donalda Tuska zapewne wzmacniałoby w liberalnym elektoracie, tak samo w sobie byłoby jedną z tam przepływania w stronę centrum. Partia, która opierałaby się na Platformie, która byłaby wsparta przez Donalda Tuska automatycznie stawałaby się partią, która nie jest partią centrum, tylko która jest jednym z biegunów polskiej polityki i w tym sensie odzwierciedla to problem całej opozycji.
Można iść do centrum, ale bardzo trudno jest to zrobić z Donaldem Tuskiem jako jednym z filarów.
Czy to jest związane z wysokim poziomem politycznej agresji Donalda Tuska?
Myślę, że Donald Tusk jest politykiem na tyle doświadczonym, że dozuje odpowiednio emocje, to znaczy wie, że w istotnej części wielkomiejskiej klasy średniej negatywne emocje względem rządzących są dosyć silne. Jeśli chce podtrzymywać swoją obecność w polskiej polityce, to takiej retoryki nie uniknie, ale zarazem jest to retoryka, z którą trudno byłoby poszerzyć elektorat poza tych, którzy i tak a priori są przekonani do racji opozycji.
Ale czy w ten sposób nie oddaje jednak pola Lewicy, która prezentuje konsekwentne, ale bardziej łagodne oblicze?
Trudno powiedzieć, czy samo w sobie byłoby to oddawaniem pola Lewicy, która też jest zmuszona uczestniczyć w licytacji. Na tym polega błędne koło opozycji, to znaczy jest ona zakładnikiem negatywnych emocji olbrzymiej części elektoratu i każdy, kto przestanie w licytacji antypisowskiej uczestniczyć, natychmiast narazi się na ataki konkurentów i dezaprobatę olbrzymiej części elektoratu, a jednocześnie bez złagodzenia tego nie sposób byłoby przesunąć się w stronę środka i być może pomysł jest taki, by to PSL-owi powierzyć funkcję tego podmiotu wśród liberalnej opozycji, który byłby nieco mniej liberalny, mniej antypisowski itd., ale to chyba musiałoby być procesem bardziej długofalowym i trudno sobie wyobrazić aktywną rolę w takim procesie samego Donalda Tuska, bo byłby on dla ludowców raczej w takiej sytuacji utrudnieniem, aniżeli ułatwieniem do zdobywania wyborców z różnych stron.
Czy PO w kampanii prezydenckiej będzie chciała powtórzyć strategię kampanii Emmanuela Macrona, licząc na analogiczny sukces w Polsce?
Co do Macrona to bardzo łatwo w Polsce sięga się po jego przykład, choć można się zastanawiać, czy w kontekście gigantycznego spadku popularności tego polityka, protestów we Francji, tego, co się zdarzyło wobec Mélenchona, lidera lewicy, co w zasadzie przypomina postępowanie autorytarnych reżimów, a nie demokratycznych państw, porównywanie kogokolwiek do Macrona nie jest wyrafinowaną formą obelgi politycznej w Polsce? Sukces Macrona polegał na tym, że poszedł on wbrew tradycyjnemu duopolowi francuskiej polityki, to znaczy gaulliści kontra socjaliści, który funkcjonował w zasadzie od lat 70. Macron był związany ostatnio z partią socjalistyczną, przejął dużą część jej elektoratu, to znaczy głównie wielkomiejskich liberalnych światopoglądowo wyborców, ale jednocześnie jego liberalne podejście do gospodarki przekonało do niego olbrzymią część gaullistowskich wyborców. Temu sprzyjała jego współpraca z nieodgrywającymi większej roli we francuskiej polityce liberałami. Tymczasem wszystkie próby tworzenia w Polsce czegokolwiek na kształt Macrona były absolutnie nieskuteczne, dlatego że w istocie były tylko pomysłem na rozgrywanie elektoratu liberalnego, natomiast nie znajdowały żadnych instrumentów, by przekonać tych Polaków, którzy są bliżej PiS-u, albo tych, którzy jeśli są zmuszeni do wyboru między dwoma stronami, to wybiorą raczej Prawo i Sprawiedliwość. Można sobie wyobrażać, czy w przyszłości nie pojawi się w Polsce ktoś, kto będzie zdolny do pójścia w poprzek dotychczasowego podziału, ale myślę, że na liście zdolnych do tego Donald Tusk zajmowałby ostatnie miejsce.
Donald Tusk zapowiedział, że wystartuje w wyborach prezydenckich, ale następnych. Czym to może być podyktowane? Obawą, że przegra z Andrzejem Dudą, czy może czymś jeszcze?
Myślę, że Donald Tusk zapewne liczy na to, że przez najbliższe lata dojdzie do daleko posuniętych przetasowań partyjnych w polskiej polityce, do zmiany generacyjnej. W oczywisty sposób dojdzie do zwiększenia odsetka młodych wyborców, którzy byli dziećmi wtedy, kiedy Donald Tusk był premierem i on nie jest dla nich punktem odniesienia. To jest kwestia także, że jako lider EPP mógł się zetknąć z sytuacjami, w których partie związane z tą międzynarodówką, ponoszące ewidentną współodpowiedzialność za doprowadzenie swoich państw do bankructwa, po kilku latach wracały do władzy wobec pewnej społecznej amnezji i słabości politycznych konkurentów. Można tu podać przykład greckiej Nowej Demokracji, hiszpańskiej postfrankistowskiej Partii Ludowej i być może także portugalskiej prawicy o dziwacznej nazwie Partia Socjaldemokratyczna, z którą był niegdyś związany Barroso, więc być może liczy na to, że owe przetasowania plus to, że rządy Donalda Tuska to jest kwestia bardzo odległych lat, pozwolą mu wystąpić w nowej roli. Być może też różne międzynarodowe kryzysy ekonomiczne też spowodują, że wyborcy o latach minionych będą myśleli mniej krytycznie niż do tej pory. Natomiast w istocie w chwili obecnej to próba powrotu do polskiej polityki w prostej roli jednego z liderów, kandydata itd. skazywała by go, mimo niewątpliwie dobrego wyniku wyborczego, jaki by dostał, na pewną porażkę z obecnym obozem rządzącym. Taka sytuacja, w której snuje się dość długoplanowe wizje w polskiej polityce, szczególnie liberalnej polityce, jest pewnego rodzaju novum.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477987-chwedoruk-trudno-isc-do-centrum-z-tuskiem-jako-filarem